piątek, 20 czerwca 2014

Od Kai

 Siedziałam pół przytomna koło Ivana. Tulił mnie do siebie i powtarzał, że wszystko będzie dobrze, ale nie było. Ira patrzyła na nas w myśleniu siedząc na swoim kartonie i skrobiąc jakieś owoce na prowizoryczny
"obiad".
- Mam tego dość - pokręciłam głową z płaczem - Byłam w schronisku. Kamil... ten pies... uciekł. Na dodatek ile możemy tak żyć? Całe życie będziemy się odżywiać skradzionymi jabłkami z posesji, albo resztkami z kosza?
Ivan spuścił wzrok.
- Muszę... muszę zacząć działać... - szepnął.
Stare, skrzypiące i ciężkie drzwi do naszego obecnego schronienia - zamkniętej fabryki produkującej buty - otworzyły się. Do środka wszedł Andrij, najlepszy przyjaciel Ivana i nasz nowy kumpel. Uśmiechnął się lekko i powiedział.
- Zgadnijcie, co mam?
Wszyscy zaintrygowani podnieśliśmy się. Ja zapomniałam o moim załamaniu...   i nagle zobaczyłam coś, od czego zaburczało mi w brzuchu.
- To niemożliwe... - szepnęłam - Skąd to masz?
W starej, poplamionej serwecie schowane były: masło, jajka, dorodna szynka, chleb, torebki herbaty oraz kubki, naczynia i sztućce jednorazowe.
Andrij zacisnął wargi.
- Musiałem... Musiałem ukraść.
Wszyscy zamilkli. Wiedzieliśmy dobrze, że walczymy o życie... Ale nigdy chyba nie posunęlibyśmy się do czegoś takiego... Jednak w obecnej sytuacji, to się nie liczyło. Każdy był bardzo głodny, dlatego ja zaraz z Irą przyszykowałam prowizoryczny posiłek i mogliśmy na reszcie normalnie zjeść.
  Dni mijały. Ivan i Andrij teraz nałogowo kradli, a pewnego dnia Andrij zdobył skądś narkotyki... Odkąd wciągnęłam, nie mogłam myśleć o niczym innym. Życie nie miało dla mnie większego znaczenia - liczyła się przyjemność z tego niesamowitego, narkotycznego uczucia.
  Niestety, nie pozbyłam się uczucia, że nic nie robię. Chłopaki zdobywali jedzenie... Ira zarabiała na ulicach śpiewając... A ja? No dobrze, siedziałam i przygotowywałam te posiłki... Ale co po za tym?
 I tak ukradkiem spacerując wieczorem kijowskimi ulicami (nadal trzeba było zachować ostrożność - nie wiadomo przecież, gdy jakiś typ może na jednego z nas donieść) zobaczyłam ogłoszenie o pracę. Z czystej ciekawości - bo  z moim wiekiem i wykształceniem nie planowałam nic innego - przeczytałam:
Klub " Eros" Poszukiwane panie w wieku od 15 - 25 lat do spełniania usług towarzyskich. Obsługa gości + dowolne, dodatkowe zajęcie.

Zaintrygowana spisałam numer właściciela. Podkradłam się do budki telefonicznej. Wysłupałam jakieś drobniaki i zadzwoniłam.
- Tak słucham? - odezwał się niski, pociągający, męski głos
Szybko wytłumaczyłam o co chodzi. Dobrze dogadałam się z właścicielem.
- Ile masz lat? - zapytał na koniec.
Tu był większy problem. Dopiero za parę miesięcy kończyłam 15. Jednak... Co mi szkodzi skłamać?
- 15 - odpowiedziałam.
Mężczyzna mruknął.
- A rodzice pani zgodzą się w razie ewentualnego zatrudnienia?
- Ja nie mam rodziców - szepnęłam - Ani opiekunów.
- Świetnie - odpowiedział właściciel i umówił się ze mną na jutro.
Bardzo podekscytowana wróciłam do "domu", aby podzielić się wesołą nowiną. Nareszcie będę robić coś pożytecznego i dokładać się do naszego marnego budżetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz