sobota, 9 sierpnia 2014

Od Willa

 Byłem zły i skoncentrowany. Nie wiedziałem już co zrobić. Z jednej strony chciałem by trzymała się z dala ode mnie... z drugiej musiałem mieć na nią cały czas oko. Ta walka zaczęła mnie już powoli męczyć, więc na razie dałem temu spokój.
- Śpisz ze mną, albo zrobię wszystko by udupić ci życie! - powiedziała kategorycznym tonem stając po środku pokoju w obcisłej bieliźnie - Może jestem jeszcze troszeczkę na haju, ale potrafię walczyć o swoje!
Pokręciłem głową i jęknąłem.
- Kobieto, ty mnie kiedyś wykończysz. To niemożliwe bym spał obok ciebie spokojnie.
- Potwierdzam - rzucił Lee wychylając się zza futryny drzwi. Podniosłem jakiegoś buta z podłogi i rzuciłem w niego.
- Auuuua! - dobiegło mnie zza ściany.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjrzałem żeby sprawdzić "jak się miewa".
 - I co tam?
Jęknął łapiąc się za głowę.
- Przez ciebie będę miał guza i będę zupełnie nieatrakcyjny dla Cass.
Parsknąłem śmiechem.
- O to się nie martw. A właśnie, jak tam u niej? Co z córką?
Lee wyprostował się i trochę zmarkotniał.
- Wiesz... Musi ją jutro oddać Cinnie... Nie wiem czy dobrze...
Chciałem coś odpowiedzieć, ale powietrze przeszył przeciągliwy krzyk El.
- Will?! Długo mam jeszcze czekać?!?!
Lee parsknął śmiechem.
- Widzisz? To tylko przedsionek piekła jakie czeka cię w małżeństwie.
- A kto powiedział, że ja mam zamiar się żenić? - mruknąłem kierując się ku drzwiom.
- Oj ożenisz się na pewno - mrugnął do mnie.
Miałem go ochotę jeszcze popchnąć czy coś, ale w tej właśnie chwili El mnie zawołała.
Przewróciłem więc tylko oczami do Lee i wszedłem do środka. Moja kochana ćpunka leżała na łóżku, puszczając mi spojrzenie mówiące "Jak tu nie podejdziesz to cię wykończę".
- Jak dobrze, że książę przyszedł.
Uśmiechnąłem się rozbawiony i na kolanach zmierzałem do niej po łóżku.
- Strasznie się kapryśna zrobiłaś.
- To nie ja siebie zostawiłam w poczuciu "bohaterstwa" ty kretynie jeden.
- Oj uważaj, bo kretyn będzie wstrzemięźliwy przez całą noc.
- Akurat - prychnęła.
- Oduzależnimy cię od tego świństwa... a w nagrodę ja cię uzależnię od czegoś innego - mrugnąłem do niej i z błyskiem w oku zacząłem ją całować po ramieniu.
Zaraz jej rękę pokryła gęsia skórka, jednak dobrze wyćwiczona aktorska mina i głos niczego nie zdradzały.
- Szczerze? Jeśli mam wybierać między zawsze dostępnymi i pomocnymi dopalaczami, a wiecznie niedostępnym i niestałym Panem Śmiercią, to... wybieram to pierwsze...
Parsknąłem śmiechem.
- Chciałabyś spędzić noc z używkami?
- Przestań ględzić! - burknęła wymijająco i pocałowała mnie mocno.
Zaśmiałem się w duchu i objąłem ją mocniej. Doznałem jakiegoś poczucia bezpieczeństwa - że Elise jest bezpieczna. Przedtem obiecałem sobie, że nie będę się wpieprzał w jej życie, tylko dyskretnie obserwował co... jakiś czas.  Niestety, odtąd musiałem się borykać z uczuciem strachu, że gdy zostanę wyzwany do kolejnego przejścia, to umarłą okaże się ona...
  A teraz miałem ją tuż przy sobie.  Miejmy nadzieję, że na zawsze, a przynajmniej przez długi okres....
Rozwarłem jej usta wargami i przyciągnąłem do siebie mocniej. Przejechałem jej rękami po plecach, aż dotarłem do pośladków. Elise oplotła mnie nogami w pasie i nagle znieruchomiała.
- Czy Lee jest za ścianą? - szepnęła.
Parsknąłem cicho śmiechem.
- Tak - odpowiedziałem szczerze.
- To może lepiej...
- LEE! - krzyknąłem - Idź zobacz co tam słychać z Cass!
- Nie no nie ma sprawy gołąbeczki - doszedł mnie głos zza drzwi - Wiem, że chcecie trochę ten tego no i nie przeszkadzam nie, no bo mógłbym przecież wejść i....
- LEE! - krzyknęła tym razem zniecierpliwiona El.
- Widzę, że w ramionach śmierci trzeźwiejesz ze swoich wymyślnych używek - zachichotał. Elise już nabierała powietrza w płuca, gdy powiedział szybko - Już znikam!
Istotnie, powietrze jakby się zassało, a Lee zniknął.
- To na czym stanęło? - spytała niewinnie Elise.
Z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy pocałowałem ją z uczuciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz