czwartek, 21 sierpnia 2014

Od Luny

Następnego ranka obudziłam się dosyć późno. W domu było zupełnie pusto. Kiedy w piżamie w misie zeszłam na dół, na blacie leżała tylko kartka papieru i od razu rozpoznałam pismo mamy. Miała bardzo piękne pismo, takie stare... Bardzo mi się takie podobało, miałam nadzieję, że kiedyś też tak będę pisać. Julie pisze np. tak samo jak swoja mama i bez problemu podrabia zwolnienia czy karty ocen do podpisu jeśli jej mama nie ma na to czasu, bo przeważnie dla niej rodzice nie mają ani troszkę czasu wolnego, dlatego wpychają jej dużo kasy bo poza tym, mają jej potąd (teraz wykonałabym szybki gest). 

 Luno! 
      Wraz z ojcem wybraliśmy się na mały wypad gdzieś za miasto. Myślę, że nie masz nic przeciwko. Chciałam cię obudzić i powiedzieć ci to osobiście, ale tata tak bardzo nalegał byśmy się pośpieszyli, a czasu mamy nie wiele, bo jak wiesz za dwa dni wracam do pracy! Wiem, że zajmiesz się domem. Kaytlin jest u jakiegoś Dereka... Mam nadzieję, że powiesz mi z kim ona tam się zadaje bo jak go zobaczyłam w drzwiach, miałam milion myśli na jego temat (to wcale nie były dobre myśli!) 
Poradzicie sobie same - na pewno! Do zobaczenia za dwa dni kochanie!
                                                                                              Mama. :* !

Uśmiechnęłam się szeroko i wsunęłam kartkę do kieszeni. Nareszcie mama jest z tatą sam na sam, no i spędzają jakoś razem czas. W moim towarzystwie jeszcze dałoby się przeżyć, ale z Kaytlin? Nie, to na pewno nie. Poza tym... co ona robi z Derekiem? Czyżby nagle mu się spodobała? Z tego co wiem, to nawet nie wiedział o jej istnieniu... zaczęłam się martwić. 
Napisałam do Julie:

Wiesz, że Kaytlin jest u Dereka?

Julie:

No coś ty! Ale rozumiem, o co ci chodziło w szkole! To naprawdę nie najlepszy typ chłopaka...

Uśmiechnęłam się lekko a potem z poważną miną zmarszczyłam brwi.

Martwię o nią. 

Julie:

Nie dziwięęę sięęę! Ja też, ale jak nie dostanie od niego kopa w dupę, to się nie odczepi od kolesia! Proste. 

Już nic nie odpisałam. Z uśmiechem zaczęłam zjadać kanapkę z serem i szynką. Nic specjalnego dziś nie miałam do roboty, powinnam wyjść z domu... Z racji tego, że była niedziela, mogłam sobie pospać cały dzień, ale potem bolałaby mnie na pewno głowa. Banny towarzyszył mi licząc na jakiś kawałek kanapki. Była duża, ledwo co mogłam ją wcisnąć do ust, bo potem jeszcze zachciało mi się pomidora i ogórka. 2/3 zjadłam, a resztę podałam psu. Złapał to co mu podałam i zadowolony z siebie i porcji jaką mu dałam, poszedł gdzieś na bok. Włączyłam głośno mojego ulubionego wykonawcę Eda Sheeran'a i głośno śpiewałam i tańczyłam skacząc po kanapie jak szalona. Kiedy się uspokoiłam (czyt. 2 godziny szaleństwa i darcia się ile się tylko dało) pobiegłam do pokoju by się umyć i ubrać... Potem wyszłam z Ban na spacer po mieście. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz