sobota, 6 września 2014

Od Shada

Imieniny mojego ojca były jak zwykle pełne przepychu. Żadna nowość. Zaprosił chyba wszystkich ludzi ze wsi, ale to chyba dobrze. Nie wiem czemu, ale moja podświadomość wypatrywała w tłumie Valentiny.  Gdy ją na tym złapałem, nieźle się na siebie zdenerwowałem i postanowiłem skupić swój wzrok i myśli na cieście leżącym przede mną, którego nie tknąłem od pół godziny. W pewnym momencie dopadła mnie rozchichotana Sophie i wyciągnęła mnie na parkiet. Nienawidziłem tańczyć - no cóż. Na siodle czułem się pewnie jednak na parkiecie...? Bez komentarza. Na szczęście poszło całkiem nieźle. Jednak Sophie między tańcami biegała też po wino i spijała się nim coraz bardziej.
- Sophie może skończ już... - powiedziałem lekko zaniepokojony po pierwszej, kiedy przyniesiono tort dla mojego ojca.
- Nie przesadzaj Shad - machnęła ręką - Po to jest zabawa by się... BAWIĆ!
I zaciągnęła mnie z powrotem na parkiet, a ja zgodziłem się ponieważ nie chciałem jej zostawić w tym stanie sam.
Tańczyłem z Sophie, a ludzie zerkali na nas ciekawie. No tak, od początku przyjęcia tańczyłem głównie z nią więc mieli prawo pomyśleć, że coś między nami jest... Ale mi to było na rękę. Żadne inne laski się nie pchały, a moim niezbyt skromnym zdaniem tylko czyhały na to, aż zostanę sam.
Chyba dochodziła druga, gdy odprowadziłem słaniającą się Sophie na krzesło, gdzie momentalnie zasnęła. Kontem oka przyuważyłem zbliżającego się Victora... Natychmiast nerwowo zacząłem szukać w tłumie Valentiny. To naprawdę nie było łatwe, bo jak wcześniej wspomniałem ojciec zaprosił na uroczystość prawie wszystkich ludzi ze wsi. Jednak w końcu ją odszukałem...
 Tańczyła akurat z moim wujkiem Johnem. Nie wiem czy miał szósty zmysł, jednak mrugnął do mnie i zakręcił Val tak, że wpadła w moje ramiona.
- Hej - powiedziała z uśmiechem.
- Hej - odparłem szeptem patrząc jej głęboko w oczy.
Ludzie wokół nas wirowali i spoglądali na nas ciekawie, ponieważ tylko my nie tańczyliśmy. Patrzyłem oczarowany na Valenti... Była naprawdę śliczna. Jednak nie mogłem pokazać po sobie tego, że tak myślę, więc czym prędzej postanowiłem poprosić ją do tańca. Śmiała się i była pijana. Ja zresztą też nie byłem tak do końca wstrzemięźliwy.
W tańcu byłem dziwnie pewny siebie. Mocno prowadziłem i obracałem Valentiną, a ta śmiała się cały czas zarzucając mi ręce na szyje tak uroczo, że trudno było mi się skupić. Złote ostrogi przy butach dźwięczały za każdym razem, gdy mocniej się poruszałem.
- Dobrze się czujesz? - spytałem z troską patrząc na bladą Val.
- Świetnie - odparła z szerokim uśmiechem.
Miała piękny uśmiech....
- Dziękuje - odparła ze śmiechem, a ja zdałem sobie sprawę, że wypowiedziałem to naprawdę.
O dziwo nie spiekłem raka. Chyba naprawdę wydoroślałem.
Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się zielona na twarzy Sophie. Zataczając się złapała mnie za rękaw. Niespodziewanie odepchnęła Valentinę i uderzyła ją w twarz. Zaszokowana Valentina złapała się za policzek, a ja zdezorientowany złapałem za ramię Sophie.
- Co ci jest? - spytałem zły.
- Nic, zupełnie nic! - odparła równie rozgniewana.
- Sophie, wracaj już do domu...
- NIE! Nie trafię!
- Trafisz!  To tylko parę domu stąd!
- Chcesz żeby mi się coś stało? Taki z ciebie przyjaciel?!
- Idź - usłyszałem szept obok ucha. Odwróciłem się i napotkałem smutny wzrok Valentiny - No idź.
Przeprosiłem ją cicho, wziąłem za ramię Sophie i ruszyłem do garażu, gdzie stał zaparkowany jeep mojego ojca.
Sophie zasnęła w samochodzie. Zaniosłem ją do jej łóżka. Sprawdziłem, czy na pewno zasnęła, po czym wróciłem na farmę.
- Przepraszam cię bardzo - powiedziałem na stronie do Valentiny, gdy znalazłem ją przy jednym ze stołów.
- Nie ma o czym mówisz - szepnęła.
Złapałem ją za ramiona i nachyliłem się nad nią. Musnąłem delikatnie jej wargi, a ona spoglądała na mnie dużymi oczami.
- Ehm.... Shad mógłbyś pomóc pani Ivons z samochodem? Coś się zepsuło, a nie chce o to prosić ojca.
Odsunąłem się od Valentiny i spojrzałem na Marie. Spoglądała na mnie życzliwie, a na zmieszaną Valentinę... z naganą? Nie chciałem by miała przeze mnie problemy, jednak nie miałem czasu aby cokolwiek powiedzieć. Musiałem naprawić ten pieprzony samochód Ivons! W końcu zawsze coś się musi zepsuć, gdy coś inne się układa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz