sobota, 1 lutego 2014

Od Elanor

Kiedy młoda para pojechała impreza potrwała jeszcze trochę a potem każdy się rozszedł do siebie. Ja wróciłam z Dymitrem do domu. Od razu się przebrałam i umyłam. Położyłam się spać. Wyczerpana szybko zasnęłam.

***

Obudził mnie krzyk.
-Elanor! Wstawaj szybko! Musimy już iść do krawca!!
Jęknęłam. Czułam się fatalnie. Jednak po chwili.. musiałam wstać bo matka Dymitra strasznie marudziła. Załatwiłam poranna toaletę i ubrana w zwiewną, letnią sukienkę poszłam.
Po kilkunastu minutach byliśmy już w centrum wioski. Zobaczyłam w oddali dzieciaki. Betina pomachała mi a ja jej odmachałam.
-Ruszaj się Elanor!!-pogoniła mnie przyszłą teściowa.
Weszłam do sklepu krawca. Trochę dalej w budynku zobaczyłam mnóstwo manekinów z sukniami. Serce biło mi nienaturalnie szybko.
-Dzień dobry Panie Oskarze. Chciałybyśmy przymierzyć suknie ślubne. Można? W tą sobotę Elanor wychodzi za mojego syna i musi ładnie wyglądać.
Mimo iż żyliśmy w lesie.. mieliśmy do wyboru sporo ciekawych i ładnych ubrań. Nasi krawcy sprowadzali przeróżne materiały od innych wiosek.
Zaczęłam przymierzać.
Pierwsza suknia była piękna. Prosta ale i elegancka.



Jednak.. nie czułam się w niej dobrze. W żadnej.
Ludzie przechodząc ulicą zerkali z ciekawością w szybę i patrzyli na mnie. Czułam się tak jakbym była naga.
W końcu wybrałyśmy.. a raczej Eurydyka wybrała jedną. W drodze do domu marudziła jaka ja to jestem.
-Musisz przytyć. Mój syn to nie pies. Kości nie ruszy. W dodatku.. jak ty się ubierasz? Ta suknia co ci się podobała.. masakra. gdzie ty masz gust Elanor?
-Przepraszam.
-Mamy niecałe 6 dni na zmienienie cię. Musisz ubierać się tak by podkreślać swoje kobiece krągłości. Faceci to lubią.
Już się nie odzywałam ale miałam ochotę spoliczkować ją i odejść. Jak pierwszy raz ich zobaczyłam myślałam że to mili ludzie jednak.. nie mogłam się bardziej pomylić. Może i byli mili ale nie dla mnie.
W domu strasznie się nudziłam. Jak nigdy wcześniej. Siedziałam tylko w swoim pokoju i wyglądałam przez okno. W końcu wpadłam na wspaniały pomysł. Przebrałam się w wygodniejsze ubrania czyli spodnie i luźniejszą koszulę i wymknęłam się przez okno. Poszłam obok ogródka gdzie w niewielkiej stajni były konie rodziny Dymitra oraz moja klacz. Jednak jej tam nie było. Wyszłam ze stajni i zobaczyłam ją przywiązana do drzewa. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niej.



Odwiązałam ja i weszłam do stajni. Osiodłałam ją i dosiadłam jej. Ruszyłam. Kłusem pojechałyśmy polną ścieżką. Miałam ochotę odjechać na Jagodzie (tak się nazywała) jak najdalej. Jednak nie mogłam. Nie dałabym sobie sama rady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz