wtorek, 28 stycznia 2014

Od Elanor

Przyglądałam się kwiatkowi delikatnie muskając jego płatki i drobne listki. Musiałam być ostrożna. Stopniowo musiałam używać swojej mocy bo gdybym coś zrobila źle kwiatek mógłby za szybko urosnąć lub gdybym się zdenerwowala mogłabum sprawić że by umarł. Musiałam być więc ostrożna bo moja moc była silnie połączona z moimi emocjami. Joel siedział obok mnie. Jego obecnośćnie rozpraszała ale.. nie przeszkadzał mi.
-Dlaczego chcesz być zielarką?-zapytał.
-Mój dar jest całkiem przydatny w tym stanowisku. A poza tym kocham pracować dla przyrody i z przyrodą. Od dziecka kochałam naturę.
Starałam się myśleć o tej chwili jednak myśli cały czas uciekały mi do tego co mnie czeka.
-Dlaczego jesteś smutna?
-Mogę cię o coś zapytać?
-Ależ oczywiście.
Westchnęłam. Zebrałam myśli i dbając o roślinkę powiedziałam.
-Co byś wybrał. Wyobraź sobie że ktoś poświęcił się dla ciebie i tak naprawde uratował ci życie. Podał ci pomocną dłoń kiedy straciłeś wszystko. Czy... gdyby ta osoba po pewnym czasie chciała byś dla niej coś zrobił... poświęcił coś by ta osoba byla szczęśliwa... zrobiłbyś to?
Joel zastanowił się chwilę.
-Pewnie tak.
Kiedy to mówił mimowolnie łzy napłyneły mi do oczu.
-Coś się stalo?
-Przepraszam... coś mi wpadlo do oka..
Szybko otarłam łzy. Ale ze mnie mazgaj!!!
-Elanor... co się stało? Mi możesz powiedzieć...
-Nic... poprostu... nie ważne nie przejmuj się. To nic takiego... nic ważnego.
-Na pewno? Wyglądasz na załamaną.
-Nie... tylko... gorszy dzień.
Odwróciłam wzrok caly czas pielęgnując roślinkę.
Zapadła cisza..
-Twoja siostra... jest szczęśliwa źe wychodzi za mąż?
-Taak. Jest..  i to bardzo.
-Zazdroszczę jej. Kocha go? A on ją? To zdarza się rzadko... że dwojga ludzi zakochują się w sobie a potem są razem do końca.
-Może masz rację.
Dotkęłam małego pączka kwiatka.
-Naprawdę ciekawy dar.
-A jaki jest twój?
-Zmiennokształtność.
-A jakie zwierze?
-Lew.
-Nie dość że będziesz naszym królem to jeszcze po przemianie jesteś królem zwierząt.-zaśmiałam się a on ze mną.
Miał melodykny śmiech. Uśmiechnełam się.
-Pewnie na twoje wesele też będę musiala spędzić noc w lesie na chłodnej ziemi pielęgnujac w mroku nocy jednego kwiatka.
-Nigdy nic nie wiadomo.
-Powinnam zestrajkować. Na prawdę tu chłodno.
Miałam na sobie tylko spodnie i bluzkę. W dodatku byłam lekko ubrudzona ziemią.
Joel.. nagle zdjał z siebie bluzr i okrył mnie.
-Dziękuje ale nie potrzebnie. A w dodatku teraz ty zmarzniesz
-Nie a nie pozwolę byś poświęcala swoje zdrowie dla kwiatka.
-Taka już moja rola. Nie ważne co nią jest... już przy urodzeniu z góry mamy ułożone przeznaczenie. Możemy robić wszystko ale ono w końcu się spełni niezależnie od naszych decyzji czy czynów. Przed przeznaczeniem nie uciekniemy. A moim jest siedzieć tu i dbać o przyrodę która nas otacza. Po to się urodziłam. -uśmiechnełam się.
Bluza pachniala nim. Był to przyjny zapach. Afrodyzjak dla mojego węchu.
-Jestes mądra i nie ugięta. Zawsze dopinasz swego co nie?
-Nie zawsze. W wielu sprawach nie mam nic do powiedzenia.
Uśmiechnłam się smutno. Gdybym potrafila wzieła bym się w garść i nie zgodziła się wyjść za Dymitra... a ja? Zgodzilam się... ale nie miałam za bardzo wyboru. Nie moglam odmówić mojej opiekunce. Poświęciła się bynie wyhować... bylam jej winna tego. A moxe ten Dymitr nie będzie taki zly i tylko ptzesadzam? Oby....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz