niedziela, 26 stycznia 2014

Od Joela

 Stałem bezradnie na środku sali i patrzyłem przez okno jak moja siostra obściskuje się z gościem którego dopiero spotkała. Wszyscy już mieli kogoś. Margie pewnie poślub ojca swojego dziecka, Blae wyjedzie do Włoszech... Pasowało sobie kogoś znaleźć... Jednak chyba wciąż podświadomie wierzyłem w powrót Dominique...
 Idąc tak lasem spotkałem Teę. Powiedziała mi o tym człowieku. Przeskakując przez źródło zmieniłem się. Wściekły nie mogłem się opanować. Zranił Teaurine i powinienem ponieść za to karę.
 Jeszcze nigdy nie zaatakowałem człowieka... Teraz chyba odrobinę przesadziłem, bo pogryzłem go do nieprzytomności.
  Charknąłem. Nie wiem skąd nagle znalazła się przy mnie moja siostra pod postacią pumy.
- Czemu to zrobiłeś?
Zapytała mnie telepatycznie. Jako zwierzęta, a szczególnie dzikie koty mogliśmy się ze sobą porozumiewać.
- Zranił Teaurine.
- To nie powód, żeby...
- A ty? Wyswobodziłaś się z objęć twojego kochasia i przybyłaś bratu na ratunek?
Mógłbym przysiąść, że zarumieniła się pod sierścią.
- To nic takiego..
- O co ci chodzi? O to, że całujesz się z facetem którego znasz zaledwie godzinę, czy o to, że udało ci się wyszarpać z jego objęć by tutaj być?
- Och przestań... Zakochałam się w nim.

- Zakochałam się w nim! - Przedrzeźniałem ją z ironią.
- Och ty tego nie rozumiesz! Nigdy się nie zakochałeś!!
Warknęła i pociągnęła gościa za koszulę w kierunku drogi oddalonej o parędziesiąt kilometrów.
Starałem się nie okazywać, jak bardzo mnie zabolało to co powiedziała. Zacisnąłem szczęki i zapytałem
- Zamierzasz go ciągnąć do ulicy?
- Tak. Nie zostawię bezbronnego człowieka, który zaatakował twoją dziewczynę, choć ona już się z tego wylizała.

- To nie jest moja dziewczyna - Warknąłem, jednak zaintrygowany zapytałem - O czym ty mówisz? Wylizała się?
- Tak. Gdy się tu zbliżyłam, trzymała ręke zanurzoną w wodzie. Byłam świadkiem tego, jak woda leczy jej ranę. Bardzo ciekawa moc...
- Hm...
Mruknąłem odwróciłem się i pobiegłem.
- Nie pomożesz mi?!
- Ty zamierzasz "pomóc biednemu, bezbronnemu człowiekowi", który jest zwykłym draniem i pozabijałby nas wszystkich.

- Rób sobie co chcesz!!
Warknęła, a ja przeskoczyłem przez źródło.
Po drugiej stronie zapomniałem, że jestem w postaci lwa. Gdy Teaurine mnie zobaczyła krzyknęła i cofnęła się pod drzewo.
Nie przemieniłem się, bojąc się, że przekręcę coś w zaklęciu, albo go zapomnę i stanę przed nią nagusienki. A wtedy na pewno zemdleje, jak nie gorzej.
  Podszedłem mrucząc przyjaźnie i przykląkłem przy jej stopach.
Rozluźniała się stopniowo patrząc mi  w oczy.
- Joel?
Pokiwałem łbem.
Wyciągnęła ostrożnie ręke, przybliżyłem się, a ona wplotła mi palce w bujną grzywę.
- To twój dar... Jesteś zmiennokształtnym...
Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Zostawiłem ją i pobiegłem za krzaki. Zmieniłem się i wróciłem do niej.
- Masz niezwykły dar.
- Ty też.
Zarumieniła się.
- Ja... Ja co dopiero go odkryłam. I nie wiem na czym on polega.
- Rozumiem.
W zastanowieniu bawiłem się jej warkoczem. Nagle coś mnie tknęło.
- Przyjdziesz jutro do mnie?
- Ja... Do ciebie?
- No.. Tak
Roześmiałem się.
- No dobrze... O której?
Zapytała uśmiechnięta.
- Może tak gdzieś na obiad? O drugiej?
- Dobrze.
Odwróciła się i poszła przed siebie, a ja intuicyjnie czekałem na Tevora.
Wsiadłem na konia i  pobiegłem do siebie. Gdy już miałem skręcać do zamku usłyszałem cichy szloch.
   Zaciekawiony skręciłem ze ścieżki i skierowałem się głosem. Jako lew miałem wyostrzone zmysły, więc z łatwością namierzyłem obiekt.
Była to dziewczyna, skulona na jakiś ruinach.
Cicho zeskoczyłem z Tevora i podszedłem do niej.
Nie musiałem się przyglądać, żeby stwierdził że to była Elanor.
Zmartwiony przykucnąłem przy niej.
- Wszystko dobrze?
Poderwała się tak nagle i w szoku spojrzała na mnie.
- Co ty tu robisz?
Wyglądała tak bezbronnie i żałośnie, że miałem ochotę ją przytulić. Starała się szybko ocierać łzy, jednak i tak wiedziałem, że płakało.
- Przejeżdżałem obok i...
- Tak wiem usłyszałeś mnie.
Zrezygnowana wstała.
- Może cię podwiozę?
- Pójdę pieszo..
Milczała. Mówiła na serio, bo już ruszyła  przed siebie.
- Pozwól, że cię jednak podwiozę.
Chwyciłem ją za ręke i odwróciłem ku sobie.
- No dobrze...
Pomogłem jej wsiąść. Nie potrzebowałem ciągnąć za lejce, aby Tevor ruszył. On wiedział co miał zrobić.
  Jadąc z Elanor czułem się inaczej. Przyzwyczaiłem się już do małej i drobnej Teaurine która ściskała mnie, w obawie żeby nie wypaść. Elanor siedziała wyprostowana i pewna siebie. Trzymała się mnie tylko chyłkiem.
  Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy.
- Dzięki.
Chyba nie była w nastroju dziś. Rzuciła mi smutne spojrzenie i odeszła, a ja zawróciłem na koniu i pojechałem do zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz