niedziela, 24 sierpnia 2014

Od Mich

 Po południu postanowiłam wybrać się do Luny i zanieść jej bluzkę. W progu stanęła jej matka.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Dzień dobry - odparła, uśmiechając się ciepło, a ja nagle w duszy posmutniałam. Gdyby mama nie odeszła od taty i nie zostawiła mnie z nim...
- Ja przyszłam oddać bluzkę Lunie. Mogłaby pani jej przekazać i już wy...
- Kochanie, wejdź do środka - przerwała mi odsuwając się na bok.
- Ależ...
- No raz dwa - ucięła dyskusję tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zrezygnowana weszłam do środka.
  Musiałam przyznać, że Luna i jej siostra chatę miały wypasioną. Nie żebym ja była biedna - ale na pewno nie mieszkałam w takich luksusach jak one. Gapiłam się na wystrój przed dłuższą chwilę i nie zauważyłam jak matka Luny przygląda mi się z rozbawieniem.
- Luna, koleżanka przyszła! - zawołała, a do mnie zwróciła się z pytaniem - Chcesz coś do picia yy....
- Mich - powiedziałam szybko.
- Ah to ty jesteś Michaline! Luna mi o tobie opowiadała.
Uśmiechnęłam się słabo.
- To jak? Coś do picia?
- Mamo nie męcz jej - powiedziała Luna wchodząc do kuchni. Była jakaś... blada i przygnębiona - Przecież widzisz, że Mich się peszy.
Z jednej strony byłam jej wdzięczna za to stwierdzenie... z drugiej... nie. A co jeśli pani domu się na mnie obrazi?
Na szczęście pani Lancaster się na mnie nie obraziła. Luna zaprosiła mnie do pokoju. Stanęłam na progu i podałam jej bluzkę.
- Proszę, to twoja bluzka. Już mykam.
- Mich chodź - powiedziała podobnie jak jej matka tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Weszłam z wahaniem i rozglądnęłam się po pokoju. Ładny, skromny i zadbany, choć gdzie nie gdzie było widać bałagan. Uśmiechnęłam się pod nosem. Żadna nowość.
Na laptopie leciała jakaś piosenka. Ed Sheeran'a. Nie wiem jak, ale wkręciłam się tak, że zaczęłyśmy gadać o piosenkach, a potem jakoś poszło.
- Lubisz śpiewać? - spytałam.
- Czasem nucę coś pod nosem - mruknęła, jednak uśmiechnęła się jakby na wspomnienie jakiegoś wydarzenia.
- Ja lubię.
- Zaśpiewaj mi coś - poprosiła.
Na początku się zaparłam, ale potem uległam jej prośbą i zaczęłam coś cicho nucić. Luna poznała kawałek i po zwrotce i refrenie dołączyła do mnie. Potem śpiewałyśmy głośno. Coraz bardziej się rozkręciłyśmy.
Maraton przerwała nam dopiero mama Luny, z pytaniem czy jesteśmy głodne. Zerknęłam na zegar w kuchni i zamurowało mnie. Siedziałam tu parę godzin. Przyszłam oddać bluzkę, a naprawdę się zasiedziałam!
- Ja już pójdę - powiedziałam.
- Nie idź jeszcze - powiedziała Luna, jednak musiałam.
Popołudnie i wieczór spędziłam naprawdę wyjątkowo. No i oddałam tą pamiętną, białą bluzkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz