wtorek, 17 czerwca 2014

Od Kai

 Dzięki temu wiernemu psu, nie byłam tak bardzo załamana jak myślałam. Mile zauważyłam, że nawet piesek sam się wykąpał, mimo tego rany zostały.
- Pani Ivertovo, mogę udać się z tym psem do weterynarza? - zapytałam, gdy zbliżałyśmy się do auta.
Kobieta zacisnęła usta w prostą kreskę.
- No nie wiem... - zaczęła, jednak widząc moją winę westchnęła - Niech ci będzie. Pójdę z tobą.
W przychodni lekarz opatrzył wszystkie rany kundelka, ale musieliśmy jeszcze przyjść pojutrze z wizytą Moja opiekunka - surowa, lecz jedna z najlepszych - kręciła na to głową, jednak widząc w jakim jestem stanie, nie wyrażała co do tego żadnych obiekcji.
   Przygnębiona położyłam się spać, nawet nie jedząc kolacji. Zastanawiał mnie widok tego pana... Przez moment wydawało mi  się, że jest w nim coś znajomego, a potem patrząc na jego twarz widziałam tak jakby swojego... brata. Nie to było niemożliwe. Podniosłam się na łokciu i strąciłam jakiś bibelot na mojej szafce nocnej, który upadł z brzdękiem na podłogę. Narcysi oczywiście nie było, jednak Svetlana warknęła na mnie.
- Nie widzisz, że chcemy tu spać?
Ira nie odezwała się słowem, patrząc na mnie w ponurym milczeniu. Czasami miałam wrażenie, że przyjaźni się z Svetlaną tylko z powodu tego, że ta ma silną pozycję między tutejszymi nastolatkami i każdy schodzi jej z drogi, bo wie, że jej chłopak Boris potrafi porządnie dotłuc temu, który wpłynie jakoś na nastrój jego
"księżniczki". Denerwowało mnie to trochę, lecz co ja mogłam? Svetlana była ode mnie rok starsza i choć miała piętnaście lat, czasem wydawało mi się, że to ja jestem o wiele od niej inteligentniejsza.
 Odwróciłam się mrucząc pod nosem wyzwiska i przekleństwa. Tutejsze otoczenie zmieniało mnie, a z każdym dniem miałam surowsze podejście do życia. Minęło paręnaście minut, jednak nie mogłam zasnąć. Westchnęłam cicho i w tejże właśnie chwili księżyc przesłonił jakiś cień.
   Mieszkałyśmy tak naprawdę w podziemiach. Małe okienka wychodziły na chodniki i murawę wokół ośrodka. Do wewnątrz wpadało mało światło, jednak ściany były nieszczelne, przez co pokoje położone na tym poziomie - np. nasz - nagrzewały się i wychładzały o wiele szybciej niż inne. Dlatego też, w gorące i zimne dni, po prostu nie dało się tu wytrzymać. Czasem jednak, takie położenie miało swoje plusy...
 Usłyszałam ciche szczeknięcie i zobaczyłam pysk swojego przyjaciela. Lizał szybę, wyraźnie dając mi znać co mam zrobić. Z wahaniem zerknęłam na moje współlokatorki, które zdaje się już posnęły.
- A co mi tam - pomyślałam i otworzyłam okienko.
Stary gbur i zboczeniec przewidział możliwość ucieczki - ku perfidii losu, tylko te najszczuplejsze dziewczyny... tzw. "deski" mogły się przecisnąć przez te okienka, ponieważ wyjście blokował... biust, na nasze nieszczęście, więc o ucieczce nie było mowy. Jednak ten... - dość spory - ale zwinny pies miał szansę się tu wślizgnąć.
  I otóż to. Sprytny kundelek, nie wydając żadnego dźwięku, wcześniej wytarł łapy o trawę i wślizgał się do środka. Nie upadł jednak na moją pościel, tylko odbił się od drewnianego wezgłowia i upadł miękko na cztery łapy.
- Jesteś kotem, czy psem? - zaśmiałam się cicho, a potem skarciłam się w duszy. Pies przechylił głowę patrząc na mnie.
- Inteligentny jesteś - mruknęłam i wyciągnęłam rękę, głaszcząc go po puchatej sierści.
Nie wiem jak to się stało, ale po paru minutach kundelek leżał koło mnie na plecach, trzymając łapy w górze i słuchaj mnie uważnie, gdy zwierzałam się mu ze swoich rozterek. Zawsze dziwnie reagował, gdy wspominałam imię swojego brata.
- Kamil? Podoba ci się? - zaśmiałam się cicho - Ej kolego, ty nie masz imienia...
Pies wyraźnie dał mi znak, jakie by chciał nosić. Uśmiechnęłam się smutno do niego.
- Mój brat byłby zadowolony, gdyby zobaczył, że taki mądry piesek nosi jego imię.
W oczach - Kamila - narodziło się jakieś nowe uczucie smutku, jednak w tejże właśnie chwili coś zaszeleściło. Automatycznie przykryłam kołdrą jego i siebie. Do środka ktoś wszedł. Zamknęłam oczy modląc się, aby to tylko była Narcisia.


C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz