czwartek, 23 stycznia 2014

Od Elanor

Obudziły mnie śpiewy ptaków. Wstałam i wyjrzałam przez otwarte okno. Był przepiękny poranek. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej sukienkę. Ubrałam się i uczesałam po czym wyszłam z domu.
Pani Garbe nie było. Poszła pewnie do wioski.
Pani Garbe mieszkała na uboczu wioski. Nigdy nie lubiła ona szumy i tłoku. Dlatego właśnie wybudowała wraz ze zmarłym mężem dom na uboczu.
Poszłam ścieżką w stronę wioski. Musiałam zrobić małe zakupy. Po 15 minutach doszłam do wioski. Mieszkańcy przechadzali się drogami i rozmawiali. Dzieciaki grały w klasy na piachu.
Z uśmiechem poszłam w stronę targu. Podeszłam do pierwszego stoiska.
-Dzień dobry. W jakiej cenie są te pomidory?
Kupiłam dwa kilo pomidorów i sałatę. Wsadziłam je w koszyk i już miałam wrócić do domu by zrobić obiad kiedy mała Betina podbiegłą do mnie.
-Ela!! Pobawisz się z nami?
-No nie wiem.
-Proszę!!!
Batina miała dopiero 7 lat. Uwielbiałam ją. Była taka rozkoszna.
-No dobrze. Ale nie długo.
Wzięła mnie za rękę i zaciągnęła do innych dzieci.
Odstawiłam na bok koszyk i przyłączyłam się do nich. Najpierw graliśmy w klasy a potem zaczęliśmy bawić się w chowanego. Było na prawdę fajnie. Dlaczego bawiłam się z dziećmi?
Otóż dlatego że lubiłam je a kiedy widziałam uśmiech na ich twarzy sama byłam szczęśliwa.
-Ela! Pokażesz nam jak sprawiasz ze kwiatki rosną?-zapytała mała Geba.
-Dobrze.
Usiedliśmy w kółeczku na trawie obok mojego koszyka. W środku Betina położyła nasionko.
Zakopałam je i położyłam na nim rękę. Zamknęłam oczy a po chwili czułam delikatne wypieranie na dłoń. Podniosłam ją i otworzyłam oczy. Dzieciaki były szczęśliwe. Kwiatek urósł a potem wypuścił pąka który szybko rozkwitł. Dzieciaki zaczęły piszczeć, cieszyć się i śmiać.
-Dobrze maluchy ja muszę już iść.
Wzięłam koszyk i pomachałam im odchodząc. Poszłam do domu Pani Garbe. Zaczęłam robić obiad.
Po obiedzie musiałam iść nazbierać ziół które się kończyły powoli. Kochałam to co robiłam jednak miałam ochotę zobaczyć coś nowego. Zakazanego. Przerażało mnie to bo żaden Kennie nie mógł opuszczać naszego terytorium. tylko nieliczni wybrańcy.
Już od dawna pogodziłam się z tym że spędzę tu całe życie. Wyjdę za mąż.. będę miała dzieci.. własną rodzinę. Ale czy na prawdę tego chciałam?
Nie byłam pewna. Pamiętałam jak za mgłą swoich rodziców i rodzeństwo. Kochaliśmy się.
Było mi smutno z ich powodu. Byłam najmłodsza nie licząc małej Kory która miała wtedy 2 latka.
Tak to miałam tylko starszych- Tori (miałaby teraz 18 lat), Kornela (miałby 21 lat) i Jozuego (miałby teraz 24 lata). Nie pamiętałam ich za bardzo ale po ich utracie czułam pustkę w sercu. Miałam nadzieję że ja kiedyś zapełnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz