sobota, 25 stycznia 2014

Od Joela

 Byłem zaskoczony. Kto normalny z ludzi Kennie nie posiada mocy? Nawet tej najmniejszej, jak moja kuzynka Ashitia która potrafi sprawić, że zboże szybciej będzie rosło?
 Przyjrzałem się bliżej Teaurine. Normalna - elfia dziewczyna. Roślinka z prawej strony szyi - tatuaż który dziecko dostaje po urodzeniu się, albo przyjściu do wioski. Charakterystyczne, duże oczy...
 Nie wiedziałem co o tym sądzić. Wzruszyłem ramionami.
- Nie powiem nic ojcu, jeśli ma cię to uspokoić. Obiecuję.
Uśmiechnąłem się do niej i pociągnąłem ją na ziemię, ponieważ dotarliśmy do zamku.
Wciąż wkradała mi się w myśli, tamta dziewczyna...  Czy to na pewno była ta sama co na dziedzińcu przy dzieciach? Jeśli tak, to od wielu miesięcy po raz pierwszy zapragnąłem z nią pogadać. Teaurine działała na mnie tak samo. Czułem się przy niej luźno. Nie widziałem wciąż w niej mojej Dominique, bo też nie miała francuskiej urody. Za to tamta dziewczyna... Przypominała ją bardzo...
  Zesztywniałem i oparłem czoło o kolumnę. Mdłości i ból z pierwszych miesięcy jej zniknięcia nawrócił. Zacisnąłem dłonie w pięści i spróbowałem się skoncentrować. Pomogła w tym niewiedząca co ze sobą zrobić i bezradna Teaurine...
 - Chodźmy.
Rzuciłem.
- Wszystko w porządku?
Zapytała zmartwiona.
- Tak, a o co ci chodzi?
Powiedziałem trochę za ostro. Zrobiło mi się wstyd i się skarciłem, ale już znajdowaliśmy się w środku.
  Ojciec siedząc na tronie zasępiony, ożywił się nagle gdy nas zobaczył, wstał i podbiegł do nas.
- Joel! Na reszcie! Prowadzisz narzeczoną!
Milczałem, a Teaurine szepnęła cicho.
- Ja jestem tylko koleżanką...
- Rozumiem, rozumiem.
Odparł ojciec ignorując ją i zaprosił nas gestem do stolika pod cieniem kolumny.
Usiadłem i wpatrywałem się w barana na niej, gdy ojciec powiedział.
- Częstujcie się częstujcie... Ach!! Marcilio, czy ty nigdy nie potrafisz przynieść przekąski kiedy gość przychodzi?
Dobrze mi znany  sługa ojca przyniósł jakieś ciastka. Niespecjalnie mnie to chyba interesowało, a Teaurine wpatrywała się w sufit zmieszana.
- No to kiedy ślub?
Ojciec zatarł ręce i przysiadł się do nas.
- Tato, to jest moja koleżanka, nie narzeczona...
Odparłem znudzony.
Ojciec roześmiał się.
- Żono, mam nowinę! Nasz syn się żeni!
Mama popatrzyła na ojca jak na wariata i poszła dalej, a drepcząca za nią Blae odczytała wyraz mojej twarzy, zachichotała cicho i pobiegła dalej.
  Ojciec chyba zrozumiał, że nikt tu się nie żeni więc odparł ponuro.
- Szkoda. Byłaby z was cudowna para.
Ojciec nigdy nie używał określeń "fajny, super". Zawsze mówił dostojnie i poważnie.
  Ja pociągnąłem Teaurinę do swojego pokoju. Nie zamierzałem pozwolić jej na to, aby się przestraszyła i zwiała pierwszego dnia naszej znajomości. Idąc zerknąłem na obraz mojej pra ciotki Michaliny III. Zobaczyłem w jej twarzy, twarz tamtej dziewczyny... Coś ze mną było nie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz