czwartek, 14 sierpnia 2014

Od Willa

 Leżałem wsparty o oparcie kanapy wyciągając nogi przed siebie i leniwie obserwując trzymaną przeze mnie butelkę czystej wódki.
- Zaraz odpłyniesz - dobiegł mnie rozbawiony głos Lee z boku. W zadumie przeniosłem na niego wzrok i westchnąłem.
- Patrz jakie to ciekawe... Zwykły spiritus z domieszką i tak potrafi odurzyć człowieka.
Lee parsknął śmiechem.
- I ciebie też stary koniu.  Choć, trzeba by się wybrać już do tego Paryża. Coś mi się nie podoba, że ta twoja laseczka tyle tam siedzi.
Nagle dziecięca, głupia fascynacja w której się zamknąłem prysła jak bańka mydlana. Natychmiast się podźwignąłem i zły łypnąłem na niego.
- Po co? To proste. Po prostu uciekła, bo miała mnie dość. Logicznie. Nie wiem po co mamy się wybierać tam gdzie przebywa. Tylko będziemy ją niepotrzebnie martwić.
Lee podszedł bliżej i zajrzał mi w oczy.
- I jesteś pewny Williamie Jonessie, że tak ci serce podpowiada? Że tak na pewno jest? Że niechęć do ciebie tkwi w jej umyśle?
Jęknąłem i opadłem na kanapę. Zakryłem twarz dłońmi i przeczesałem sobie włosy palcami. Westchnąłem głośno i szepnąłem.
- Tylko sęk w tym, że nie potrafię się dostać do jej głowy... Próbowałem parę tysięcy razy...  Coś ją blokuje. A gdy wydaje mi się, że już jestem to... Słysze tylko ten demoniczny śmiech. Myślę, że to jej robota...
Lee uniósł brwi, a potem parsknął śmiechem.
- Nie pieprz. Jej?
- No to czyja? - warknąłem tracąc cierpliwość i wstałem.
Lee podparł się pod boki i powiedział wolno.
- Posłuchaj Will. Cassie jest załamana. Chciała pogadać z siostrą, a ta pojechała sruuu do Paryża. Po 1 nie chce żeby moja dziewczyna się smuciła. Po 2 nie chce żebyś ty popadał w depresję. Elise może jest durną wariatką i ćpunką, która ani trochę nie pasuje do ciebie, jednak wiem, że cię bardzo, bardzo kocha. Jeśli tak nie jest to powinna dostawać Oscara przez najbliższe paręset lat.
Lee poprawił mi humor... Ale tylko trochę. Nadal dręczyły mnie wątpliwości.
- Nie wiem... - mruknąłem.
- Jęczysz jak baba Will. Nie poznaję się. Gdzie podział się ten odważny, niczym nie przejmujący się facet z przeszłości?
- Dawno się wystraszył i uciekł - mruknąłem pod nosem przewracając oczami.
Przez chwilę panowała cisza, a potem Lee ją przerwał.
- Koniec tego. Lecimy do Paryża. Już!
Nie śmiałem protestować. Z westchnięciem oddaliłem się do europejskiego miasta zdominowanego wysoką Wieżą Eiffla i Francuzami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz