sobota, 14 czerwca 2014

Od Jeremiego

  Byłem wściekły, ale też i wyczerpany nie miałem ochoty go gonić. Parę godzin spędziłem z Olivią. Zawsze gdy szła na miasto musiałem jej towarzyszyć, ponieważ zagrożenie nie minęło. Nużyło mnie to trochę i jako obecny szef wcale nie musiałem jej dodatkowo stróżować, ale głupio było ją tak zostawiać... no i polubiłem ją, co tu dużo gadać.
  Teraz leżałem w dziwnym amoku, a Johna leżała na mnie całując mnie po twarzy.
- Nie wypuszczę cię - wymruczała.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Nagle zaczęła dobrze znanym mi tonem.
- Wiesz co Jerry...
- Masz ochotę na ogórki? Tak, zaraz pójdę - mruknąłem.
Jenny zachichotała.
- Nie w tym rzecz - szepnęła, a potem dodała - Chodzi o to, że czuje się w pewnym sensie.. niedowartościowana.
Zaskoczony otworzyłem oko i przyjrzałem jej się machinalnie.
- Jeśli chodzi o mnie jesteś inteligentna, śliczna i seksowna. Czego mi więcej potrzeba?
- No właśnie... Zauważyłam, że ostatnio dużo, dużo więcej czasu spędzasz z tą szmirą, dziunią w za krótkiej kiecce, którą ledwo obciąga na swoim chudym zadku.
 Rozbawiony rozbudziłem się zupełnie. Podciągnąłem się i oparłem na łokciu. Spojrzałem jej głęboko w zasmucone oczy i uniosłem palcami podbródek.
- Ej dzióbek... To moja praca - pogłaskałem ją po policzku - Dzięki temu, mogę zarobić na naszą przyszłość. Myślisz, że pieniądze spadają z nieba? Ciebie na studia nie puszczę, bo po co? Żebyś się stresowała i dzieckiem i nauką? Ciotka trochę nam na razie pomaga, ale ileż można? W końcu każdy znajdzie swoje miejsce, na razie każdy się dokłada do domowego budżetu, ale ciotka za miesiąc, czy dwa wyjeżdżam, Lacey z Christianem też. Sami nie damy rady utrzymać tak wielkiego domu.
Johna zagryzła wargę.
- Dlatego pójdę na studia... - zaczęła, ale jej przerwałem bezceremonialnym tonem.
- Nie ma mowy. Pójdziesz na te studia i co potem będziesz robić? Po nich najczęściej i tak ludzie są bezrobotni. Szkoda czasu na naukę.
- I to mówi ten, który rzucił ją dawno temu? - spytała ironiczne Johna.
Hardy wyraz zrzedł mi z twarzy. Dziwnie zdenerwowany opadłem na poduszkę.
- Dobranoc - burknąłem i odwróciłem się na drugą połowę, bez wcześniejszego zamiaru zrzucając z siebie Johnę. Zła zassała powietrze.
- Odkąd zostałeś szefem coś się z tobą dzieję! - warknęła. Wstała i narzuciła na siebie szlafrok. Brzuch jej lekko wystawał.  Nie miałem ochoty na kłótnie, zwłaszcza, że ona zawsze obstawiała przy swoim.
- O co ci chodzi - wymamrotałem jednak, bardziej do poduszki niż do niej.
- O co ?! - syknęła - Traktujesz mnie przedmiotowo! Wracasz o pierwszej w nocy, nawet jak się ze mną kochasz to potrafisz jedynie pieprzyć o tej swojej robocie i dziwce. Jak ją tak uwielbiasz, to się z nią ożeń!
Teraz wcale mi się nie chciało spać. Szybkim ruchem wyprawnego wojownika wstałem, zanim Johna zdążyła kolejny raz otworzyć usta, złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem gwałtownie, acz delikatnie do siebie.
- Przestań - powiedziałem powoli - Dobrze wiesz, że to nie prawda. To tylko hormony, skarbie.
- Tylko hormony... - powtórzyła po mnie i opadła na łóżko obok. Wtuliła mi twarz w ramię, a po chwili ono było całe mokre.
- Przepraszam... - powiedziałem.
- To ja zawiniłam... - zaoponowała Johna.
Bez słowa pocałowałem ją w czoło, wiedząc, iż spieranie się z Johanną nie da większego skutku. Zsunąłem z jej bladych ramion szlafrok i ułożyłem koło siebie.
- Śpij... - mruknąłem.
- Chcę się nacieszyć twoją obecnością, zanim jutro o 5 wylecisz do roboty.
- Obiecuję, że będę częściej przebywał w domu... przy tobie.
Johna skinęła głową i po chwili już spała, a ja wyczerpany poszedłem za jej przykładem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz