piątek, 5 września 2014

Od Luny

Siedziałam z Mich w moim pokoju, planując razem gdzie mogłybyśmy wyjść. Rozśmieszałyśmy się nie wiedząc o tym co może stać się za kilka godzin, niczego nieświadome. Nasza rozmowa zdawała się nie mieć końca, co chwilę przybywały nowe tematy (nawet o chłopakach). Zdziwiło mnie to, a was? Mnie najbardziej, bo nigdy z nikim nie rozmawiałam o swoich ideałach chociaż taki nie istniał w moim przypadku. Każda dziewczyna powinna mieć swój ideał ale jeśli ja żyję w przekonaniu że takich po prostu nie ma, no to co mam sobie wyobrażać swój ideał? Na razie udało mi się wymienić jedną cechę głośno i szczerze w stronę Mich która zadała mi pytanie o to, czy chociaż jest jakaś cecha która mi się podoba w facecie.
-Cecha? No... Tajemniczy jest najlepszy, tak sądzę.
-No, ale na pewno coś jeszcze masz.
-Twardy...
-Mhm, czyli już wiem jaki Ci się podoba!
-Ale delikatny kiedy jest ze mną, troskliwy...
-No i proszę! Mamy coś.-Uśmiechnęła się.
Zaśmiałam się i spojrzałam kątem oka na wyświetlacz, by sprawdzić godzinę. 15.30.
-O której musisz wyjść?-Spytałam.
-Znajomy taty ma przyjechać. W domu mam być o 17.
-Ile ma lat?-Spytałam obojętnie zaczynając jakikolwiek temat by nie rozpoczynać ciszy która wręcz mnie dobija.
-Osiemnaście, ale to kolega mojego taty.... Dziwne, prawda?
 Powiem wam, że nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Przez rok który minął dosyć szybko, przez ten rok, dowiedziałam się wszystkiego o swojej przeszłości. O wampirach wróżkach czarodziejach wilkołakach i tym podobne... Ona widocznie nie.
Wilkołaki zatrzymują się na pewnym wieku i przestają się starzeć. Są nieśmiertelni, a widocznie Mich nie wiedziała, kim są przyjaciele czy tam znajomi jej taty.
-O której ma przyjechać?
-Zaraz. Mamy jeszcze skoczyć do sklepu. Do kawiarni miałyśmy wstąpić...
-To chodźmy teraz.
-A co z Leo?-Spytała.-To on ma po mnie przyjechać.
-Hmm...Weźmy go ze sobą. Chcę jeszcze z Tobą pobyć, a jeśli on koniecznie musi po Ciebie przyjechać niech się liczy z tym, że pojedzie z nami i będzie wysłuchiwać naszych rozmów.
-O chłopakach też?
-A co za problem? To że nim jest, nie oznacza, że nie może ich słuchać. Może się nauczy jak podrywać dziewczyny i na co one lecą.-Wzruszyłam ramionami a Mich się roześmiała.
-Jesteś niemożliwa.
Kiedy drzwi do mojego pokoju się otworzyły z hukiem, przestraszyłam się. Krzyknęłam i prawie spadłam z łóżka, myśląc że to jakiś włamywacz czy coś. Mich tylko lekko drgnęła, widać ma mocne nerwy, ja nie.
Do pokoju wpadł chłopak, koło siedemnastu lub osiemnastu lat z uśmiechem na twarzy. Był opalony, przystojny, no i umięśniony. Widać to było przez jego szarą koszulkę, kiedy wpadał do pokoju. Roześmiałam się i poprawiłam swoją pozycję na siedzącą.
-Jak tu wlazłeś Leo?-Spytała nadal rozpromieniona od naszego spotkania Mich.
-Mama tej oto pięknej pani mnie wpuściła, a ja powiedziałem jej, że zrobię wam małą niespodziankę.-Odezwał się najseksowniejszym głosem jaki kiedykolwiek udało mi się usłyszeć.Nie tylko głos był taki doskonały. Sam w sobie był pociągający...
Przestań, na Boga! Luna! - Krzyknęła gdzieś druga ja próbując ogarnąć mnie chociaż trochę. Druga ja chciała wstąpić na moje miejsce i zgrywać niedostępną, wredną z cynicznym uśmieszkiem zawsze na jej twarzy. Bo taka była moja druga połowa MNIE.
-Jak masz na imię?-Zwrócił się do mnie a ja właśnie zamieniłam się z dobrą stroną siebie na tą złą.
-Luna.
-A pełne imię?
-Luna Emily Lancaster.-Odpowiedziałam zdziwiona z sama nie wiem czego. Kiwnęłam głową kiedy to powiedziałam, prawie nie zauważalnie.
Nastała cisza. Nie niezręczna, tylko zwykła cisza. Mich wpatrywała się to w Leo z widocznym zdziwieniem.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?-Spytałam bez uśmiechu, zwyczajnie zaciekawiona zwróciłam się do niego, kiedy poczułam na sobie jego wzrok. Jego brązowe piękne oczy wpatrywały się we mnie już dobre pięć minut, a cisza trwała równie tyle.
-Bo jesteś piękna.-Odparł.
-O Boże...-Parsknęłam odwracając wzrok ani trochę nie zbita z równowagi. Po prostu mnie to zaskoczyło. Patrzyłam na swoje szaro czarne ściany a potem znów spojrzałam na niego, kiedy po ledwo siedmiu sekundach się odezwał ponownie.
-Lubię patrzeć na pięknych ludzi. Stawiam cię na pierwszym miejscu na mojej złotej dziesiątce.
-Leo? Co się z tobą dzieje? Od kiedy podrywasz...-Leo przerwał jej znów coś do mnie mówiąc.
Nie wiedziałam co dokładnie, bo właśnie w tej chwili zauważyłam w jego kieszeni paczkę Viceroy'ów.Te najmocniejsze. Zbledłam i spojrzałam na jego twarz z której powoli znikał uśmiech. Patrzył na mnie pytająco a ja zdenerwowana wybuchnęłam.
-Serio?
-Co?-Spytał podnosząc rękę. -Mam przestać cię podrywać? Wątpię, że to możliwe.
-Kolejny który pali się do tego co najbardziej szkodzi zdrowiu! Kolejka jeszcze się zwiększa, a ty wpychasz się na pierwsze miejsce! Stoisz w kolejce po raka, a on tylko czeka aż kolejna osoba przyjdzie i go zaadoptuje. Przecież,na Boga, PALENIE ZABIJA, widzisz to tutaj napisane prosto i logicznie, PO ANGIELSKU, PALENIE ZABIJA.
-Nie lubisz palaczy?
-Nienawidzę.-Mruknęłam naburmuszona i zła odwróciłam wzrok.
Leo tylko się uśmiechnął i pokazał mi paczkę która w środku była prawie pusta. Tylko jeden papieros przeszkadzał mi. Kiedy Leo otworzył paczkę, poczułam smród tego właśnie dymu. Nieprzyjemny zapach sprawił, że aż byłam zmuszona spojrzeć na Leo pytająco.
-Nienawidzisz, mówisz? To dobrze się składa, bo nie palę.
-Hm?-Spytałam nie rozumiejąc.
-Widzisz, papieros szkodzi, jeśli go zapalisz. A ja ani razu nie zapaliłem.
-To po co puste opakowanie?
-To metafora.-Uśmiechnął się tak uroczo, że poczułam jak moje nogi są jak z waty.
Przewróciłam oczami i pokręciłam głową. Czułam jak serce bije mi jak oszalałe, obijając się o żebra. Zdawało mi się, że chce się wyrwać mi z piersi i uciec jak najdalej w najciemniejszy kąt.
-Metafora?-Odezwała się Mich.-Od kiedy stosujesz metafory?
-Ta jest moją jedyną.-Odparł nadal się uśmiechając.
Spojrzałam w dół a on usiadł na podłodze i wpatrywał się we mnie. Skąd to wiem? Czułam na sobie jego spojrzenie, nikogo innego. Mich tylko się uśmiechała i w końcu przerwała tą ciszę, która dla mnie była doskonała.
-To co, Leo. Zawieziesz nas do Woke House?
Leo zaśmiał się i pokręcił głową. Jego śmiech był taki cudowny...
Zaraz,zaraz... Co ja robię? Od kiedy to tak fascynuje mnie jakiś facet?
-Robi się. Jednak twój ojciec Mich powiedział, że masz wracać o siedemnastej.
-A ty robisz za moją niańkę?-Odparła.
-Nie, ale...
Dalej nie słuchałam, bo okłamywał Mich. Był wilkołakiem, jego niesamowita budowa ciała mówiła sama za siebie. To, że często widziałam go gdzieś bez koszulki. Wtedy podziwiałam jego umięśnione ciało... Każdy kawałek jego ciała... Był wilkołakiem, nawet to aż za bardzo oczywiste. Jej ojciec jest alfą? Możliwe, jeśli aż tak się go słucha, z tego co mówiła mi Mich.
Kiedy mój obiekt westchnień skończył mówić, usłyszałam jedynie końcówkę jakiegoś zdania Mich która śmiała się z czegoś z Leo. Boże, jaki on przystojny...
Przestań paplać głupoty!Jezu!
Siedziałam w samochodzie Leo. Nie był za bardzo wypasiony.
Uff... Dobrze...
Ale siedzenia były bardzo wygodne. Ja usiadłam z tyłu a Mich z przodu. Patrzyłam przez okno kątem oka patrząc, jak Leo jeździ.
Prowadził katastrofalnie. Zarówno zatrzymywaniu jak i ruszaniu towarzyszyło gwałtowne szarpnięcie.Pas toyoty SUV wrzynał się w moje ciało za każdym razem gdy Leo hamował,a moja głowa leciała w tył gdy przyśpieszał.
-Oblałem prawo cztery razy.-Zwrócił się do mnie widząc moją minę. Rozbawienie zmieszane z przerażeniem.
-No nie mów.-Wycedziłam łapiąc się jak najlepiej, bym czuła się bezpieczniej na swojej pozycji. Modliłam się teraz, bym po prostu wyszła z tego cało.
-Naprawdę. Wiesz co powiedziała instruktorka?-Uśmiechnął się.-Jazda z tobą jest nieprzyjemna,ale bezpieczna w sensie technicznym.
-Nie wiem, czy się z nią zgadzam.-Odezwała się niewzruszona Mich.-Ja jestem do takiej jazdy przyzwyczajona. Ale uwierz mi, że żadnej stłuczki w życiu nie miał, ale to nie znaczy, że taka się nie pojawi.
-Jeździsz fatalnie.-Westchnęłam.
Skamieniałam, kiedy wyminął bez problemu samochód, który prawie w nas wjechał.
-O Boże...-Wzięłam głęboki wdech.
-Jeszcze tylko siedem minut do celu Em.-Uspokoił mnie. A raczej starał się.
Moje serce kolejny raz zaczęło walić jak oszalałe ze strachu, a kiedy patrzyłam na Leo... z podniecenia?
Mich spojrzała na mnie w lusterku jednocześnie z Leo. On co chwilę patrzył się na mnie, a Mich z uśmiechem obserwowała mnie tak samo. O co im chodzi?
Po siedmiu minutach Leo podjechał pod Woke House. Wysiadłam po chwili i prawie upadłam, ta jazda była najgorszą w moim życiu! Nigdy się jeszcze tak nie bałam że stracę życie wraz z moją przyjaciółką... A Leo? Przecież pierwszy raz z nim rozmawiałam...
Leo poszedł z nami. Na wielgachnym parkingu napotkaliśmy kolejnego (jak sądzę) wilkołaka. Leo uścisnął się przyjaźnie z tym chłopakiem, a on skierował wzrok na Mich.
-Znasz go?-Spytałam cichutko, chociaż wiedziałam, że Leo to słyszy i ten drugi tak samo.
Mich pokręciła głową.
-Nigdy go nie widziałam na oczy,ale jest przystojny.
Uśmiechnęłam się lekko ale potem zaraz założyłam swoją ulubioną maskę. Niedostępna Luna wkroczyła do akcji. Jeśli Leo zacznie mnie podrywać, chociaż trochę się opanuję i nie pozwolę mu jakkolwiek...
-Luna?-Usłyszałam głos Mich.
-Hm?-Otrząsnęłam się.-Słucham?
Przede mną stał ten chłopak. On cały czas utrzymywał wzrok na Mich. Przypomniał mi się Dave, któremu nadal podoba się Mich... Biedny Dave...
-To jest Bronx.-Zaczął Leo z lekkim uśmiechem.-Bronx, to Luna, a to Mich.
Bronx uśmiechnął się szeroko nadal wpatrując się w Mich. Zdawało mi się, że toczą walkę na spojrzenia, bo Mich ani trochę się nie ruszyła, powieka jej nie drgnęła. Bronx zaśmiał się i spuścił wzrok a zaraz potem znów spojrzał na przyjaciółkę. Ta zaś spojrzała się na niego jakby mówiła wyraźnie i dumnie ''Wygrałam''.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz