środa, 29 stycznia 2014

Od Joela

 Znalazłem ją nad strumieniem. Szczerze powiedziawszy ulżyło mi.
- Nie poszłaś..
Przyciągnąłem ją do siebie.
Wyplątała się z moich objęć.
- Ale już wkrótce pójdę.
Puściłem ją zły.
- Dlaczego...?
- To moja droga....
- To zła droga.
- Ty nic nie wiesz! Całe życie byłeś szczęśliwy! Miałeś rodziców! Siostrę! Jesteś we wszystkim dobry... Masz wspaniały dar... Zainteresowania... A ja? Czuje się jak pustak którego wszyscy prowadzą za rączkę. Nie mogę tego... Bo coś mi się stanie. A jak raz spróbuje i sobie coś zrobie to wszyscy nie pozwalają mi spróbować tego drugi raz!! Mam dość?! Co to za życie?! Gówniane!
Wybuchła dysząc wściekła, a ja stałem bezradnie milcząc.
- Zabiją cie...
- Nie...
- Tak...
- Proszę cię... Pozwól mi iść...
Złapała mnie za bankiet koszuli i zajrzała w oczy.
- Nie wiesz.. Co to znaczy... Martwić się ciągle, że kogoś się straci..
- Przesadzasz... Zależy ci na moim szczęściu.
- Bardziej na bezpieczeństwie.
Westchnęła zniecierpliwiona.
- Przecież możesz tam być! Stać! Czekać! I wejść do akcji!
- Nie wejdę do akcji, kiedy już będzie za późno... Wystarczy parę sekund, jeden strzał w serce i padniesz trupem, a ja zadręczając się, samotnie jadąc na Trevorze i czując twoje ciało bezwładne i martwe za mną, przywiązane do konia, będę się zadręczał i pytał " Jaki sens było jej pozwalać" ?
- Tak nie będzie. Obiecuje!
Powiedziała twardo.
Zamknąłem jej usta palcem.
- Nie obiecuj rzeczy, których nie możesz spełnić... Jeśli tak zależy ci na utracie życia..
W jej oczach zalśniły łzy. To była trudna sytuacja. Nie wiedziałem jak z tego wybrnę, ale równie dobrze wiedziałem, że ona nie ustąpi.
Cofnąłem się i popatrzyłem przegrany w bok.
- Wyruszysz chociaż za parę dni? Pójdę parę godzin za twoim tropem, aby się nie skumali że idziesz z obstawą. Gdy wszystko się zacznie... Będę przy tobie.
Popatrzyłem jej w oczy i zawahałem się.To była chyba najbardziej trudna decyzja w moim życiu...
 Pochyliłem się i lekko pocałowałem ją w usta.
Były strasznie słodkie. Tak słodkie, że leżąc parę godzin później w łóżku czułem ten smak. Jeszcze nigdy się z takimi nie spotkałem. Były morelowe... Były cytrynowe.... Były malinowe... Miodowe też!
 Ale nigdy nie kosztowałem wiśni.
Zamknąłem oczy i westchnąłem. Taka była prawda - Już nigdy więcej mogłem jej nie zobaczyć.
Poczułem jak ktoś wsuwa mi ręce pod koszulkę i siada na mnie.
Uniosłem czujnie powieki.
Sarah.
- Nie jestem teraz w nastroju.
- Ależ będziesz... kocie..
Pochyliła się, tak, że jej "bluzka" pokazała większą część  "wyposażenia".
Gdy mnie pocałowała, zrozumiałem, że tak nie można. Odsunąłem ją od siebie delikatnie, acz stanowczo i wstałem.
- Jestem zajęty. Przyjdź wieczorem. Pogramy w planszówki.
Odszedłem zostawiając ją zdezorientowaną.
  Snułem się po lesie i przez splot różnych wybranych drug, drzew i krzaków znalazłem się przy przybitej Elanor na gruzach.
- Powiesz mi co cię gnębi?
- I tak byś nie zrozumiał...
(Dokończ Elanor)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz