poniedziałek, 9 czerwca 2014

Od Jeremiego

  Wpatrywałem się z opanowanym chłodem w parszywą gębę psa, która była cała w krwi - i tej świeżej i zaschniętej. A ja jeszcze nie odłożyłem swojego narzędzia tortur i trzymałem w dłoni brudny i zakrwawiony sztylet. Lacey w milczeniu siedziała pod ścianą i rozmawiała o czymś z Theresą, a Zack stał przy mnie.
- Nic nie chce gadać? - zapytał cicho, gdy przed chwilą wrócił z powrotem do pomieszczenia.
Pokręciłem powoli głową i zacisnąłem usta.
- Ale zaraz zacznie - mruknąłem, po czym potrząsnąłem z całej siły za poszarpaną kurtkę.
- Gadaj do cholery, albo zabije cię na miejscu! - warknąłem.
- Ja nic nie wiem... nic nie wiem aniele... - wybełkotał pies.
- Kłamiesz!! - wrzasnąłem mu w twarz i po raz kolejny przeharatałem mu ramię nożem, a on jęknął z bólu. Nie byłem jakimś bandytą, ale po pierwsze do tego należały obowiązki szefa, a po drugie ten gość miał niejedno życie na sumieniu.
- Samuel... Samuel... Samuel... Samuel... - nagle zaczął powtarzać jak maszyna. Uniosłem brwi i z nadzieją popatrzyłem na Zacka. Od 5 godzin próbowaliśmy wyciągnąć z niego miejsce w którym przebywa szef "nieustraszonych". Taki z niego nieustraszony, że gdy nadarzyła się okazja i odbiliśmy Johnę zwiał - prychnąłem w myślach.
- Jaki Samuel? - pochyliłem się nad nim niżej.
- Czarny anioł... Demon... - szeptał jakby w gorączce i chwycił mnie nagle przerażony zimną dłonią za połę bluzy. Mnie w jednej chwili przeszły wspomnienia cierpienia i poniżenia, które doświadczyłem dawno temu w pewnej starej stodole. Nigdy tego nie wspominałem, starałem się to po prostu wywalić z pamięci... A teraz ten brudny kundel musiał mi o tym przypomnieć! Cudem powstrzymałem odruch ciała, aby nie skurczyło się mimowolnie. Ręka lekko mi zadrżała, ale zdołałem odwiesić łapsko wilkołaka z mojej bluzy i szeptałem.
- Powiedz nam Colin co wiesz, a skończy się bicie i wypuścimy cię... - szeptałem cicho z zaciśniętymi zębami.
- Lo... ock.... Lock....
- Lock...? - spytałem zdezorientowany a potem dokończył.
- Loockwood. On chce Loockwood - szeptał z zamkniętymi oczami.
Cały się spiąłem. Tu nie mogło chodzić o nikogo innego. Złapałem go za ręke i siłą zmusiłem by otwarł oczy.
- Gadaj... Po co on jej chce?! - warknąłem.
- Demon... Demon... dziecko... pomiot szatana...
Zdezorientowany coraz bardziej się wkurzałem i nagle Colin odchylił głowę na krześle i nienaturalnym głosem powtarzał w gorączce.
- Miała anielskie dziecko... A miało być diabelskie. Diabelskie! S - S - Samuel... ona... dziecko...  Samuel to demon... demon wcielony... zabił je... spowodował wypadek - po jego policzkach poleciały łzy, a mi zaparło dech w piersi. Patrzyłem w niego nie dowierzając. Odpowiednie kawałki co chwile trafiały na swoje miejsce. Potrząsnąłem nim jeszcze widząc, że zaraz straci przytomność.
- Zabił jej dziecko...? Ale po co?!
- Diabelskie... nie anielskie... - mruczał cicho Colin, a ja nagle zrozumiałem.
- Chce jej zrobić... dziecko...? - spytałem biały jak papier.
Colin ledwo dostrzegalnie kiwnął głową. Szepnął jeszcze.
- Nadludzkie... Obdarzone mocami... mocami... dziecko demona... i mającej nieludzką siłę... cudowne dziecko... cudowne...
A potem  stracił przytomność.
Ja wyprostowałem się i  w tejże właśnie chwili poczułem rwanie w okolicach serca, które z każdą chwilą się wzmagało. I nagle gdzieś w tyłach umysłu usłyszałem krzyki Johny. Przerażony kazałem Theresie się nim zając (postanowiła zostać naszą lekarką), odsunąłem Zacka i rzuciłem się w stronę drzwi.
- Co się dzieje?! - zapytała Lacey, jednak ja już biegłem korytarzem. Wiedziałem co się dzieje. Płynnym ruchem wskoczyłem do mojego bmw i zacząłem go odpalać.
- Szybciej, szybciej... - mruczałem w otępieniu, gdy silnik staruszka włączał się powoli. Nie wiadomo skąd w środku pojawiła się Lacey z Zackiem. Wreszcie udało mi się odpalić i odjechałem.

 Chwile wlekły się niemiłosiernie. Nawet nie zgasiłem silnika, gdy znaleźliśmy się pod naszym domem. Wypadłem z auta i pobiegłem do domu. Właśnie z drugiej strony podjechała zaniepokojona Kate, a z lasu w postaci wilka wybiegł Christian. Wszyscy wyczuwali, że dzieje się coś niedobrego. Wbiegłem przez wyważone drzwi i dotarłem do sypialni.
- Johna!! - zacząłem krzyczeć w nadziei, że schowała się gdzieś i Samuel odszedł... Jednak gdy znalazłem się w naszym pokoju znieruchomiałem. Wszędzie było widać ślady walki. Zasłony i biurko jeszcze lekko płonęły, szafa i łóżko były połamane, a w niektórych miejscach zwisały strzępy potarganej tapety.
Jednak to było nic, w porównaniu z tym co przeczytałem na kartce złożonej na łóżku. Opadłem załamany na kolana mnąc kartkę w rękach, a w głowie cały czas huczały mi słowa które wcześniej przeczytałem.

"Mam twoją kobietę. Poprawka - już moją. Zwrot za 9 miesięcy - albo w ogóle".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz