sobota, 14 czerwca 2014

Od Johanny

  Jechałam samochodem do domu Deiny. Miała mi coś do powiedzenia, a poza tym, przyda mi się trochę powietrza. Jak zawsze - jechałam dosyć szybko. Zatrzymałam się przed domem Deiny. Nie tylko ona miała tam być. Tam był Seth, Sarah,Harry i Anne. Starzy znajomi z przeszłości z którymi nie miałam okazji się spotkać. A teraz? Nic mi nie przeszkadza. Zapomniałam o tamtej sytuacji, kiedy przez moją nieuwagę, rozwaliłam samochód i zabiłam dziecko które nosiłam w sobie. Zapomniałam o tym, po co żyć przeszłością? Ale to i tak zostanie w mojej pamięci. Jednak nie ma potrzeby o tym rozmyślać, już dość przez to wylałam łez.
   Przeszłam przez czarną bramkę, i znalazłam się na terenie wielkiego domu Deiny. Lubiła luksusy, nigdy nie była bez kasy, zawsze przy sobie miała najmniej 5 tysięcy. Miała niezłą robotę, a płacili jej tyle kasy, że sama wciskała innym, gdy potrzebowali nawet kilkanaście tysięcy. Nigdy jej nie mogli oddać, bo ona nic nie przyjmowała. Po co jej oddawać? Ma przecież tyle pieniędzy, że nawet ona ma dość tego przypływu tak dużej forsy. Jednak ona ma dzieci, a konkretnie bliźniaki, które bardzo kocha. Nie rozpieszcza ich, i to bardzo dobrze. Teraz mają zaledwie 6 lat.
   Zapukałam do białych, dość dużych drzwi. Na około były kwiaty, drzewa... A z tyłu domu miała sad. No nie można powiedzieć, że jej tu nie wygodnie. Ma tu to, co by tylko chciała. O, zapomniałam dodać, że Deina jest już w drugiej ciąży. Modli się, by nie urodziła bliźniaków, bo nie chce mieć znów tych samych kłopotów, jej mąż uważa tak samo. Tak, ma męża. Szczerze? Uważam, że on jest naprawdę doskonałym mężem,jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi. Jest aniołem, zakładam, że pracuję gdzieś tam u mojego narzeczonego. Jean (bo tak się nazywa jej mąż) nie spędza dużo czasu z Deiną i dziećmi, ale stara się jakoś nadrobić ten czas. Nie raz Dei mówiła mi, że czuje się samotna, ale dzięki dzieciom ma co robić. Racja, jej dzieci są słodkie, i śliczne. Nie rosną szybko, czy są takie przypadki, które rosną wolno? O ile mi wiadomo, dzieci anioła rosną szybko do pewnego wieku.
Deina otworzyła mi drzwi i wpuściła mnie jak zwykle cała uśmiechnięta. Jej dzieci były pewnie na zewnątrz, zawsze spędzały tam dużo czasu. W środku byli już wszyscy. A nie, zaraz... nie przyszedł Seth.
-Gdzie Seth?
-Zaraz będzie.-Zapewniła mnie Deina.
Usiadłam na czarnej skórzanej kanapie w ogromnym salonie. Ten dom przypominał mi mój, który sprzedał mój brat dawno temu bez mojej zgody. Dalej jestem zła na niego o to, i o inne rzeczy. Ale teraz nie ma opcji, niestety nie mogę kopnąć go w dupę.
 
   Trochę się zasiedziałam, ale to i dobrze. Wsiadłam do samochodu, Seth pojechał ze mną. Chciał dopilnować, że nic mi nie będzie jak ostatnio. Racja, był nadopiekuńczy. Ale wiadomo, że mój były szef tylko czeka by mnie zwinąć i prawdopodobnie zabić, albo przetrzymać jakiś czas. Seth cały czas śmiał się ze mnie, jak szybko jechałam. Denerwowało mnie to, bo nie lubiłam jak ktoś żartował sobie z mojej jazdy samochodem a nawet z wielu innych rzeczy. Ale mimo tego, uśmiechałam się. Kiedy dojechałam pod dom, Seth zmienił się w wilka i pobiegł w las żegnając się ze mną. Weszłam do domu, a Ivy nie było słychać. Pewnie jest gdzieś w mieście z Tomem. Wiem, że jest z nim szczęśliwa, nie da sobie go odebrać. On tak samo. Nie pozwoli by jej stała się krzywda. Nie byłam śpiąca, usiadłam więc na kanapie i włączyłam muzykę. Kate gdzieś zniknęła, byłam sama w domu, jakoś mi to nie przeszkadzało.
   Ktoś zapukał do drzwi dwa razy, drugi był mocniejszy i głośniejszy. Nie chciało mi się wstać, sięgnęłam po telefon i muzyka zaczęła zagłuszać każde dźwięki, nawet moje myśli nie mogły się przedrzeć przez głośną muzykę dobiegającą ze słuchawek. A jednak, usłyszałam trzask drzwi i ciepłe, wręcz gorące ręce na mojej szyi. To co zrobiłam, było naprawdę dziwne. Jakby nie ja, tylko druga część mnie, ta silniejsza, zadziałała. Odepchnęła napastnika, a telefon wraz ze słuchawkami zostały na kanapie. Stanęłam wpatrując się w nikogo innego, jak w podwładnego mojego byłego szefa. Znałam dobrze ten wyraz twarzy, który pokazuje tylko rządzę mordu konkretnej osoby. Zaraz do domu wleciał Jeremy. Widać było, że go gonił. Napastnik z uśmieszkiem wyskoczył przez otwarte okno a Jeremy za nim. Widać było, że nie da mu tak po prostu uciec. Jednak pogoń za nim nie udała się. Uciekł, a Jeremy wrócił do domu. Siedziałam na kanapie wpatrując się w ścianę w głębokim zamyśleniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz