czwartek, 7 sierpnia 2014

Od Elise

Przechadzałam się po pokoju z kieliszkiem wina.Było tak nudno... No, do czasu. Po prostu zawsze wpakuje się w największe bagno świata. Jak np. ścigał mnie najstarszy wampir świata a teraz gdzieś się ulotnił zostawiając mnie w spokoju.Może po prostu wiedźmy wzięły się za niego, bo znów rozrabia? A może moja ciotka za wszystkim stoi?
Z siostrą dawno się nie widziałam, stęskniłam się za nią i codziennie myślałam o niej. Co się z nią dzieje, jak traktuje ją Lee... Oby jej nie skrzywdził, bo chyba wydrapałabym mu oczy, bo tylko na to mnie stać, jako człowieka. Roześmiałam się, bo to naprawdę jest komiczne. Jestem znów człowiekiem... no, tylko Śmierciożerca we mnie jest uśpiony na dłuuugi czas, a teraz jako człowiek jestem nikim. Nie czuję tej wielkiej siły, nie mogę nikomu zrobić krzywdy... Czasem mi tego brakuje, ale wiem, że to było złe.
W mieszkaniu buszował mój przyjaciel Damon, a zaraz po nim Jared. Polubili się, co było dla mnie niezłym szokiem, bo Jared nienawidził wilkołaków. Kiedy dopytywałam Damona o to, co jest z Cinną, on nie odpowiadał na te pytania. Czyżby coś mu się stało? Albo i nie... Może po prostu zapomniał o mojej siostrze?Może to i lepiej... W każdym razie, o czym tu jest mowa? Przecież moja siostra jest dorosła... Ale nie potrafię jej nie bronić, martwię się o nią, wcześniej gadałam z nią codziennie i czułam, że mam nadal kogoś... bliskiego... Że mam jeszcze rodzinę. Ale teraz już tego nie ma... Teraz siostra ma swoje dziecko, swojego Lee, układa sobie życie, a ja nie powinnam w nie włazić głębiej. Pewnie nawet nie była zadowolona, że przyszłam... a jeśli tak jest, to nieźle udawała. Zostawiłam jej nawet numer telefonu jakby chciała porozmawiać... Jestem związana z Cass, a przynajmniej tak mi się wydaje...
-O co chodzi Jared?-Spytałam kiedy ujrzałam go całego zdenerwowanego.-Coś nie tak? Halo... Ziemia do Jaredaaa...-Pomachałam mu przed twarzą a on zerwał się nagle.
-Brand zaraz tu będzie... Ma coś, z czego się nie wyplączesz...
-Co takiego ma?
-Katniss...
-Ale... Ale... Ale ona jest...moją przyjaciółką...-Wydusiłam.-Co takiego... mogła nagadać?
-Była twoją przyjaciółką, teraz łazi jak pies za Brandem i ktoś zlecił jej zabicie cię, chce cię wykończyć przez Branda, żeby ona sama nie miała kłopotów. Brand ma prawo do tego, by cię zabić, jeśli robisz dalej to co robiłaś kiedyś...
-Co to takiego? Co ona na mnie ma?
Z hukiem do mieszkania wdarli się Śmierciożercy. Brand z Katniss i Feliksem. Katniss szczerzyła się zza pleców Branda.
-No posłucham, co na mnie macie.-Zaczęłam.
-Nie będziemy ci pokazywać, wystarczy, że wiemy co zrobiłaś.
-Może mnie oświecisz Feliksie?-Mruknęłam.
-Zabiłaś. Znów.
-Kiedy?!-Wybuchnęłam a Brand gestem kazał mi się uciszyć.-Nie jestem twoją służącą, nie będę się ciebie słuchać.
-Błąd.-Westchnął beztrosko Brand.-Zabiłaś wczoraj człowieka...
-Co...?-Szepnęłam zaskoczona.-Wczoraj byłam w Paryżu, nie mogłam nikogo zabić, to niemożliwe!
-A jednak tak.
-Nie....Nie,nie,nie... Nie zabiłam nikogo!
-Potwierdzam.-Wtrącił się Damon, na co wszyscy zareagowali milczeniem.-No dobra, już się zamykam...-Szepnął.
-W każdym razie Elise Grace Evest, nagięłaś wiele razy moje zasady,a także zamordowałaś dwunastu ludzi, za co grozi kara śmierci.
-Ale ja nikogo nie zabiłam! Jestem człowiekiem, nie mogłabym... Były jakieś ślady... od Śmierciożerców...?
-Nie.-Wtrąciła nagle Katniss.-Sama widziałam.
-Ja też, Katniss. Były.A jak mówi Elise, a nawet jak wyczuwam, jest człowiekiem. Wydaje mi się, że dziewczyna jest niewinna.-Mówi bez entuzjazmu Feliks.
-Ale ja widziałam...!
-Widziałaś, a nawet pokazałaś Feliksowi ciało. Co świadczy o tym, że nas okłamałaś i tylko namieszałaś w głowach.-Westchnął Brand.-Przepraszam Elise.
-W porządku...-Tylko to udało mi się wypowiedzieć.
Przerażona, że zaraz mnie ukatrupią... Ugh...! A jednak Katniss to suka...
-Idę pić.-Westchnęłam łapiąc skórzaną czarną kurtkę i wyszłam.

W barze popijałam piwo. Jedno po drugim... Siedząc wpatrywałam się w ścianę mając tak realistyczne wizje... Jakbym naprawdę to widziała!
JA stałam za szybą, z jakimś facetem. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że to Will. Wtedy nic o nim nie wiedziałam, to wizja przeszłości. Pamiętam jak go wtedy nie lubiłam, jak działał mi na nerwy... A teraz? Codziennie o nim myślę, kocham go najbardziej na świecie, chociaż mam ochotę kopnąć go w dupę... Taka realistyczna wizja!
Wtedy wszystko było normalne, tak, jak powinno być. Ja byłam chora na raka, żył ojciec... Moja siostra spędzała ze mną wolne chwile,czytałam tę samą książkę w której brakowało zakończenia i po nocach mi się śniły właśnie one... mimo tego, że byłam chora, czułam się tak, jakbym była zdrowa. Wszystko było takie poukładane... Jedynie mamy nie było, ale gdyby był tata, to by się nie działo. Gdyby była mama to byłoby wspaniale. Często odłączałam się od rodziny przewracając oczami, jacy to oni są wkurzający... Ale teraz żałuję, że nie ma nadopiekuńczego ojca i rozrywkowej matki która zawsze umiała poprawić humor... Teraz wszystko jest inaczej, nie tak, jak powinno być naprawdę. Oddaliłam się od swoich dawnych przyjaciół którzy zastępowali mi rodzinę, oddaliłam się od siostry która była dla mnie najważniejsza na świecie, a na koniec cios prosto w serce które teraz pokazuje mi jak bardzo się cierpi po osobie którą się kocha... Mimo tego, że wie się, że ona nie wróci. Nie ma dnia, gdzie nie myślałabym o Willu... Teraz to nie ma znaczenia... Ktoś przyzna mi rację? No oczywiście, że miliardy osób powiedzą, że jestem idiotką, chowam się po barach pijąc piwska i czekając na lepsze dni, które wcale nie przychodzą...
Do baru o dwudziestej trzeciej przyszedł Damon widząc mnie spitą w trzy dupy. Roześmiany stanął nade mną a ja śmiejąc się przez płacz zignorowałam tylko jego obecność.
-Chodź, czas chyba skończyć.
-Ale tylko na dzisiaj...-Zaśmiałam się.
-Ta,ta, jasne.
-Ale nie licz na nic więcej,nie ma opcji... -Pokręciłam palcem.
-Zabawna jesteś.
-Ach! No tak, masz swoją Tinusię kiciusię... ładna chociaż? Pogadamy sobie jak facet z facetem...
Roześmiał się i otworzył drzwi do samochodu.
-Ile piw wypiłaś?
-Kilka... Idziemy kupić?
-Chyba cię ktoś tam walnął kuflem w łeb.
-Nie wiem, nie pamiętam!-Uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu.
-Odwiozę cię do domu i spadam.
-Do New Yorrrrkuuu?
-Na kilka dni.
-Ahhhhaa....
Kiedy odwiózł mnie do domu chwiejnym krokiem dotarłam do pokoju i padłam na łóżko nawet się nie przebierając. Byłam zmęczona, ale jeszcze kilka minut ryczałam, z bólem głowy po wylanych łzach zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz