piątek, 22 sierpnia 2014

Od Luny

Następnego ranka po przebudzeniu poszłam się umyć i przebrać. Schodząc na dół usłyszałam śmiechy. Od razu wiedziałam, że to Derek i Kaytlin, bo ten wyjątkowo głośno się śmiał - jak zawsze. Kiedy zobaczyłam, że zaczął palić, zdenerwowałam się. Stanęłam po środku salonu i zmierzyłam wzrokiem rozbawione towarzystwo. 
-Tu się nie pali.-Powiedziałam głośno.Wyglądałam jak małe rozzłoszczone dziecko które ktoś właśnie obudził.-Derek! Tutaj się NIE pali. 
-Ale co ci to przeszkadza, słonko?-Uśmiechnął się krzywo.
-Oczywiście, rozumiem, że moja siostra uważa że jesteś atrakcyjny, nieinteligentny ale dla mnie byłbyś nie do zaakceptowania. Super, że moja siostra chce znaleźć sobie chłopaka czy bliskiego przyjaciela, a kiedy już takiego znajdzie, to oczywiście musi istnieć jakaś hamartia, a twoja polega na tym, że płacisz korporacji za szansę na to, aby wyhodować sobie raka...
-Hamartia?-Spytał nadal z papierosem w ustach śmiejąc się głupio. 
-Przecież on cię nie posłucha...-Pomyślałam.
-Tragiczna skaza - wyjaśniłam, odwracając się do niego plecami. - Proszę, wyrzuć papierosa, a jeśli chcesz zapalić to wyjdź na zewnątrz. 
-Luna!-Krzyknęła obudzona Kaytlin.
-Taka jest prawda. Przestrzegam zasad rodziców, a nie będę tolerować jak jakiś typek przychodzi do domu i pali jak smok, niszcząc tym powietrze w domu, a poza tym łamiesz wszystkie zakazy podczas nieobecności rodziców. Wiem, że taki wiek czy coś, ale wyobraź sobie, że ja mam piętnaście lat i jestem od ciebie mądrzejsza i odpowiedzialniejsza, a dla ciebie tylko ważny jest wygląd moja droga. Kocham cię jak siostrę tylko czasem zachowujesz się jak małe dziecko. 
-Oczywiście, że wygląd się najbardziej liczy! Nie będziesz mi nic dyktować... Chodź Derek.-Pociągnęła go do drzwi a ja przygotowałam sobie płatki.
Usiadłam na blacie i zaczęłam jeść, kiedy w domu rozległ się dźwięk dzwonka. 
-Proszę!Otwarte!-Krzyknęłam przekonana, że to Julie. Tak też było. 
Wparowała do domu cała szczęśliwa i gdyby nie to, że jadłam płatki w swojej ulubionej bluzce z moim ulubionym zespołem, przytuliłaby mnie tak, że wylałabym na sto procent całą zawartość miski. 
-Poznałam chłopaka... Tony'ego! Jest cudowny!
Uśmiechnęłam się. Tym razem to był szczery uśmiech a nie coś takiego co mówiło niewyraźnie ''wcale mnie to nie interesuje idź stąd albo skończ pieprzyć głupoty''. 
-Super!-Zaśmiałam się kiedy czekała aż skomentuje.-Gdzie go poznałaś?
-Niedaleko... W kawiarni! Podszedł i dosiadł się, jest strasznie przystojny... A! No i powiedział, że mu się podobam, czy może nie mam nic przeciwko by ze mną posiedział a ja się zgodziłam... Jutro też się spotykamy, no i po jutrze...!
-To bardzo fajnie. Czasem jednak ci zazdroszczę, Julie.
-Też znajdziesz swojego księcia z bajki!
-Na mnie raczej nie zwracają uwagi. Tylko koleżanka - pamiętasz? Przecież to jest tak oczywiste... Nie ubieram się jak te wszystkie modelki z top model, nie jak ty... Jestem przeciętną dziewczyną a chłopaki raczej wolą piękne dziewczyny z pięknym wyglądem. W każdej książce romantycznej tak jest. 
-Bo większość chłopaków to idioci, wierz mi. Mój jest starszy o dwa lata. A co do książek... All of the stars  czytałaś?
-Nie. Od kiedy czytasz książki?
-Oprócz Igrzysk Śmierci , Harrego Pottera, Ceny świtu no i All of the Stars! 
-Cena Świtu  nie jest czasem o zabijaniu,trupach itp?
-Jest, ale wciąga. Przeczytaj ją. To podobno hit, ale każdy chłopak tak mówi.
-Kto ci powiedział, że to hit?
-Rev z trzeciej. 
-Aha. No dobrze, przeczytam. 
-Mam ją przy sobie, proszę.-Podała mi.-Wiedziałam, że będziesz chciała przeczytać. 
-Czytam każdy rodzaj literatury.-Uśmiechnęłam się lekko.
-Znikam, bo zaraz pewnie zadzwoni Tony!
Już jej nie było. Delikatnie zamknęła drzwi a ja poszłam do pokoju.
Tam na etażerce pod nutami leżały dwa zdjęcia które sobie zrobiłam rok temu. Rok temu robiłam  sobie jedynie DWA zdjęcia z nudów. 


Na tym ostatnim w ogóle nie miałam na sobie makijażu, a na pierwszym tylko kreski. Na pierwszym, chodzi mi tu o minę, taką robię zawsze bez powodu. Robię dziwne miny trzydzieści dwa razy dziennie.Wtedy pierwszy raz je zrobiłam, pamiętam ile się z nimi męczyłam. Chciałam tylko sprawdzić, jak będę wyglądać, ale to jednak sztuka zrobić je sobie idealnie, a lubię mieć wszystko idealne, no może nie wszystko, ale większość. Usiadłam na łóżku i złapałam za Cenę świtu no i zaczęłam czytać. Stosunek liczy stron do liczby trupów był niemalże jak jeden do jednego, a ja przedzierałam się przez nie, ani na chwilę nie podnosząc wzroku znad książki. Polubiłam sierżanta sztabowego Maxa Mayhema (główny bohater i jedyny) mimo że w sensie formalnym właściwie nie miał osobowości. Za to podobało mi się, że jego przygody stanowiły nieustający ciąg. Zawsze jeszcze było jeszcze kilku złych do ukatrupienia i dobrych do uratowania. Nowe wojny rozpoczynały się zanim stare dobiegły końca. Nie czytałam tej serii od dziecinstwa i wspaniale było znów żyć w świecie bezkresnej fikcji wierzyć w Kubusia Puchatka czy np. w Hogwart. Chciałabym w to wierzyć, że coś takiego istnieje, ale przecież  jestem ''tylko mugolem''.
Przeczytałam połowę książki, co zajęło mi  większość dnia, ale miałam to do siebie że szybko czytałam. Dopiero po kilku godzinach kiedy zrobiłam się głodna z trudem oderwałam się od książki, gdzie dotarłam do fragmentu, gdzie sierżant sztabowy Max Mayhem właśnie miał ratować małe dzieci przetrzymywane przez Flynna Ridera (zły charakter). Książka mnie wciągnęła, podoba mi się. Myślę, że przeczytam jeszcze wszystkie tomy tej książki, bo naprawdę, ale to naprawdę wciąga!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz