piątek, 20 czerwca 2014

Od Christiana

   Lacey urodziła. Małemu daliśmy na imię William - po ojcu La, który był wyjątkowym człowiekiem. Teraz dni stały się lepsze... nareszcie na czymś naprawdę mi zależało. Za miesiąc mieliśmy się pobrać z Lacey... Gdybym powiedział, że ją pokochałem nadwyrężyłbym prawdę. Myślę, że to bardziej było przyzwyczajenie, jednak Will był przesłodkim, ale tajemniczym chłopcem. W dodatku coś się działo. Lacey długo rozmawiała z Jerrym, a potem przeważnie płakała, choć nie chciała mi powiedzieć o co chodzi. Nie miałem jak z nim pogadać, bo przecież był na tym swoim miesiącu miodowym.
  Will rósł bardzo szybko, jako syn dwójki aniołów o silnej krwi - w dodatku z domieszką wilkołaka. Miał też niezwykłą inteligencję i szybko się uczył. Np. dziś, choć formalnie miał miesiąc, potrafił chwilę usiedzieć i bawić się grzechotką, co powinien robić dużo, dużo później. Miał bardzo włoską urodę. Zastanawiałem się, czy to po moim ojcu, bo ja sam bardziej byłem podobny do matki z wyjątkiem oczu i włosów.
- Christian, skocz do sklepu po bułki - zawołała Lacey wychylając z kuchni głowę.
Podźwignąłem się z krzesła, ubrałem małego, wsadziłem go do wózka i pojechaliśmy.
W sklepie Will był bardzo ciekawy. Starsza, miła sprzedawczyni - pani Dorothea - zabawiała przez chwilę Willa. Dała mu nawet za darmo małą mandarynkę. Młody podbił serca wszystkich - nie ukrywam, że sprawiało nam to ulgę w niektórych sytuacjach, zwłaszcza, że nie zarabialiśmy kokosów tym bardziej, że Lacey była na macierzyńskim, a ja dorabiałem na zlecenia.
  Gdy wróciłem do domu, Lacey siedziała przed komputerem i zamyślona zawołała mnie.
- Chris... Co byś powiedział... Gdybym.... Poszła na studia?
Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Bawisz się w drugą Johannę? Daj spokój. Dziecko potrzebuje matki, a nie niańki.
- No tak... Ale ty...
- Wiesz przecież, że też jestem zajęty - uciąłem temat - Nie kombinuj La. Jak sobie to wyobrażasz? Studia są dla osób, które chcą się kształcić, nie mają dzieci... domowych obowiązków. Myślisz, że to bułka z masłem? Wcześnie rano idziesz, popołudniu wracasz... jeszcze się pouczyć... Do wieczora cię zejdzie... A potem co? Musisz iść spać po męczącym dniu. A do dziecka kto będzie w nocy wstawał? Święty Mikołaj? Proszę cię, bądź poważna, denerwuje mnie takie dziecinne i niepoważne zachowanie.
Lacey po chwili pokiwała głową i jakby na potwierdzenie moich słów westchnęła.
- Ostatnio mało sypiam - szepnęła.
- Zauważyłem - mruknąłem.
Wieczorem, to ja usypiałem Willa. Chyba miał kolkę, bo płakał przeraźliwie, na szczęście znalazłem sposób na załagodzenie bólu. Lacey na reszcie mogła się wyspać. Położyłem się koło niej, a ona wtuliła się we mnie.
Pocałowała mnie, a ja nie wstrzymywałem się w ogóle. No bo co to da? Pewna osoba, która kiedyś tylko była w moim sercu... nie żyje. Oczywiście, nigdy nie przestałem i nie przestanę jej kochać... Ale czy to ma sens, cały czas się zadręczać?  Chyba raczej nie...
  Zasnęliśmy dopiero po paru godzinach. Można powiedzieć, że tak... ten wieczór był bardzo emocjonalny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz