wtorek, 12 sierpnia 2014

Od Cassandry

 Tuliłam do siebie małą Lily, a łzy skapywały mi na jej różową bluzeczkę. Mała popatrzyła na mnie swoimi dużymi, mądrymi oczkami. Byłam pewna, że gdyby umiała mówić powiedziałaby:
- "Nie płacz mamo. Nie masz wyboru. Ja zawsze będę cię kochać".
Podniosłam wzrok na Lee, również dziś dziwnie przygnębionego. Tłumaczył się, że to przez pogodę i sprawy
"z góry" jednak ja widziałam, że polubił Lily... lub Mich jak lubił ją przezywać. Mała spędziła z nami miesiąc. Chciałam ją oddać od razu... Jednak podświadomie zaczęłam zwlekać. Jednak dziś Lee przekonał mnie, że musimy ją wreszcie oddać, bo z każdym dniem będzie tylko gorzej.
Miał rację... Lily będzie miała lepszą opiekę u ojca. Ja z Lee cały czas będę się przenosić... To nie warunki dla małej dziewczynki. Mimo że była dla mnie wszystkim... Byłam gotowa z niej zrezygnować, dla jej własnego szczęścia.
- Dasz radę - szepnął Lee pochylając się do mnie i z otuchą pocałował mnie czule w czoło. Z całych sił starałam się nie rozpłakać jeszcze bardziej - a wizja zobaczenia swojego eks, jeśli zajdzie taka potrzeba też nie dodawała mi otuchy. Jednak musiałam to zrobić....
  Po chwili wahania nacisnęłam na klamkę drzwi i wyszłam na zewnątrz. Zimny wiatr od razu uderzył mnie w twarz i sprawił, że musiałam się podeprzeć o maskę samochodu. Po dobrze znanym mi podwórku snuła się widmowa mgła. Kropiła okropna mżawka, a słońce schowało się już dawno za chmury. Tak jakby Matka Natura na czele całej pogody chciała mi wytknąć swoje wyrodne zachowanie... Mogła mnie nazywać jak chciała... Jednak z pewnością nie wyrodną matką. Kochałam Lily, a oddawałam ją z przymusu. I choć serce mi się krajało ruszyłam w stronę dębowych drzwi.
  Zaczerpnęłam powietrza i postawiłam nosidełko przed progiem. Chciałam odwrócić się, wetknąć list do nosidełka i szybko się oddalić... Ale nie potrafiłam. Pochyliłam się nad Lily. Nie potrafiłam już tamować emocji. Rzewnie płakałam całując córeczkę po nosku, policzkach i pięknych jasnych włoskach. Mała nie płakała. Była bardzo mądra. Spoglądała na mnie ze zrozumieniem. Ścisnęła mój palec, który na chwilę zrobił się strasznie lodowaty... Zdziwiona zerknęłam na niego. Pewnie mi się zdawało - mruknęłam do siebie i przestałam się tym zajmować. Otarłam łzy i wyciągnęłam z kieszeni list do Cinny. Rozłożyłam kartkę i jeszcze raz powoli i starannie analizowałam treść listu. Długopis był w pogotowiu, w mojej tylnej kieszeni.


     Cinno!

   Nie wiem od czego zacząć, jednak czasu mam niewiele. Wiem, że postąpiłam... nie ma takiego słowa które określiłoby moje bestialstwo, które wykazałam w stosunku do Ciebie. Zawsze Cię kochałam i pewnym sensie czuje to dalej... Jednak nie potrafiłam i nie potrafię żyć z alfą, który i tak na zawsze pozostanie przywódcą swojego stada. Dla mnie przeważnie nie miałeś czasu, jednak może dla naszej córeczki będziesz go miał? Zresztą tak naprawdę nie masz wyboru, chyba, że będziesz chciał oddać Lily Michaline Witespoon do sierocińca, czego nigdy Ci nie daruję. Nie wiem jakim będziesz ojcem, jednak proszę Cię, abyś był... jak najlepszy.  Wiem, że nie powinnam z dnia na dzień podrzucać Ci dziecka, o którym nigdy nie miałeś nawet pojęcia... lecz nie mam wyboru...
  Lily urodziła się dokładnie miesiąc temu. Jest w pełni zdrowa i nie wymaga specjalnej troski. W reszcie z pewnością pomoże Ci (czy się mylę?) twoja nowa partnerka, a moja była przyjaciółka - Sam.  Nie będę cię oskarżać o to jak podle potraktowałeś swojego brata, bo to nie czas ani miejsce na to. Proszę cię jeszcze raz, abyś zapewnił jej dobrą opiekę...
  
                                                                                                                        Cassandra Evest.

List był dobry. Zastanawiałam się nad wykreśleniem fragmentu o Sam... W końcu chodziło tu o naszą córkę, a nie osobiste pobudki... Uznałam jednak, że nie będę już nic kreślić. Bez słowa wsunęłam list w rączkę małej. Pochyliłam się nad nią płacząc i pocałowałam ją w czoło.
- Choćby nie wiem co się stało... Pamiętaj Lily... Mamusia cię bardzo, bardzo kocha i zawsze będzie cię kochała....
Potem z wahaniem zadzwoniłam. Nie wiem co się działo dalej, jednak ocknęłam się z płaczem w samochodzie Lee. Przytulił mnie do siebie i pocieszał.
- Gdzie chcesz teraz jechać? - spytał cicho, a mnie naszła tylko jedna możliwość.
- Do siostry. Muszę z nią pogadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz