piątek, 24 stycznia 2014

Od Joela

 Błąkałem się po lesie myśląc o swojej przyszłości. Skończę jako kto? Nieszczęśliwy władca z surową żoną i paroma dziećmi? Jeden wielki nudziarz?
  Postanowiłem zmienić się w lwa. Dawno tego nie robiłem. Poczułem się bardzo swobodnie gdy opadłem na cztery łapy.  Ojciec prosił mnie, abym jak najmniej czasu poświęcał zmienianiu się, tylko  uczył się uczył i uczył. Blae słuchała go. Byłem z tego powodu niezadowolony, ponieważ Blae nie potrafiła odmówić. Przynajmniej grała na wiolonczeli...
  Wyczułem intruza w lesie. Człowiek... Zbliżał się do źródła. Musiałem zawiadomić straż przyboczną o tym zajściu. Nie wiem co by się stało, gdyby jakiś śmiertelnik wszedł do naszej krainy. Jedyny był Galileusz... I to paręset lat temu.
  Popędziłem przed siebie i skacząc uderzyłem o kogoś.
Warknąłem kręcąc  łbem. Przyjrzałem się  bliżej osobie. Była to jakaś dziewczyna. Wyglądała jakby nad czymś myślała. 
Ominąłem ja zastanawiając się co tu robi  i wskoczyłem do strumienia.
  Popędziłem do Strażnicy. Zobaczyłem jednego z naszych żołnierzy stojącego na na wieży. Złapałem zębami za sznurek od dzwonka kręcąc szybko.
Jeśli ktoś tak robił, to znaczy, że uruchamiał alarm.
 Po chwili szybko wyszedł strażnik i zerknął na mnie.
Zaryczałem i uderzyłem łapą o fresk przedstawiający skreślonego czerwonym krzyżem człowieka.
- Człowiek w lesie?!
Zapytał niskim głosem.
Odrzuciłem łeb do góry i ryknąłem potakująco.
Teraz strażnik włączył alarm, zebrali się wszyscy i pobiegli do lasu.
  Odwróciłem się i podreptałem przed siebie. Zobaczyłem dziewczynę która wyczarowuje kwiatka z ręki, a szczęśliwe dzieci wokół niej skaczą.  Zafascynowany przechyliłem głowę. Miała niezwykły dar...
 Nagle poczułem kogoś. Odwróciłem się..
Blaeberry.
Dotknęła nosem w przyjaznym odruchu mojego boku. Ryknąłem przyjaźnie, a ona skoczyła na mnie. Zaczęliśmy się tarzać wydając przy tym odgłosy podobne do śmiechu.
  Gdy przestaliśmy, Blae przysiadła na zadzie i popatrzyła się na jakąś przypadkową osobę.
Zrozumiałem. Mam się przemienić w człowieka.
Zrobiłem to po chwili. Całe szczęście, że przypomniałem sobie o wypowiedzeniu w pamięci formułki
" In ders urbano". Dzięki niej nie stałem goły po środku wioski Kennie.
  Moja siostra też przemieniła się powoli.
- Co chciałaś mi powiedzieć?
Zapytałem.
- Ojciec cię wzywa.
Powiedziała bezbarwnym głosem wpatrując się w punkt za mną.
- To chodźmy.
Ciekawe o co mu chodziło...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz