piątek, 20 czerwca 2014

Od Jeremiego

 Siedziałem zamyślony na balkonie. Coś mnie wzięło, że o 6 rano wyszedłem z łóżka i zacząłem palić na mroźnym balkonie, obserwując Paryż. Zastanawiałem się nad konstrukcją Wieży Eiffla. Niby tak cud... Wszyscy się zachwycali. Istotnie, była... ładna... Ale na świecie było mnóstwo piękniejszych rzeczy.
Albo może przez te wszystkie mordy, straciłem jakieś poczucie... romantyczności?
  Oparty o balustradę, obserwowałem zmierzających w różne strony Francuzów. Zerknąłem przez ramię. Johna smacznie spała na... - uwaga - osobnym tapczanie. "Miła" starsza pani, która wynajęła nam pokój, była wielką tradycjonalistką... Ale ile miałem z tego beki, jak Johna raz próbowała się do mnie przekraść, a tu nieoczekiwanie wpadła " Dame Maria" pytając czy "Czegoś nam nie trzeba". Zarumieniona Jen wróciła do łóżka. Ja oczywiście, jako "dobry mąż" nie pozwoliłem, by moja "żona" spędziła swoją noc poślubną sama, leżąc na wąskim łóżku i patrząc w sufit. Szybko ją "dopadłem" w dosłownym znaczeniu tego słowa. Łóżko potwornie skrzypiało, brzuch Johny przeszkadzał, ale jakoś się dało. Noc wypadła nam świetnie, było dużo śmiechu, po za tym Johna była zachwycona tym  Paryżem. Nie wybrałem go jedynie ze względu na reputację "Miasta zakochanych", ale też dlatego, że Johanna była z nim przez pewien okres bardzo związana.
  Wyrwany z zamyślenia obserwowałem uśmiechniętą i pogodną Francuzkę idącą chodnikiem. Rozbawiony puszczałem kółka z dymu, naśladując palącego Francuza. Dziewczyna podniosła na mnie głowę i powiedziała.
- Bonjour copain amusé (Dzień dobry rozbawiony kolego).
Uśmiechnąłem się lekko, a przez to, że nic nie przychodziło mi do głowy wypaliłem.
- Bonjour belle madame (Dzień dobry piękna dziewczyno).
Gdy odeszła cała zarumieniona, poczułem ciepły oddech na plecach.
- Piękna dziewczyno, tak? - zapytała Jen - Ledwo się pobraliśmy, a ty już podrywasz inne! 
Odwróciłem się z lekkim uśmieszkiem i dzikim wzrokiem objąłem całą figurę Johny przyodzianą tylko w skąpą koszulę nocną, która ukazywała... co nieco. Przez ramię zerknąłem na mężczyznę, który niby przypadkiem obserwował "ozdoby naszej kamienicy". Wepchnąłem Jen do środka.
- Chciałem być uprzejmy - uśmiechnąłem się - To że ładna, nie znaczy, że najładniejsza. Najładniejszą, to ja mam żonę.
- Już się nie podlizuj - mruknęła jeszcze zła, chodź trochę udobruchana. Odwróciła się i poszła do łazienki.
- Ej, a gdzie pocałunek na dobry dzień - zaprotestowałem wkładając głowę do środka pomieszczenia i opierając się na klamce z szerokim uśmiechem.
Johna bez słowa chlapnęła mnie wodą z wanny. Rozłożyła się w pełni.
- Może jeszcze drinka pani podać? - powiedziałem złośliwie po paru minutach, gdy przyniosłem ogórki i wsadziłem jej na oczy.
- Tak... Cudownie... jeszcze ciebie tu brakuje...
Uśmiechnąłem się lekko.

- Zrobić ci madame masaż stóp? 
- Poproszę - szepnęła z aktorskim pragnieniem - Strasznie mi popuchły milordzie.
Parsknąłem śmiechem. Dziesięć minut później siedząc na brzegu wanny zapytałem.
- Lepiej ci już, cię... - zacząłem, ale powstrzymał mnie "mrożący krew w żyłach" wzrok Jen, kiedy uniosła ogórka - Lepiej ci już, kobieto w stanie błogosławionym? - dokończyłem dusząc się ze śmiechu.
Johna przewróciła oczami i znów zaczęła się relaksować, a ja zacząłem chrupać ogórka.
Uniosłem się.
- Jak będziesz chciała żebym cię wyciągnął, to zawołaj kochanie.
- Czemu niby mam cię zawołać? - zawołała gdy wychodziłem - Sama sobie świetnie poradzę!
Istotnie po pół godziny usłyszałem krzyk.

- Jerry, chodź tu! 
Z triumfem na twarzy, bez żadnego ostrzeżenia wyciągnąłem ją z wody i jak dziecko wysuszyłem ręcznikiem jej blond włosy. Ucałowałem ją w czubek nosa.
- Nie zapomnij umyć zębów - powiedziałem wychodząc i naśladując głos surowego ojca.
- Ha ha ha ha - mruknęła.
Po czym wyszedłem, aby raczyć się słońcem, które właśnie wyszło zza chmur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz