wtorek, 28 stycznia 2014

Od Teaurine

Byłam przerażona... Nie, nie on...
-Nie... Zostajesz...
-Jeśli ty, to ja też.
-To nie jest zabawa... Nie możesz umrzeć...
-Nie... Damy radę.
-Daj spokój... To bez znaczenia co się stanie ze mną. Jesteś... księciem... trzeba CIĘ chronić, a nie jakąś dziewczynę z pobocza... Wymyślę coś...
Znów go przytuliłam.  Nie wiem dlaczego... po prostu tego... potrzebowałam...
Wybiegłam z zamku. Bolało mnie to wszystko. Ale musiałam być twarda... Coś mi to nie wychodziło. Poszłam do domu. Nie było Elvy, pewnie poszła do miasta. Była wstrząśnięta, ale odprężały ją spacery. Miałam na strychu , na górze, stare pianino rodziców Elvy. Poszłam tam, i usiadłam przed nim. Było zakurzone, stare... Kompletnie nie umiałam grać. Ale jakby coś kierowało moimi dłońmi... Zaczęłam grać... Niesamowite, choć na moment się odprężyłam. Ale złe myśli wróciły. Wyszłam z trzaskiem drzwi do lasu. Usłyszałam głosy kiedy przechodziłam koło mieszkańców.
-Gdzie ona idzie?!
-Ryzykuje życiem, nie ma co.
-Umrze! Zginie! Biedne dziecko!
Ignorowałam to, ale z kolei byłam choć trochę szczęśliwa że zależy im na mnie. Że Joel... chciał się poświęcić, jednak nie mogłam zmarnować mu życia ze mną... Musi wyjść za kogoś kogo kocha... A wiem że tak będzie... Wierzę w to i życzę mu żeby spotkał tą osobę... Nie wiem kim był dla mnie... przyjacielem...? Dobrym przyjacielem...? Kimś... więcej...?


*   *  *

Szłam szybko, moje długie włosy trzepotały do tyłu jak szalone. Szłam zapłakana, nie chciałam tego, nawet nie wiedziałam co teraz zrobię. Spotkałam zwiadowców z tamtego królestwa. Dobrze trafiłam.
-Idziesz z nami...
-Nie muszę. A...szczególnie, że nie jesteście na swoim terenie prawda?
-To nie ma...
-Ma znaczenia, ależ jakie...
Złapali mnie siłą, i prowadzili do zamku.
-Zostawcie mnie!
Zaśmiali się tylko.
Użyłam mocy ziemi by rośliny związały im nogi. Wywrócili się...
-Przekażcie swojemu królowi, żeby znaleźli kogoś innego. Kiedy pozałatwiam sprawy, i będę miała dość życia, wtedy na pewno, obiecuję, dołączę do Igrzysk.
Uciekłam. Dzięki wiatrowi, posłużyłam się nim żeby przetrzepał im myśli. Przekazał mi to co usłyszał. To co myśleli tamci.
-Niech to! Teraz na pewno król się zgodzi! Wie że mówi prawdę...
-Cholera jasna! Głupia dziewucha...!
Więc wie że mówię prawdę. A wiem, że życie rani i zabija powoli człowieka. Z miłości... przyjaźni... obrony bliźnich...
Nagle dostałam czymś w plecy gdy wchodziłam do miasta. Z łuku. Podniosłam się z ziemi ale zaraz upadłam. Dostałam od trzeciego zwiadowcy. Przede mną przeleciała sarna. Widać, celował w nią a ja mu tylko weszłam w paradę.
-Przepraszam najmocniej!
Zleciał z drzewa młody czternastolatek.
-Nic się... nie stało. Idź do domu. Dam sobie radę...
-Na pewno..?
-IDŹ...!
Padłam. On odbiegł. Auć...
-Cholerny pech głupiej dziewczyny która nie wie o sobie nic a nic...Zakochałam się, czy nie...Zauroczyłam się czy też nie...
To jednak nie ma znaczenia. Nic dla mnie chyba nie ma znaczenia, tylko przyjaciele... i to miasto...



Muzyka kiedy Tea grała na pianinie :) :



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz