wtorek, 5 sierpnia 2014

Od Elise

 Mój dzień zaczął się normalnie, jakbym wróciła do dawnego życia. Poszłam do kuchni, ubrana w krótką koszulę nocną.Podeszłam z kawą do telewizora głęboko zamyślona o utworze jaki by tu puścić z wielu,wielu płyt jakimi dysponowała moja mama. Naprawdę o wszystkim pomyślała, płaciła za to mieszkanie dalej, chociaż w nim nie mieszkała. Jakby wiedziała, że albo ja, albo siostra zatrzymamy się tutaj.
Właśnie, co u mojej siostry?Od kiedy Jared kazał mi nie zabijać, stałam się tą delikatną Elise. Znów powrócił ból, ale też miłość i nienawiść, do kogo? Oczywiście, że do Willa. Najchętniej opieprzyła bym go o to wszystko jak to prawdziwa baba zwaliła na faceta, ale to też moja wina, że nie chciałam pozbyć się tych mocy i sprowadziłam na niego i na siebie lawinę problemów. Nie tęskniłam za nim jako Śmierciożerca, teraz wszystkie uczucia wyszły na zewnątrz i zaczęłam płakać, a potem śmiać się przez łzy. Wyglądałam jak jakaś wariatka, ale zaraz potem płacząc i śmiejąc się nadal, włączyłam jakąś piosenkę, wyjęłam wino z lodówki i zaczęłam pić. Kiedy do pokoju wszedł jakiś facet, którego ujrzałam w lustrze, zesztywniałam. Pierwszy raz od dawna bałam się, że przyszedł jeden z kumpli Branda... Ale kiedy mężczyzna odwrócił się, ujrzałam w nim Damona. Jako słaby człowiek bez żadnej siły, która mogłaby powalić wilkołaka, jestem niczym. Powalił mnie na ziemię i nieźle poturbował, dopiero wieczorem przestał mnie wypytywać i sprawdzać, czy stałam się człowiekiem, wiedział widocznie kim jestem i co robiłam... Ale skąd? Co tu robi Damon?
-Co tu robisz?
-Emma mnie przysłała.
-Słucham?! Ciebie też zna?
-Jestem tu, bo prosiła mnie,bym cię kontrolował, ale wiesz, że jeśli przesadzisz, jeśli kogoś zabijesz... Muszę zrobić to, co do mnie należy.
-Damon...
-Przepraszam za te siniaki..
-Mam ich sporo...
-Nie przywykłem do ludzkiego ciała... cały czas obracam się tylko w kręgu wilków.
-A co z tłumem dziewczyn biegających za tobą?
-Skończyłem z tym. Nie wiem co jest z Cinną...
-Co się dzieje z ... Cassie?
-Dobrze... Jak na razie. Tyle mi wiadomo z opowieści Sam.Nie możesz jej odwiedzić.
-Wiem...
-Zabiłabyś ją bez wahania.
-Wiem!
-Nie pozwól, by gniew nad tobą zapanował... Zwykle wręcz grzeszyłaś nadmiarem rozsądku a nie bez zastanowienia zabijałaś ludzi!
-Nie denerwuj mnie, bo to wróci...-Wymamrotałam.
Damon zaczął się rozkręcać, zaczął mi dogadywać, złościć mnie bardziej, aż stanął na najwyższym stopniu... Przekroczył granicę...
-A co? Może Joe jest tu potrzebny?! Utuli cię do snu?
Wściekła ruszyłam na niego ale drgnęłam w porę. Stanęłam przed nim, brakowało tylko kilku sekund bym zaczęła z nim walczyć a na koniec zabiła...
-Nawet... Nawet nie próbuj o nim wspominać, kiedy jestem w takim stanie...
-Bo co?
-Bo nie umiem kontrolować złości, o czym dobrze wiesz.
-Przecież właśnie to zrobiłaś.
-Nie mów o nim nigdy więcej. NIGDY.
-Czemu ten temat tak cię boli?
-Bo nie wiesz jak to jest, kiedy ktoś taki jak on odchodzi sobie bo myśli, że tak cię ochroni. Jak odchodzi i masz świadomość, że on już nie wróci, że nie ma szans na to, by wrócił do kogoś takiego jak ja, do zabójcy,który może zabić nawet swoją własną siostrę! Nie masz pojęcia jakie to uczucie...jak ktoś, kogo tak mocno kochasz odchodzi.Jestem tym kim jestem, bo umiem schować emocje, kiedy o nim myślę nie chce mi się płakać, mam to gdzieś. Kiedy staję się sobą, nie umiem zapanować nad sobą... Ja kocham W... Kocham Joego najbardziej na świecie... Ale ku*** po prostu nie możemy być razem i tyle!Może kogoś już ma... Pewnie, że tak... ugania się za nim milion lasek... przecież on może mieć każdą... trzasnął sobie jakąś modeleczke... długie nogi... piękna twarz... cycki, tyłek... Tak robi każdy facet... Na co ja liczyłam?!
-Przepraszam...
-Po prostu nigdy o nim nie mów. Choćby nie wiem co.
Kiwnął głową a ja otarłam łzy. Zaśmiałam się i spojrzałam w sufit.
-Chcesz może... zapalić...?
-Palisz?
-Palę,piję,ćpam..Nie rób takiej miny...-Mruknęłam,kiedy zobaczyłam jaką minę strzelił kiedy to usłyszał. Jego oczy prawie wyleciały z orbit.
-Ta grzeczniutka Elise Grace Evest?
-Od czasu do czasu... Jak mam doła... Ale to tylko w takich sytuacjach.
Wyjęłam papierosa i odpaliłam.
-Właścicielka nienawidzi jak się pali w mieszkaniu... Potem ma do mnie pretensje... Że jak chcę zapalić,muszę wychodzić...
-Przyjaciółka twojej mamy?
-Tak... Znasz Deine Gacy?
-Jej najstarszy syn jest u nas w sforze...-Spojrzał na mnie z uśmiechem.-Wiedziałem, że można z tobą normalnie pogadać... Ale chcę cię zabrać do NY...
-Nie mogę. Trzymają mnie tu Śmierciożercy...
-Nie możesz uciec?
-Do póki jestem pod czujnym okiem Jareda, kumpla... który pomaga mi... być... człowiekiem... nie zabijać... to nie mogę uciec. Narozrabiałam i teraz muszę robić to, co każe mi Jared.
-Mam nadzieję, że nie jest zboczeńcem albo wariatem z siekierą który zabija co popadnie... nawet przyjaciół.
-Nie...-Zaśmiałam się.-Jest fajny... Ale czasem dziwny.Nie można mu ufać... czasem mam wrażenie, że tylko mnie tu trzyma bo chce doprowadzić mnie do Branda jako człowiek który nie ma jak uciec...
-Do póki cię nie wypuszczą, będę tu mieć na ciebie oko i na obecną sytuację, tylko nikogo nie zabijaj.
-Chciałabym być normalna, tylko... to nie łatwe. Ale postaram się.
-Wracam za dwa dni, muszę wrócić do NY zobaczyć co z twoją siostrą, o ile jeszcze mnie pamięta i chce mnie widzieć. Zerknę tylko, powiem ci jak się czuję.
-Dzięki...-Uśmiechnęłam się lekko i kiedy wyszedł, usiadłam na parapecie w oknie. Wypaliłam całą paczkę fajek... dobrze, że mam jeszcze dwie...
Ciekawe co będzie dalej... Najgorsze,najgorsze, ale takie naprawdę najgorsze jest to, że ja się boję ruszyć dalej, bo wiem, że znów sprowadzę na siebie kłopoty swoimi głupimi pomysłami i znajomościami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz