niedziela, 26 stycznia 2014

Od Blaeberry

Siedziałam koło ojca, a on kiwał głową w zamyśleniu.
- Doskonała dziewczyna, doskonała...
- Ale tatku zrozum... To może być tylko przyjaciółka....
Odparłam ze znudzeniem. Ojciec drążył ten temat od ich wyjścia. Najpierw męczył mamę. Potem Margie, ale szybko zniknęła. A teraz padło na mnie.
Ojciec nie zrażony ciągnął dalej.
- Może być... Ale to może też przerodzić się w coś większego.
- Tak, tak... Kiedy on przybędzie?
Ojciec zaprosił syna wodza naszej sąsiedniej wioski -  Ludzi Mariene - Może i była sąsiednia, ale leżała gdzieś na terenie Włoszech.
- Nie martw się córko, zaraz się zjawi.
Dochodziła 2 nad ranem.
Czekaliśmy jeszcze pół godziny. Ojciec opowiadał o swoich marzeniach. Myślałam, że umrę z nud.
- Idę spać. Jestem zmęczona.
Położyłam się do łóżka i rozmyślałam o moim małżonku. Jak będzie wyglądał? Przystojny, czarnowłosy o oliwkowej cerze? To byłby ideał. Modliłam się tylko, aby to nie był jakiś obrzydliwy kurdupel.
 Zasnęłam w miękkiej pościeli...

                                                              ***


Wstałam. Słyszałam hymn grany przez trębaczy, stukot koni i ogólne zamieszanie. Szybko pobiegłam do łazienki. Załatwiłam poranną toaletę, a potem dotarłam do komody i ubrałam najlepszą sukienkę w kwiaty. Uczesałam włosy w kok i nałożyłam złote pantofelki uszyte przez miejscowego krawca. 
  Skakałam po dwa stopnie na schodach, jak wtedy gdy byłam mała.
I już miałam zeskoczyć na podłogę gdy wpadłam w czyjeś ramiona.
- Bella signora, uważaj.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam go.
Ideał, a nawet lepiej.
Miał ciemne potargane włosy, prosty nos, czarne oczy i oliwkową cerę. Był wysoki i umięśniony, a na dodatek gustownie ubrany.
 Pochylił się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Podniósł moją spinkę i wpiął mi we włosy. 
- Lei ha i capelli belli, są takie płomienistoogniste...
Nie rude. Nie kasztanowe... Płomienistoogniste... 
Przylgnęłam do niego i uśmiechnęłam się lekko. Mogłam być spokojna. 
Roześmiał się i odwrócił się.
- Ho una fidanzata bella, Hugo.
Popatrzyłam zdezorientowana na starszego mężczyznę.
- On mówi, że ma piękną narzeczoną. 
Przetłumaczył, a ja szczęśliwa, posłałam wdzięczne spojrzenie zadowolonemu ojcu i pociągnęłam go za ręke. 
- Jak masz na imię?
Zapytałam.

- Bruno.
Bruno... Ależ do niego pasowało.
Znaleźliśmy się w ogrodzie. Wszystko zdawało się być szczęśliwe, z przybycia Bruna. Wsunęłam swoją dłoń w miękką dłoń Bruna. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz