niedziela, 26 stycznia 2014

Od Teaurine

Wróciłam do domu i wpadła na mnie Elva. W ręku trzymała coś... czarnego... małego... Zastanawiałam się przez ułamek sekundy co to jest. Kiedy miałam zapytać ją co to, ona szybko mi odpowiedziała. Elva czytała w myślach, była to jej moc. Ale często zabraniałam jej włazić do mojego umysłu i czytać mi w myślach. Denerwowało mnie to, teraz zrobiła to ponownie.
-Dobrze znasz to stworzenie... Mięsożerne... Ale słodkie...
Już wiedziałam co to za zwierzę. Było tutaj zakazane... Były niebezpieczne. Elva zaryzykowała, ale była świadoma tego że robi źle...
-Wilk...? Oszalałaś?-Uśmiechnęłam się i minęłam ją przekonana, że niebawem go wypuści.
-Daj spokój! Słodki jest...
-Racja, ale wiesz że...
-Co ty taka sztywna?Zawsze jesteś wyluzowana, ryzyko to twoje drugie imię!
-Znów masz rację, ale tym razem... Ech... Mam niecodzienny humor...
-To znaczy? -Położyła szczeniaka na niewielkim materiale by było mu ciepło.
-Nie ważne...
-Czyżby sam książę odprowadził szanowną panią do domu? -Spytała podekscytowana.
-Dla mnie... może i jest księciem, ale traktuje go jak normalnego człowieka...
-A może chcę żebyś go traktowała jak księcia? A nie jak normalnego...
-Może i tak... Ale postaw się na jego miejscu. Jako księżniczka, chciałabyś być traktowana najlepiej i chciałabyś żeby cię uważali że jesteś lepsza od innych?Dla mnie każdy jest taki sam... Ale w Joelu coś jest...
-Mmm...
-Nic sobie nie wymyślaj. Wiem że twoja wyobraźnia może sięgać daleko...
-Twoja jest większa. Cały czas chodzisz z głową w chmurach! Albo marzysz... Albo kombinujesz o tym jak kiedyś stąd wyjdziesz...
-Bo kiedyś stąd wyjdę... Chcę zwiedzić świat, a nie siedzieć tutaj całe życie i żyć monotonnie... Idę na spacer...
-O tej godzinie?
-Tak, jest po północy... Wcześnie.


*   *  *


Kiedy nastał już ranek, podniosłam się z jasno zielonej trawy i poszłam przed siebie. Lubiłam się oddalać... Ale nie wiedziałam że tutaj spotka mnie coś takiego...
To się stało szybko... Jakiś mężczyzna... człowiek... cywilizowany... dobrze że był sam... Zaatakował mnie. Miał w ręku nóż. Na swoje szczęście umiałam się nieźle bronić. Od 6 roku życia interesowały mnie sztuki walki. Podglądałam strażników i dzieci które uczyły się walki. Starszych. Ćwiczyłam jak oni... Teraz mi się to przydało... Stracił przytomność, pewnie na długo... Ale to nie wszystko...
Miałam ranę na ręku, piekła i bolała, miałam wrażenie jakby ktoś mi podpalał skórę. Wodę miałam najbliżej siebie... Zamoczyłam tam szybko ranę. Nagle woda oplotła mi część ręki i po niespełna dwóch sekundach zniknęła mi z ręki... Rana zniknęła...
Czyżbym właśnie odkryła swoją moc...? Moc uleczania? A może ta moc nie służy tylko do uleczania... Może mam moc żywiołu wody?
Było to zaskakująco dziwne... Nic nie bolało... A sam widok był niesamowity...
Wróciłam do Kennie, i spotkałam Joela. Spokojnie powiedziałam mu o tym że niebezpieczny człowiek jest w lesie.
-Jest nieprzytomny... To się stało nad jeziorem Maul. 
Nie minęła chwila, sekunda, a jego już nie było.
Co czułam...?
Strach... podekscytowana że w końcu wiem jaką mam moc, i mogę w ten sposób pomagać innym... Ale bałam się, ale też odczuwałam spokój... Dziwnie się czułam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz