sobota, 23 sierpnia 2014

Od Shada

 Obmywałem ranę Santiago, wściekły na wszystko i wszystkich, a najbardziej tego przeklętego wilczura. Sophie i Xander zapewniali mnie solennie, że pani Miller schwytała psa i surowo go ukarała, ale mi to nie pomagało. Najchętniej zabiłbym to bydle i to nie pierwszy raz gdy atakuje nasze konie!
  Dziś po mszy wracałem z Santiago tą samą polną drogą. W pewnym momencie minęliśmy dom pani Miller, która właśnie wyjeżdżała swoją starą furgonetką z bramy. I nagle, niespodziewanie jakiś gigantyczny cień zaczął robić potworny jazgot. Prześlizgnął się bokiem między słupkiem bramy, a samochodem i pobiegł... prosto na nas. Przy normalnym psie bym się nie obawiał o mojego ogiera - naturalną koleją rzeczy psy bały się koni. Jednak to krwiożercze bydle znane było ze swoich dzikich zachowań. Nie zdążyłem pospieszyć przyjaciela, gdy ogromne psisko ugryzło Santiago w udo. Koń zarżał głośno i w naturalnym odruchu obronnym kopnął psa zrzucając go z siebie i pomknął przed siebie błyskawicznie. Po chwili moje zaskoczenie minęło i pociągnąłem lejce doprowadzając go do porządku. Santiago był posłusznym i inteligentnym koniem, jednak w tej sytuacji nie dziwiłem się, że nie poczekał na mój ruch.
- No już.... spokojnie...  - uspokajałem go, choć sam się denerwowałem. Rana krwawiła.
Teraz gdy o tym pomyślałem, trzęsło mną. Niewyszkolona i nieposłuszna bestia! Na szczęścia rana Santiago była powierzchowna i szybko powinna się wygoić.
- Lepiej? - spytała Sophie zaglądając mi w oczy.
Fakt, trochę się uspokoiłem, ale jednak...
Potem jeszcze długo rozmawiałem z Xanderem. Zbulwersowany opowiedziałem matce całe zajście, a ta tylko pokręciła głową.
- Millar'owa powinna posłać tego psa na tresurę. Nie jeden się człowiek już go przestraszył. Jak zaatakował konia, to może i do ludzi zacząć skakać.
Zmęczony dniem i zaganianiem bydła (dziś krowy były wyjątkowo uparte) wziąłem szybki prysznic (na tych terenach wody nigdy nie należało marnować) i położyłem się do łóżka.
 Przypomniała mi się dziewczyna. Z jednej strony chciałem ją zobaczyć, bo była prześliczna... z drugiej strony obawiałem się. Żadna dziewczyna nigdy tak na mnie nie działała. No z wyjątkiem Rosaline... Ale to bolesna i przykra historia, do której nie chciałem wracać.
 Wreszcie przytłoczony myślami zasnąłem.

Od razu poczułem, że jestem tam gdzie być powinienem. Tym razem ja stałem obok białej klaczy.  Księżyc wyraziście świecił.... i pojawiła się ona. Wyłoniła się z lasu. Była naprawdę piękna, a ja pozwalałem sobie na dopuszczanie takich myśli, bo... nie istniała naprawdę.
Jednak dalsza wymiana zdań była nie tyle dziwaczna, jak przerażająca.
-To ty - rzuciłem coś banalnego.
-Pomóż mi.-powiedziała, a po twarzy spływały jej  łzy.
-Jak? Kim jesteś? - spytałem czując sie podle.
-Nazywam się Valentina Anonimus.
-Jak mam ci pomóc? - dopytywałem się.
-Nie wiem. - odparła bezradnie.
-Co ci dolega? - prawie krzyknąłem
-Chcą mnie zabić. Nie mam dużo czasu.
-Gdzie jesteś? - spytałem jeszcze bardziej przerażony
-Nie wiem. Pomóż mi... nie zostalo mi duzo czasu...
Wszystko nagle zaczęło znikać. Nie!
-Poczekaj!-krzyknąłem.
-Pomóż mi... blagam.. - szepnęła.
Wszystko znikło, a ja nagle się obudziłem. Natychmiast próbowałem z powrotem zasnąć. Stało się coś dziwnego. Nagle to chyba ja wniknąłem w jakąś dziwną rzeczywistość. Obserwowałem jak jacyś faceci wstrzykują coś do ciała dziewczynie... Nie wiem co się ze mną stało. Miałem jeden cel  - chorobliwie pragnąłem ją z tego wyciągnąć. Wziąłem jakiś ciężki przedmiot, zamachnąłem się i rzuciłem we wstrzykującego. Upadł do tyłu. Dwóch skoczyło na mnie, jednak ja już widziałem, że coś dziwnego dzieje się z Valentiną.... Jej włosy całkowicie zmieniały kolor. Cała się zmieniała... Jej strój też... Na.... jeździecki. Nagle zaczęła znikać uśmiechając się lekko. W oddali usłyszałem końskie rżenie. Zacząłem krzyczeć jej imię bezradny.
- Powstrzymaj ją! - krzyknął któryś z tych facetów - Nie może zejść na Ziemię! Wyrzuci ją w jakieś miejsce, pod inną postać i nigdy jej nie odnajdziemy!

Ja już nie słuchałem. Zacząłem się powoli budzić z natłokiem myśli i bijącym sercem....

(Klaud jak napisałam coś przeciwko twojej myśli, to krzycz! :) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz