środa, 27 sierpnia 2014

Od Shada

 Wślizgnąłem się do stajni i jak cień przewędrowałem za bele siana, tak, aby spokojnie obserwować pracującą Valentinę. Właśnie układała jabłka w koszu, a po chwili zamiatała. Oparłem się o bolę i obserwowałem ją w zamyśleniu. Była naprawdę śliczna, tylko...
- Fajna dupa nie? - usłyszałem obok ucha. Odwróciłem głowę i spojrzałem na Xandera.
- Ach to tylko ty.
- Tylko? - parsknął cicho i zerknął na Valentinę - O ten fartuszek jej się podwinął - uśmiechnął się złośliwe.
Przewróciłem oczami. Po chwili poczułem dym.
- Papieroska? - spytał Xander.
Przygryzłem wargę. Walczyłem z uzależnieniem dawno temu i... wygrałem. Jednak w tej chwili, jakoś nie chciało mi się specjalnie opierać. 
- A daj - mruknąłem i wyciągnąłem z paczki.
Oczy Xandera zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Stary... nie poznaję cię - roześmiał się.
Wzruszyłem ramionami.
- No i laska ci się podoba... Odkąd Rosaline...
- Nie podoba mi się i nie chcę o tym gadać - burknąłem. Był to drażliwy dla mnie temat.
- Dobra, stary wyluzuj... Ale powiem ci, że naprawdę niezła laska z tej Valentiny. Chociaż wiesz... według opinii Wyspecjalizowanego Eksperta od spraw Kobiecych i samych Kobiet mogę uznać, że lepiej byłoby jej bez tego fartucha.
- Podomki - poprawiłem go machinalnie.
Spojrzał na mnie rozbawiony, a ja spytałem.
- Ty Wyspecjalizowany Ekspercie zajmij się może np... hmm swoim koniem o którego ostatnio w ogóle nie dbasz?
- Oj tam oj tam. Ty i ja dobrze wiemy co jest powodem mojego pobytu w tym miejscu i twojej abstynencji używkowej.
- Xander - syknąłem ostrzegawczo. Wiedział, że wchodzi na niepewny grunt.
- Dobra, siedzę już cicho... No a popatrz jakie ma ruchy przy tym zamiataniu - szepnął, po czym się histerycznie roześmiał. Na szczęście zakryłem mu gębę i Valentina nie zorientowała się, że tu jesteśmy.
- Stary, nie wsyp nas - pogroziłem mu palcem, choć i mi w duchu chciało się śmiać.
- Dobra, dobra będę już cicho - mruknął i zaciągnął się z błogą miną.
Ja też powoli się delektowałem. Tak dawno nie paliłem, że teraz dym wciągany w płuca był niczym świeża bryza morska.
- Zajebisty nie? - mruknął - W domu, pod łóżkiem mam jointy... no i trochę większy towar.
Spojrzałem na Xandera poważnie.
- Nie chce znowu wdepnąć w to gówno. Pamiętam jak trudno było mi z tego wyjść.
- Oj tam oj tam nie wymiękaj. Jedna działa.
- Xander...
- Dziś u mnie po dziesiątej.
- Xander...
- Nie wymiękaj. Nie przyjmuje odmowy. Zwijam się. Nara.
I już go nie było.
Westchnąłem i w tej chwili poczułem na sobie wzrok Valentiny. Na szczęście już wypaliłem peta i wyrzuciłem niedopałek gdzieś za siebie. Podszedłem do niej i przywitałem się ze sztucznym uśmiechem. Czułem, że coś się niebawem zmieni...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz