piątek, 31 stycznia 2014

Od Blaeberry

  Gdy doszła pierwsza, przebrałam się w lekką sukienkę i z walizką którą spakowała mi mama stałam obok Bruna i żegnaliśmy gości. Nie chciał mi zdradzić, gdzie wybierzemy się w podróż poślubną. To miała być niespodzianka.
 Bruno otworzył mi drzwi do karety zaprzężonej w konie. Odjeżdżaliśmy machając ludziom. Sypali w nas ryżem, a ja śmiałam się szczerze. Zabawa miała jeszcze trwać w najlepsze.
  Zmęczona wydarzeniami i emocjami wtuliłam się w koszule Bruna. Pachniał tak przyjemnie. Nie potrafiłam zidentyfikować zapachu, ale zawsze kojarzył mi się z Włochami, ale też z taką... Nierozwikłaną zagadką.
 - Cała jesteś w ryżu.
Zaśmiał się i z czułością wyjmował mi ziarenka z włosów. Jedno jakimś cudem zaczepiło mi się o rajstopę w miejscu uda. Sięgnął po nie i znieruchomiał patrząc na mnie uważnie. Czekał. Skinęłam głową dając mu nieme pozwolenie. Gdy dotknął mojego uda, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Jednak na razie nie chciałam wspominać, że czeka mnie noc poślubna...
 Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy do brzegu ulicy. Czekał na nas już czarny... samochod... czy samochód z tego co słyszałam od mojego nauczyciela. Wysiadłam z dorożki i podeszłam do cuda. Zaciekawiona potarłam po nim. Uchylił mi drzwi i wsiadłam. Po chwili sam się przysiadł. Powiedział coś po obcym języku do mężczyzny siedzącego na siedzeniu kierowcy. Zmorzył mnie sen. Po chwili zasnęłam utulona mruczeniem silnika.


                                                           ***

 Miałam coś w rodzaju prześwitów... Bruno niosący mnie na rękach... Jakaś wielka, biała maszyna... Chmury... Potem oślepiający blask światła.. Moje spocone plecy i szyja... Coś przyjemnie chłodnego na moim karku... Ludzie w dziwnych samochodach....
  Obudziłam się na dobre. Sunęliśmy powoli po szosie. Było ciemno, a latarnie dawały delikatne światło. Wyjrzałam przez okno i zamarłam.

Wolno kojarzyłam fakty... Wieża Eiffla... Witryny z francuskimi perfumami... Coco Chanel....
Paryż! Byliśmy w Paryżu!
Myślałam, że serce pęknie mi z radości. Obawiałam się, że zaciągnie mnie na koniec świata, do jakiś tropików i jeszcze nabawię się jakieś choroby. Tym razem mogłam po raz ostatni spędzić czas w moich rodzinnych rejonach... Oczywiście miałam wrócić jeszcze na jeden dzień po podróży poślubnej do domu... Ale to było takie... Symboliczne.
 Spojrzałam na Bruna. Patrzył się zamyślony w okno. Przeciągnęłam się, a on odwrócił się i uśmiechnął.
- Bella, obudziłaś się!
Pocałował mnie w policzek. Kierowca i auto się zmieniło. Teraz nie było czarnej tapicerki pachnącej nikotyną... Tylko biała, pachnąca jakimiś nieznanymi perfumami.
- Kiedy dojedziemy kochanie?
Zapytałam sennie przecierając oczy.
- Zaraz już będziemy skarbie.
Wyłożyłam się wygodnie na kolanach Bruna i patrzyłam na czubek wieży wystającej spośród różnych budynków i drzew.
  Zgodnie z tym co powiedział Bruno dojechaliśmy po 20 minutach. Byłam mile zaskoczona. Nie wylądowaliśmy pod jakimś obskurnym, albo nawet pięciogwiazdkowym hotelem do czego nawykłam.
 Stanęliśmy pod jakimś zaułkiem znikającym za drzewami.
- Bruno dokąd ty mnie prowadzisz?
Zapytałam stojąc obok niego, gdy wyjmował nasze bagaże z bagażnika.
Jego białe zęby błysły w ciemności.
- Nie ufasz mi Blae?
Zadrżałam gdy wypowiedział moje imię. Z takim zachrypniętym głosem.
- Ufam, ufam.
Powiedziałam szczerze i wspięłam się na palce, by pocałować go szybko. On za to, mylnie mnie zinterpretował i przyciągnął do siebie opierając się na bagażniku. Nawet mi się to spodobało. Położyłam mu ręce na klatce piersiowej i poddałam się jego ustom.
Po parunastu sekundach oderwał się ode mnie łapiąc dech.
- Chcesz, abyśmy umarli z braku tlenu?
Roześmiałam się. Bruno zamknął bagażnik i ruszyliśmy.
 Szliśmy przez dłuższą chwilę. Zaczęłam się już niepokoić, ale ufałam mu.
I na reszcie zobaczyłam... Piękny domek w stylu klasycznym. Śliczne, rzeźbione kolumny podpierały niski dach. Chwyciłam Bruna za ręke i oświetliłam się.
- Nasz?
- Nie księdza... Oczywiście, że nasz kochanie!
Cmoknął mnie w usta. Podeszliśmy bliżej. Odłożył bagaże i złapał mnie. Pisnęłam gdy wziął mnie na ręce.
- Co ty wyprawiasz?!
- Jestem tradycjonalistą.
Wniósł mnie przez dom, a ja zachichotałam.
- Jesteś niesamowity.
- Wiem.
Pocałowałam go i położyłam mu dłoń na policzku. Świeże, kiełkujące włoski przyjemnie mnie zakuły.
 Bruno zaniósł mnie prosto do sypialni i podrapał się w głowę.
- No... To ty... Załatw toaletę i takie tam babskie sprawy.
- Jasne...
Odparłam speszona. Wiedziałam, co zaraz nastąpi.
- Ja... Idę rozliczyć się z kierowcą i pownosić resztę bagaży.
- Uhm...
Bruno wyszedł, a ja jak torpeda pobiegłam do łazienki. Droga była dość długa, od naszego domku do samochodu, ale mój mąż poruszał się dość szybko...
  Miałam nadzieję, że kierowca go zagada.
Weszłam do kabiny i szybko się umyłam. Potem wyszczotkowałam zęby i ogoliłam szybko nogi. Wahałam się czy nałożyć krem... Eee tam. Po co? Wyszczotkowałam jeszcze raz zęby i zajrzałam do kosmetyczki.
Co ja miałam na siebie włożyć?! Seksowną bieliznę, zwykłą bieliznę, tunikę, czy podkoszulek i majtki?
  Zamknęłam oczy. Raz się żyje. Ubrałam czarne, koronkowe łaszki i narzuciłam na to przeźroczystą tunikę.
Pchnęłam drzwi cała w nerwach. Bruna jeszcze nie było... Jednak zaraz...Bagaże stały przed drzwiami...
 Ledwo mogłam poruszyć nogami...Zgasiłam światło i podeszłam do okna. Zobaczyłam przez nie cudownie oświetloną wieże Eiffla.  Zacisnęłam palce na parapecie. Czułam tu jego obecność... Wiedziałam, że jeśli tu jest widzi mnie doskonale, bo ma wzrok pantery...
 Nagle poczułam ręce na biodrach. Spięłam się cała. A co jak nie będzie mu ze mną dobrze? Jak będę beznadziejna?
Odwróciłam się do niego i spuściłam wzrok.
- Boję się..
- Nie masz czego..
Szepnął łagodnie przyciągając mnie do siebie.
Odwróciłam wzrok.
- Ja tego nigdy nie...
Przełknęłam ślinę.
Bez słowa objął mnie i pocałował. Od razu rozpłynęłam się w jego ramionach.
 Wszystko będzie dobrze.... Musiało tak być jeśli on tu był...
Wziął mnie na ręce i przeniósł na łóżko. Pochylił się nade mną i pocałował mnie w obojczyk. Wyprężyłam się pod jego dotykiem jak struna i wsunęłam mu dłonie we włosy. Sięgnął po coś na komodę.
- Połknij to?
- Co to?
Zerknęłam na tabletkę którą trzymał w rękach.
Nie odpowiedział, a ja wzruszyłam ramionami. Jeśli miałam ją połknąć...
Otworzyłam usta i połknęłam ją. Jej gorzkość załagodziła słodycz ust Bruna. Jęknęłam gdy włożył mi ręce pod poduszkę.
 Nawet nie wiem kiedy moja "zwiewna tunika" zniknęła, a on trzymał ręce na moich plecach. Objęłam go nogami i zaczęłam majstrować przy guzikach. Ręce mi się nie trzęsły. Byłam zdecydowana i gotowa.
 Rzuciłam materiał na podłogę i przejechałam po gorącym torsie Bruna. Zamknął oczy i pocałował mnie w szyję. Po chwili położył ręce na zapięciu od stanika.
- Świetny wybór... Ale bez tego wyglądasz lepiej...
Wyszeptał i zdjął mi go.
Zamknęłam oczy i przyległam do niego bliżej. Ciemność ich niestety nie mogła zamaskować. Jeśli chodzi o moje piersi... To nie były krzywe... Albo jakieś dziwne. Też nie były duże... Małe i krągłe... Byłam z nich zadowolona.... Ale co pomyśli Bruno?!
 Przeszły mnie przyjemne dreszcze gdy zaczął jeździć po moim ciele i zsunął mi dół bielizny.
  To uczucie mnie przemogło. Wygięłam się i wbiłam mu mocniej paznokcie w plecy. Usłyszałam brzdęk paska jego spodni na podłodze. Byłam przygotowana na ból, ale wciąż się bałam...
 Czarny materiał przeleciał obok. Wiedziałam co to znaczy...
Gdy wszedł we mnie krzyknęłam, ale zdusił mnie pocałunkiem. Trzymał mi mocno ręce. Próbowałam się szarpać. Ból był okropny, ale po chwili przeszedł.
  Poczułam bardzo przyjemne uczucie.  Wypełniało mnie całą. Wbiłam mocniej paznokcie w plecy Bruna i ugryzłam jego wargę zamykając oczy i jęcząc.
  Znieruchomiałam, gdy wstrzelił się we mnie. Wgryzłam się w poduszkę i w biłam paznokcie w prześcieradło.
Po chwili było po wszystkim. Leżałam przyciskając czoło do poduszki i zasnęłam w jego ramionach.




















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz