sobota, 23 sierpnia 2014

Od Valentiny

Kaj był na prawdę wspaniały! Znałam go już miesiąc a czułam się tak jakbym go od zawsze znała. Za każdym razem kiedy do mnie przychodził przemycał coś. Były to albumy ze zdjęciami, książki, gazety, jakieś drobne upominki dla mnie a dziś przyniósł encyklopedie. Uczył mnie wielu ciekawych rzeczy.
-Zobacz to jest słoń.-pokazał na obrazek.
-Piękny... taki duży. A to?
-To jest tak zwany król zwierząt Lew.
-Cudowny. Chciałabym takie zwierzęta kiedyś zobaczyć na żywo.
-Niestety to raczej nie możliwe. Ale.. nie trać nadziei. Kiedyś cię zabiorę do zoo.. a może nawet do Afryki?
-Na prawdę?
-Tak.
-Fajnie by było.
Nagle do pokoju wszedł Dan i Ben.
-Kaj przykro mi ale nie możesz już tu przychodzić.-powiedział Ben.
-Dlaczego?
-Przez kontakt z tobą Valentinie pogarszają się wyniki badań.
-Dajcie spokój! Przecież ona nie jest zwierzęciem! Ma prawo do kontaktu z kimś!
-Przykro nam. Musisz wyjść.
-Nie.
-Narobisz sobie i ojcu problemów.
-Walić to. Lubie Val. Nie zostawię jej w tym więzieniu samej.
Nagle dotarło do mnie wszystko. Chcieli zakończyć moją i Kaja znajomość! Nie!
-Proszę tylko nie to! Nie zabierajcie mi go... proszę..-powiedziałam ze łzami w oczach.
-Przykro nam. Kaj wyjdź.
Nie chciał. Dopiero po interwencji jakiś mężczyzn wyszedł ale nie dobrowolnie. Wyniesiono go a raczej wyprowadzono. Zostałam sama. Dan pobrał mi krew. Ja siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w drzwi. Już go nie ma... i nie wróci. Dlaczego? Dlaczego tak musi wyglądać moje życie? Czy ja coś zrobiłam że mnie to spotkało? Za jakie grzechy? Przecież nie mogłam nic zrobić... Byłam tu od urodzenia...


***


Minął tydzień. Przez ten czas byłam sama. Wróciła dawna rutyna. Rano przed śniadaniem pobieranie krwi. Obiad. Kolacja. Sen.
Jednak właśnie tej nocy stało się coś dziwnego. Kiedy spałam... nagle nie wiem jakim cudem przeniosło mnie do czyjegoś snu. Nigdy wcześniej to się nie stało. Chłopak był zaskoczony moją wizytą. Ja tak samo. Przecież ja nawet go nie znałam!
On się wybudzał od czasu do czasu. Wtedy na chwile wracałam do siebie.. jednak kiedy znowu zasypiał automatycznie przenosiło mnie do jego snu. Po paru takich razach postanowiłam zmienić wzór snu. Czułam że bliskie są mu konie. Dlatego przeniosłam do snu białą klacz. On stał obok. Wpatrywał się we mnie. Wyciągnęłam do niego rękę i słabym, zamglonym głosem błagałam go.
-Pomóż mi wydostać się z tej pułapki. Pomóż, bo już nigdy nie zobaczę jak wygląda prawdziwe niebo..
Nagle mnie wybudzono. Co jest?
Nade mną stali Dan, Ben i trzej obcy mężczyźni...


(C.D.N.)

(An jak w swoim opowiadaniu nie chodziło Ci o moją postać to przepraszam i zmienię treść mojego opowiadania bo mogłam źle to zrozumieć..)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz