niedziela, 26 stycznia 2014

Od Joela

 Siedziałem na ławce i zamyślony wpatrywałem się w różę. Niedaleko mnie na banjo grał góral gdzieś z polskich tatr jak powiedział. Nie wiedziałem gdzie to jest, ale mi się podobało.
Tak bardzo bardzo kochom jo
  Że w nocy wszyscy śpio
  Ja nie śpie kombinując
  Jak być z niom 
(https://www.youtube.com/watch?v=8FH0RgEIZ1E )

Po chwili zjawiła się Tea. Wyglądała... Jakoś inaczej. Ładniej. Ale w rzeczywistości wyglądała tak samo. To w mojej głowie się zmieniła.
- Cześć.
Powiedziała uśmiechając się lekko i przysiadła się.
Zerknęła na górala wciąż śpiewającego.
- Bardzo ładnie gra...
- To chyba coś o tym, że kogoś bardzo kocha i w nocy myśli, jak zdobyć dziewczynę.
- Aha...
Milczeliśmy. Nachyliłem się, żeby poprawić kolczyk który zaplątał jej się we włosach i dotknąłem się z nią dłonią.
 Odskoczyłem i powiedziałem zmieszany.
- Chodźmy już na ten obiad, co?
- Uhm... Chętnie.
Zarumieniona nie odzywała się, zupełnie jak ja. Gdy doszliśmy do jadalni, na jednym końcu stołu siedział już mój ojciec, a na drugim mama. Po jednej stronie była Blaeberry i jej narzeczony... Wyglądali na szczęśliwych. Tyłem do nas siedziała Margaret. Dwa miejsca były wolne.
  Ojciec gdy nas spostrzegł zadowolony wstał.
- O! O wilku mowa! Siadajcie, siadajcie dzieci.
Odsunąłem patrząc na ojca z niemym pytaniem - "Co ty wyprawiasz" Tei krzesło, a sam usiadłem obok.
Przez chwilę wszyscy milczeli, a potem tata zapytał, gdy przeżuł kurczaka.
- Powiedz mi dziecko, jakie masz moce?
Zwrócił się Tei.  Byłem niemalże szczęśliwy, że odkryła ją wczoraj.
- Nie poznałam go do końca...
Zaszokowany ojciec powiedział.
- Nie poznałaś? Jak to? Moja żona ma dar rozmawiania ze zwierzętami, a ja potrafię wniknąć w każde... O tak...
Ojciec nagle zrobił się przeźroczysty i znieruchomiał, natomiast mucha lecąca właśnie nad stołem zamoczyła nóżki w jego kielichu z winem i nakreśliła na serwetce "Widzisz?".
Znudzony patrzyłem jak ojciec powraca do swojej postaci. Gdy byłem mały i coś nabroiłem, zmieniał się w psa strażnika - Azora i szczekał na mnie tak długo, aż przeprosiłem.
 Złapałem instynktownie pod stołem łokieć Tei dodając jej otuchy.
- Dlatego też nasze dzieci, Blae i twój chłopak są zmiennokształtnymi, po dziadku który był panterą.
Zmęczony nie chciałem już przypominać ojcu, że Tea to przyjaciółka. I tak by wiedział swoje.
- Margaret jest ciekawym okazem... Ma moc uzdrawiania po babce... Mojej matce, nie matce jej matki.
Dodał,  a Margaret westchnęła zanudzona patrząc się w okno.
- A ty? Nie masz mocy?
- Mam. Myślę, że panuje nad żywiołami.
Wymyśliła coś nas szybko, bo oboje wiedzieliśmy, że nie ma pojęcia co jest jej darem.
- Oo! Myślę, że wasze dzieci nabędą fantastyczne dary... A teraz jedzcie.
Z ulgą stwierdziłem, że ojciec zajął się rozmowami z moją siostrą i jej narzeczonym.
- Bruno, powiedz mi chłopcze, czy twoi rodzice przyjadą na ślub.
- Tak. Na pewno.
Odparł powoli, zaciągając widocznie po włosku. 
Nie wiedziałem co siostra w nim widzi. Był taki... Mroczny. Nie mogłem nic odczytać z jego czarnych oczu.  Wyglądem przypominał mi kota... Ciekawe, jaki miał dar...
 - Cudownie, cudownie!
Ojciec z pełnymi ustami żabich udek zwrócił się do mojej matki. Nie miałem ochoty już go słuchać. Marzyłem o chwili, gdy wyprowadzę speszoną Teę do swojego pokoju i przeproszę ją za to wszystko. Była moją dobrą przyjaciółką. Nie chciałem tego zepsuć.. Jednak coraz częściej przyłapywałem się nad tym, że myślałem na przemian o niej... I o Elanor...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz