poniedziałek, 27 stycznia 2014

Od Blaeberry

- Auć!
Syknęłam gdy Matylda wbiła mi szpilkę w biodro.
- Przepraszam panienko przepraszam!!
Przygotowania do ślubu trwały. Nie miałam chwili odpoczynku. Co chwilę - "Czy taki bukiecik może być" , "Czy ten dywan nie jest acz pstrokaty?!", "Czy pani uważa, że krewetki powinny być podane w płaskim talerzu czy w kieliszku z sosem?". Miałam już szczerze wszystkiego dość, jednak moja suknia... W zasadzie... No nawet mogła przejść. Nie miałam nic do gadania, ponieważ według tradycji dostałam ją po mamie.

Czemu złota, a nie biała? No cóż w naszej tradycji obowiązywała zasada:
 "Czarny do polowania w nocy, Na śmierć i smutek-kolor biały. Złoty dla panny młodej w sukni weselnej, Czerwony do rzucania czarów"
Niestety nie wszyscy się do tego stosowali, ale większość na pewno.
Zazwyczaj w czarny kolor ubierali się od nas żołnierzy, szpiedzy, straż przyboczna, albo zwykli kłusownicy. W biały często na żałobach narodowych (ostatni raz cztery lata temu gdy umarła babcia, a rok później po dziadku) lub na zwykłych pogrzebach. W złoto panna młoda (tak jak ja) i pan młody - czasami, zależy z jakiego regionu przybył. W czerwień ubierali się czarownicy - prawdziwi potężni magowie którzy mieli potężne dary - Lub na ceremonii Odkrycia.
 Cóż to jest ta ceremonia Odkrycia? Zawsze się ją przeżywa po odkryciu swojego daru. Ja nawet tego nie za bardzo pamiętam. Wiem, że zmieniłam się pierwszy raz w pumę w wieku  5 lat, a tydzień potem mama ubrała mnie w czerwoną sukienkę i odbyła się ceremonia przed grupką ważnych osób i rodziny, gdzie kapłan kropił mnie i przypisywał mi pełną nazwę mojego daru - "Zmiennokształtna puma".
  Joel jak zwykle był szybszy. Przemienił się w małego, słodkiego lewka w wieku 3 lat!!  
Matylda znów mnie ukuła wyrywając z zamyślenia.
- Oj Matyldo!!
Starałam się ukryć rozdrażnienie i poirytowanie. Nie wiem czy robiła to celowo. Pewnie jak większość dziewczyn, kochała się skrycie w moim przyszłym mężu. Jaką jestem szczęściarą, uświadomiłam sobie wczoraj.

  Gdy gołąbeczki - Joel i jego dziewczyna - zamknęli się w pokoju, wybrałam się na spacer z Brunem. Byłam jak zwykle nim oczarowana. Spacerowaliśmy, gdy zobaczył pnącze róży. Wdrapał się po murku raniąc sobie ręce o kolce, by dosięgnąć największej, najczerwieńszej i najpiękniejszej róży.
Pachniała tak słodko, iż myślałam, że zemdleję.
- Czerwona róża to nie tylko symbol romantycznej miłości, przekazuje także szacunek. Oznacza miłość potrafiącą przetrwać największe burze. Jest kwiatem kochanków. - spojrzał mi poważnie w oczy, zakładając różę mi za ucho - Mam nadzieję, że nasza miłość - choć znamy się zaledwie tydzień i trochę - przetrwa wiele.
Wzruszyło mnie to tak, że poczułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Usiedliśmy na ławce i oparłam się o Bruna. Był miękki i kuszący. Gdyby był kwiatem... Myślę, że jego od razu wybrałaby pszczoła. I to królowa.
 Wszystko było dobrze... Dopóty...
Dopóki nie zaczęły się do nas przybliżać dwie roześmiane, wysokie, blond - laski.
Gdy zobaczyły pisnęły niby z zaskoczenia.
- Och!! Książę!! Przyszłyśmy wręczyć ci mały prezencik powitalny.
Zerknęłam ponuro na małe, różowe pudełeczko zawinięte w lśniącą kokardę. Już stąd na białym bileciku przyczepionym do niej widziałam nazwiska obu lasek przesadnie ozdobione i adresy. Pudełko cuchnęło jakimiś cukierkowymi perfumami na odległość. Na dodatek byłam pumą więc...
 Bruno też to poczuł, bo zmarszczył nos. Nachylił się do mnie i szepnął mi.
- Idź już. Nie chcę, żebyś się niepotrzebnie denerwowała. Załatwię szybko sprawę.
- Uhm...
Mruknęłam, a Bruno skubnął mnie w ucho co nie uszło uwadze blondynek, bo popatrzyły na mnie nienawistnie. Gdy się odwróciłam, pociągnął mnie za ręke. Popatrzył na mnie chwilę, zagryzając boską wargę po czym przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie namiętnie.
  Spodobało mi się to. W końcu utarłam nosa tym laskom. Chrząknęły niecierpliwie. Gdy spojrzałam ukradkiem na ich twarze, były czerwone, a same gotowały się ze złości. Pogłaskałam czule Bruna po policzku. Włosy z dwudniowego zarostu i przyjemna kolońska woda delikatnie połechtały mi dłoń.
  Odeszłam wiedząc o jaką dużą stawkę walczę. I jak szybko mogę ją stracić... Lub cieszyć się nią do końca życia.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz