niedziela, 29 czerwca 2014

Od Jeremiego

  Wiedziałem, że już wkrótce dołączy do nas nowy członek rodziny. Musiałem na ten temat jeszcze porozmawiać z Johną... Jednak jeszcze się nie spieszyłem.
  Teraz siedzieliśmy w ogrodzie. Dałem rady wyrwać się z pracy.Na razie było bardzo spokojnie, co było niezwykłym zdarzeniem, bo aniołowie przeważnie mieli ręce pełne roboty.
 Elise padła wyczerpana bieganiną. Nieźle się ze mną wywabiła w berka. Teraz robiłem zdjęcia Jen i Cassie.

jesienna sesja plenerowa
 - A mi nie dasz listka? - zapytałem ze śmiechem, gdy zrobiłem im kolejne zdjęcie.
Mała przybiegła do mnie. Przekrzywił jej się kapelusz, który szybko, niecierpliwym ruchem odgarnęła. Przytuliła się do mnie i wręczyła mi dorodnego, żółtego liścia.
- Kocham cię tatusiu - wyszeptała cicho i niepewnie mi do ucha.
Wzięło mnie jakieś nagłe wzruszenie. Odstawiłem aparat i wziąłem małą na ręce, kręcąc się z nią. Śmiała się, przytulając się do mnie. Było to dla mnie - dla nas z Johną - niesamowite zjawisko. Cassandra ogólnie rzadko się uśmiechała, a co dopiero śmiała. A dziś widać miała świetny dzień.
- No to co? Jeszcze chcesz zapozować do czegoś księżniczko? - zapytałem z uśmiechem.
- Tak!
Biegałem za nią i z udaną powagą wysłuchiwałem jej fantastycznych pomysłów co do zdjęcia. Przytaszczyła z garażu jakieś stare, gotyckie zdjęcie i pamiętnego misia, o którego lubiła wykłócać się z Elise.

jesienna sesja plenerowa
jesienna sesja dziecieca


 Potem przyszła Johna, zachęcając ją do zjedzenia kanapki.
 Od razu zrobiłem im zdjęcie. Johanna uśmiechała się promiennie.


sesja plenerowa jesienna

Mała niechętnie się zgodziła. Wzięła mnie za ręke i wszyscy udaliśmy się do kuchni. Elise nadal spała jak zabita. Zerknąłem na nasz nowy dom. Dziwacznie się czułem, mieszkając w domu, którego nie kupiłem, jednak to uczucie pasożytnictwa szybko minęło, gdy przyszły ogromne rachunki oraz zapotrzebowanie na jedzenie, ubrania i rzeczy małych.







Po posiłku mała zakomunikowała, że chce się przebrać. Może była nieśmiała, ale kochała ubrania i zdjęcia. Obie poszły się przebrać, a ja uśmiechając się do siebie wyszedłem na zewnątrz. Miałem wszystko czego chciałem... No bo cóż chcieć więcej?
Po parunastu minutach wróciły. Mała zaczęła uciekać przed Jen do ogrodu. Zastałem ich pośród trawy i zrobiłem kolejne zdjęcie.

sesja rodzinna w plenerze Krakow












Potem zabawa polegała na tym, że mała uciekała przed obiektywem - i przede mną, a ja w różnych momentach robiłem jej zdjęcia.


sesja portretowa dziecka w plenerze sesja portretowa dziecka w plenerze
sesja plenerowa dziecka

Ostatnie szczególnie mi się spodobało. Mała była śliczna - podobnie jak jej siostra bliźniaczka. Elise wkrótce się urodziła i do wieczora graliśmy w "Chińczyka". A gdy małe wreszcie padły koło północy, mieliśmy wreszcie czas z Jen sam na sam. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni.
Zacząłem ją namiętnie całować i rozbierać.
- Mam nadzieję, że żadna nie zapragnie naszego towarzystwa - wymruczałem całując ją po szyi.
- Oby nie - Jen zachichotała - Bo będę musiała prosić o pomoc mojego dobrego kolegę...
Zanim skończyła zacząłem ją łaskotać.
- Przestań! Hahahaha... Przestań!
- Jeszcze raz wspomnisz o tym studenciku - zagroziłem jej, jednocześnie wsuwając palce pod stanik.
- Nie będę - przyrzekła - Tylko się nie fosz, stęskniłam się za tobą...
- Bardzo? - wymruczałem, pozbawiając ją już wszystkich ubrań.
- Bardzo - odszeptała mi.
Dziesięć minut potem, śmiałem się cicho jak najęty. Oboje prawie doszliśmy, a w drzwiach stanęła Elise w piżamce i wesoło zakomunikowała.
- Elise też chce się bawić z rodzicami w przepychanego!
I to by było tyle, z "sam na sam". Śmiałem się jeszcze długo widząc minę Johny. Szybko ubrała szlafrok. Ja tłumiąc śmiech w poduszkę nasunąłem bokserki. Mała wdrapała mi się na brzuch i zaczęła podskakiwać piszcząc, a ja zacząłem śmiać się jeszcze bardziej. Johna już lekko udobruchana, też parsknęła śmiechem.
- Eli - powiedziała - Spać! Już!
Elise dopiero po parunastu minutach wysłuchała mrożącego krew w żyłach rozkazu Johny. Cmoknęła nas w policzka i niechętnie podreptała do swojego pokoju. Gdy zamknęły się za nią drzwi, Johna jęknęła.
- Czy będzie szansa na to, byśmy się mogli pokochać dłużej niż 10 minut...?! Myślisz, że możemy je odstawić na cały dzień do Kate?
- Pociągająca propozycja - mruknąłem, a potem znów się roześmiałem przypominając sobie zabawną scenę sprzed pół godziny.
  Nie chciało nam się już dziś w żaden sposób wariować. Ja nadal rozbawiony zasnąłem tuląc do siebie Johnę.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz