wtorek, 5 sierpnia 2014

Od Elise


Miesiąc później...

Nie wiem ile minęło od czasu mojego wyjazdu, ale czułam się naprawdę lepiej mieszając ludziom w głowach,karmić się ich szczęściem i doprowadzając do tragedii. Tacy nazywają się Śmierciożercami.
-Elise, ty to zrobisz najlepiej... Zgadza się?
-Oczywiście.-Zaśmiałam się zatrzymując na środku pomieszczenia.-Kogo mam zabić?
-Znałaś go.Pamiętasz o...
-Leo.
-Ile razy mówiłem, że masz mi ślicznotko nie grzebać w głowie.-Szepnął Brand.
-Przepraszam, po prostu czasem nie mogę się powstrzymaććć...-Zachichotałam tak, że zabrzmiało to jakbym była kompletną wariatką, bo tak w sumie się zachowywałam, ale tylko wtedy, kiedy chciałam zabić i mieszać człowiekowi w głowie.
-Zrobisz to?
-Oczywiście, dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.-Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.-Brand...-Odwróciłam się na pięcie.-Leo jest wilkołakiem, przecież my tylko atakujemy ludzi...
-Dostałaś zadanie, to je wykonaj. Chyba, że sobie nie poradzisz...
-Ja nie poradzę!? Dobre sobie!
Zmieniłam się w czarny dym i wystrzeliłam jak torpeda do New Yorku tym samym teleportując się. Leo namierzyłam bez trudności, tylko, że musiałam go wykończyć.Ruszyłam w jego stronę a on szybko odwrócił się wyczuwając ode mnie tylko zło i nienawiść do świata żywego, bo można było Śmierciożerców szczerze uznać za nieżywych po tym, jak zabijają bliskich i innych.
-Odejdź, nie chcę ci zrobić krzywdy.
-Haha! Jak zawsze zabawny!Czy ty kundlu myślisz, że zrobiłbyś mi krzywdę?-Zaśmiałam się.-Taki pies jak ty może mi jedynie zagrać jak mu rozkażę.-Szepnęłam mu do ucha zjawiając się tuż za nim.
-Co ty z sobą robisz?! Nie zabiłabyś mnie,Cassie,Damona...
-Mam ich gdzieeeeśśś... Cassandra nie jest moją siostrą, już nie. Damona zabiję bez mrugnięcia powieką tak samo jest z Cassie. Z małą,biedną siostrunią! Haha! Żałosne jest wasze życie, nie wiem jak mogłam się czuć tak dobrze żyjąc tak jak wy!
-Byłaś szczęśliwa... Do czasu, kiedy coś się nie stało!
-A co się niby stało?!-Wzruszyłam ramionami z wrednym uśmiechem.
-Joe zniknął!
Drgnęłam na jego imię i rzuciłam się na Leo.
-Ty pieprzony kundlu! Zamknij pysk! Masz się mnie słuchać, rozumiesz?! Pieprzony pies!-Westchnęłam kiedy właśnie miałam wyssać z  niego życie.-Pozdrów rodziców, no i kogo tam jeszcze znajdziesz...-Wyssałam z niego życie, po czym upadł martwy i zimny. Na jego rękach zostały moje ślady dłoni i pewnie zapach perfum. Kate go nie uratuje, ponieważ od śmierci przed Śmierciożercami nie może uratować nawet największy czarodziej... Po prostu go zabiłam, nie było mi przykro. Oddaliłam się zadowolona z siebie zastanawiając się, kto będzie pierwszy, Damon, czy siostrzyczka...?

Po kilku dniach zaczęłam zabijać więcej ludzi, dlatego Brand zdecydował się mnie zabić. Są niektóre takie przypadki... takie, jak ja.Zabijają, nie mogą przestać, przez co Śmierciożercy mogą mieć duże kłopoty od tych wyżej. Brand widocznie dostał rozkaz, by mnie zabić. Ale ja doskonale wiedziałam jak mu uciec, jak walczyć i jak sobie radzić. Nie po to siedziałam tu miesiąc, by nic nie potrafić. Klaus zostawił mnie w spokoju odkąd dowiedział się kim jestem. Śmierciożercy są niebezpieczni, ale fakt faktem, że tacy jak Klaus poradziliby sobie z takim kimś jak ja, bo jestem nadal początkująca, jeszcze wiele musiałam się nauczyć, ale to już nie w szeregach Branda.
-Zapraszam cię na kolację Elise.-Zapowiedział mi Brand.
Zdziwiona odwróciłam się na pięcie i z cynicznym uśmiechem zmierzyłam go wzrokiem.
-Romantyczna kolacja przy świecach?-Parsknęłam.
-Nie. Musze porozmawiać z tobą na pewien temat.
-To mów teraz.
-Wolałbym nie.
-A bo co?
-Wyjdź.
-Gdzie?-Westchnęłam udając zmęczoną.
-Deniere France.
-Uhuhu, na bogato szefie.-Szepnęłam i wyszłam.
Zaczęłam zauważać, jak niektórzy faceci zwracają na mnie uwagę. Nie patrzyłam na to, jaki mam makijaż, albo jak się ubieram. Po prostu automatycznie brałam to, co po prostu pasowało. Często chodziłam na czarno, a nawet prawie zawsze.
Śmierciożercy mogą zmieniać się w cień orła, co jest bardzo przydatne.Bardziej odpowiada mi jak zmieniam się w czarny dym i latam nad miastem nie widząc wszystkiego w czarno-białych barwach tak jak np. w postaci cienia orła, bo nawet niektóre demony i zjawy starają się mnie zabić, ale to tylko jak jestem cieniem, zwykle czegoś takiego nie widuję.
Kiedy nadszedł czas spotkania z Brandem, obojętnie weszłam do dość ekskluzywnej kawiarni. Dużo ludzi ubranych na galowo siedziało przy stolikach nakrytych białym eleganckim obrusem. Ludzie starali się nawet nie go nie pobrudzić, a kelner co chwilę podchodził do tego samego stolika i pytał czy nie przynieść wina czy jakiegoś jedzenia. Widzę, że nieźle tu zarabiają, bo restauracja jest naprawdę niezła. Jednak kiedy usiadłam na przeciwko Branda spojrzałam z czystej ciekawości na ceny. Odłożyłam menu krztusząc się powietrzem, gdy tylko zobaczyłam cenę zwykłego makaronu z sosem serowym i jakimiś grzybami, ale i tak cena wina mnie zwaliła z nóg kompletnie.
-Niezłe ceny, co?-Uśmiechnął się Brand.
-Czemu akurat taka restauracja?Czemu w ogóle nie mogliśmy porozmawiać np.na ulicy?
-Mam swoje powody. Nie jestem taki zimny, jak ci się wydaje. To żadna romantyczna kolacja...
-Tylko chcesz mnie zabić?
Spojrzałam mu w oczy.
-Przecież znam zasady.
-Na razie chcę pogadać.
-Nie przestanę zabijać, Brand.
-A więc wiesz, co muszę zrobić.
Uśmiechnęłam się nadal patrząc mu w oczy.
-A więc spróbuj mnie złapać.
Zmieniłam się w cień i ulotniłam się. Znalazłam się w jakiejś szkole. Pobiegłam przed siebie. Wiedziałam, że nie goni mnie sam Brand, ale także Jared,Katie,Emma i na pewno Seba. Byli wierni Brandowi, albo po prostu tak mi się wydawało, bo Emma i Jared cały czas sprawiali kłopoty szefowi...
Usłyszałam za sobą kroki, więc zdenerwowana odwróciłam się patrząc, czy nikt się na mnie nie czai.Wpadłam na jedną z szafek robiąc przy tym hałas. Syknęłam cicho i kiedy spojrzałam w lewą stronę, wystraszyłam się kiedy zobaczyłam twarz Jared'a.
-Niespodzianka.
Przygniótł mnie do jednej z szafek i spojrzał się na mnie spokojnie.
-Puszczaj.-Warknęłam.
-A co? Boli?-Mrugnął do mnie.
-Nie.
-W takim razie ścisnę mocniej...
-Auć! Bawi cię to?!
-Trochę... Myślałem, że nie czujesz nic...A tu proszę...
-Niezły z ciebie przyjaciel!
-Najlepszy.
-I co? Zabierzesz mnie do niego? Żeby mnie zabił?
-Przecież on cię znajdzie jeśli gdzieś się schowasz.
-W takim razie pomóż mi jakoś przez to przejść. Wiem, że też miałeś takie problemy na początku, masz doświadczenie...
-Jak przestać? To nie dzieje się od razu. Nie lubię cię aż tak bardzo, aby cię nauczyć.-Roześmiał się.
-Jak mi pomożesz, to nie wygadam nic Emmie, że spałeś na imprezie z...
-Nie szantażuj mnie.-Zagroził mi palcem.
-Dobra! Ale przestań mnie tak ściskać! Widzę, że jest dla ciebie ważna...
-Mam to gdzieś.-Wzruszył ramionami.-Wiesz jaki jestem...
-A Emma ci ufa... -Powiedziałam słodkim głosem.
-Chodź.
Złapał mnie za rękę i kiedy zmieniliśmy się w cienie, przemknęliśmy na koniec miasta, do mojego mieszkania.
-Będę miał oko na to co ma zamiar zrobić Brand. Dam ci znać, ale nikogo nie zabijaj...
-Wiesz, że jeśli nikogo nie będę zabijać, będę stawała się dawną Elise... będę... bardziej ludzka...
-To masz problem. Chcesz bym ci pomógł? To mnie słuchaj.
Wyszedł i zamknął drzwi. Opadłam na łóżko jak kłoda i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz