piątek, 22 sierpnia 2014

Od Mich

- Zrób coś z tą szopą! - powiedział Leo uśmiechając się od ucha do ucha.
- Odczep się od moich włosów - burknęłam, smarując kanapkę.
- Mi się podobają - powiedział Alex wkraczając do kuchni. Leo prychnął mierząc go od stóp do głów i powiedział złośliwie.
- Tobie zawsze wszystko się podoba i odpowiada w Lilce tylko dlatego, że jest córką naszego alfy, a ty się go boisz!
- Nie jestem żadna Lilka! - zareagowałam natychmiast na standardowe, złośliwe nazywanie mnie tak przez Leo, w tym samym czasie co Alex który powiedział.
- Nie boję się Cinny, ale go szanuje.
- I to rozumiem - powiedział mój ojciec wchodząc i ucinając wszelkie dyskusje. Zilustrował mnie wzrokiem i powiedział.
- A ty co Lily? Nie w szkole?
Tylko jemu pozwalałam mówić do siebie w pierwszym imieniu. Tak naprawdę, to nienawidziłam go. Źle mi się kojarzyło i brzmiało tak dziwnie pusto - tak jakby ktoś nadał mi na imię Bella, gdy szalała saga "Zmierzch". Dużo bardziej odpowiadało mi drugie - ale Michaline też brzmiało dziwnie, więc je skróciłam i od paru lat dla wszystkich byłam Mich - z wyjątkiem taty.
Rozłożyłam bezradnie ramiona.
- Leo miał mnie podwieźć, ale obraża tylko moje włosy.
- Ma trochę racji - mruknął pod nosem tato - Wolałem cię w wydaniu blond.
 Posłałam mu złe spojrzenie. Zmieszał się odrobinę i powiedział do Leo.
- Zawieź ją do szkoły i to już.
Pod budą czekała już na mnie Carmen. Moja kochana przyjaciółka, z którą znałam się od podstawówki. Przebrałyśmy się w szatni i poszłyśmy na lekcje.
  Meryl jak zwykle przynudzała. Cały czas nawijała tylko o tym równouprawnieniu i rządach w Nowej Zelandii.  Car świetnie się bawiła, korespondując ze swoim "tajemniczym wielbicielem". Myślał, że ma u niej szanse, a tak naprawdę się błaźnił, bo Carmen nim gardziła.
  Na stołówce przeszłyśmy obojętnie obok stada rozryczanych bawołów, którzy nabijali się z każdego. Zmierzyłam wzrokiem ich (chyba) ulubienicę. Luna - Pomyluna jak liczna część szkoły ją nazywała - świetnie się bawiła, chociaż najwyraźniej nie podobało jej się zachowanie chłopaków. Jednak byłam pewna, że to tylko pozory.  Jej przesłodzone przyjaciółeczki siedziały po obu stronach swojej mentorki.
  Westchnęłam i zagłębiłam się w rozmowę z Carmen. Nie miałam ochoty myśleć o rzeczach nieprzyjemnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz