wtorek, 9 września 2014

Od Luny

 Minął kolejny rok, a przez ten czas wiele się zmieniło. Moje siedemnaste urodziny były najgorszymi w moim życiu. Ale ciszyłam się szczęściem Leo. Znalazł sobie nową dziewczynę, Revee. To dobrze. Mój przyjaciel wreszcie nie stoi w miejscu i idzie dalej. Jednak wszystkim coś w niej nie pasuje. 
Czułam na sobie jego wzrok. Jakby tęsknił za mną? Nie... Przecież ma swoją dziewczynę, którą bardzo kocha. Niby co mu może nie pasować? Jest ładna, mądra... zgrabna... A on nadal pociągający. Ostatnio przestałam zwracać uwagi na jakichkolwiek chłopaków. 
Usiadłam w wolnym stoliku z Mich i Julie, która starała się zaprzyjaźnić z moją przyjaciółką. Szło jej nieźle, a miałam nadzieję, że się naprawdę polubią. Bronx nie przestał zarywać do Mich. Robił to jednak ostrożnie. Mieli dobre kontakty między sobą, ale Bronx się bał. Pierwszy raz w życiu się bał. Mich mogła go jednym słowem spławić, ale on należy do tych, co za szybko się nie poddają. Jednak po jakimkolwiek słowie Mich on mógłby przestać się starać, a ona złamałaby mu to twarde serce. Skruszyłaby je. 
Widziałam, jak Bronx siedział przy stoliku i wpatrywał się w Mich. Widać było, że był zakochany. Nie słuchał tego, co mówi Szron lub Dave. Jednak ja wiedziałam, o czym rozmawiają. Mówili o nowych rekrutach do swojej bandy. Dave,Szron i Bronx są ludźmi, ale nie zwykłymi. Są tak zwanymi zabójcami. Wybijają wszystkie istoty które niszczą świat, czyli wampiry czy zombi. 
Wiecie, że jest różnica, pomiędzy zombi a zombie? To E nie robi żadnej różnicy? No, mylicie się.
Zombie to martwi ludzie którzy chcą posmakować mózgu,ludzkiego ciała. Podkreślam, ludzkiego.
A ZOMBI to duchy ludzi. Są albo dobre, albo złe. Złe zostają na ziemi jak i te dobre jeśli tego chcą. Te złe chcą zostać, by karmić się strachem ludzi, a jeśli chodzi o zabójców, to zombi chcą tylko zabić ich duszę. Dusza w zabójcy jest bardzo ważna, a raczej duch. Oni są dobrymi duchami, zabójcy mogą wychodzić z ciała kiedy chcą. Ale wtedy ich ciało jest nie do ruszenia, jak kamień. Wyglądają, jakby spali, ich ciało może tak też regenerować siły czy leczyć rany. Ale powiem wam, że dusza to inne ciało, po prostu mogę to nazwać tak, że bije w duszy jeszcze jedno serce, które o wiele trudniej osłabić. 
Skomplikowane? 
Dla mnie nie bardzo.
-Mich, gapi się na ciebie.-Szepnęła Julie.-Patrz...-Wskazała dyskretnie na Bronxa.
-I co?-Wzruszyła ramionami na co Julie aż wrzasnęła.
-O Boże! I co?! Zakochał się w tobie!
-Może.-Odparła.-Ale nie bardzo zwracam na takie coś uwagę.
-Mich, jesteś za bardzo niedostępna.-Mruknęła Julie oburzona.
-A co z Leo?-Spytała nagle moja przyjaciółka.
-Mich, nie wiem. 
-Ma nową dziewczynę.-Pomachała kanapką przed twarzą kochanej Mich.-Zapomniałaś?
-Jakoś nie wygląda na to, by byli razem.
-Byłam nim zauroczona. On mną też, a wiadomo że zauroczenie szybko mija.
-Coś za tym się kryje.
-Nie, Mich. Po prostu stwierdziliśmy już rok temu, że nie warto się starać. Nie ma co. -Wzruszyłam ramionami.
-Przesadzasz.-Machnęła ręką Julie a Mich tylko jej przytaknęła.
-Ja nie ogrodnik, żeby przesadzać.-Zaśmiały się, a ja jak zwykle zachowałam kamienną twarz.
-Od roku ani razu się nie uśmiechnęłaś. 
-Jak to nie?
-Umiem rozróżnić sztuczny uśmiech od prawdziwego. Julie także.
-Nie wątpię.-Chrząknęłam.-A co z Bronxem? Zostawisz go?
-Nawet nic do niego nie czuję. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
-Wiecie o sobie wszystko, Mich!-Walnęła w stół Julie. Tylko Mich wzdrygnęła.
-Wiem,wiem. Ale po prostu... Jestem jak Luna!-Westchnęła.-Odpycham każdego kto się do mnie zbliży, chodzi mi o facetów. Żaden się do mnie nie zbliży jeśli nie widzi, że mu nie pozwalam. 
-Racja.-Przytaknęłam jej i spojrzałam na Julie.-Od roku nie uśmiechnęłam się szczerze ani razu. Śmierć rodziców znów mnie gnębi, a na dodatek te sny. Koszmary. Nie umiem tego wytrzymać.
-No tak... Ale rok minął... 
-Śmierć rodziców jest dla mnie najgorszą rzeczą w życiu. Unikam facetów, by nie być ICH najgorszym wyborem w życiu.
-Co do rodziców ma rację.-Kiwnęła głową Julie.-Ale co do facetów nie koniecznie.
-Jak to nie.-Parsknęłam.-Będę taka, nic tego nie zmieni. 
-Wredna,bez skrupułów,cyniczna? O, jeszcze - gotowa do skopania tyłków?
-Tak.-Odparłam bez emocjonalnie.
-Lekcje zaczynają się za pięć minut.-Powiedziała Julie sięgając po plecak.-Lecę. 
-Ale pięć minut...-Zaczęła Mich.
-Pięć minut to pięć minut, ale pani Delly ma to gdzieś!-Rzuciła przy wyjściu.
Już zniknęła.
Spojrzałam na swoje czarne adidasy, a Mich tylko głośno westchnęła. Patrzyła na Bronxa w zamyśleniu. On także właśnie wychodził.
Na stołówce spotykali się oni  - wilkołaki i zabójcy i my - przyjaciółki. Po prostu, przyjaciółki. Tylko dla mnie to nie jest jedno marne ''po prostu''. Dla mnie to AŻ ''po prostu''. 
-Pierwszy dzień po wakacjach.-Zaczęła Mich.-Jak myślisz, ktoś przyjdzie? W sensie... ktoś odszedł a ktoś doszedł?
-Do naszej klasy? Na pewno.-Parsknęłam.-Może i ta szkoła jest dobra, ale nasza klasa akurat zalicza się do średnich. Na pewno ktoś przyszedł. Co roku ktoś się zjawia. Ale często odchodzi.
-No racja...-Szepnęła.
Jeszcze kilka minut... Posiedzimy i powoli poczłapiemy na lekcje. Kochałam Mich jak siostrę, którą mi zastępowała. 
Moi kumple stali się tylko znajomymi, bo odepchnęłam ich jak mogłam. Nie wiem czemu - przestały mnie bawić jakieś podrywy i zabawa w ''podchody''. Już koniec z facetami. Z resztą - każdy jest zajęty. W wakacje dużo się działo, ale u mnie nic ciekawego. Mich i Bronx jedynie zaprzyjaźnili się na tyle, by mogli rozmawiać godzinami bez przerwy. A Dave jest tylko zazdrosny jak cholera. W tym roku będzie znów nieciekawie, ale jestem przekonana, że coś się i tak zdarzy... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz