sobota, 7 czerwca 2014

Od Jeremiego

  Jadłem śniadanie gdy do kuchni wpadł blady i przerażony Christian w samych gaciach. Usiadł koło mnie i powtarzał coś co chwile w otumanieniu. Uniosłem brwi zdziwiony i przełknąłem kęs tosta. Odsunąłem prawie pusty talerz i złapałem go za opaloną i umięśnioną ręke, zwracając go w moją stronę.
- Chris? - przyjrzałem mu się badawczo.
Jego oczy lśniły dziwnym blaskiem, ale nie było w nich znanej mi determinacji i walki z życiem, ale... poddanie się i rezygnacja. Zdezorientowany nachyliłem się.
- Co się stało?
- Zabierz ją stamtąd - powiedział biały jak papier.
- Kogo mam zabrać? - zapytałem oszołomiony.
Chris skinął głową w kierunku swojego pokoju. Zdezorientowany bez słowa wstałem, wiedząc, że i tak nic z niego nie wyciągnę i podążyłem korytarzem. Gdy otworzyłem drzwi jego pokoju, mój wzrok padł na nagą dziewczynę leżącą w jego łóżku. Po chwili rozpoznałem w nim Lacey... i zacząłem się krztusić i dławić ze śmiechu. Powstrzymując atak wesołości stanęły mi w oczach łzy. Oparłem się o ścianę kaszląc głośno, by zagłuszyć śmiech. Jednak nie mogłem pozwolić, by Christian zobaczył mnie w takim stanie. Wszedłem bezszelestnie do jego pokoju i zamknąłem drzwi. A więc proszę... Wiadomo iż kochał Akkie, a ona ułożyła sobie gdzieś tam życie. Jednak martwiłem się że już po deskę grobową będzie miał w sercu tylko ją.  Tymczasem... No proszę. Lacey należały się brawa. Wreszcie oderwała go od tej codziennej udręki, choćby na jedną noc... Pewnie bardzo upojną i namiętną.
  Chichocząc podszedłem do łóżka. Starałem się nie patrzyć na jej nagie części ciała, choć widać było jej tylko pośladki i kawałek cycków. Mimo iż nie było to dla mnie nic nowego, byłem jednak zajęty przez pewną, piękną blondynkę i nie powinienem oglądać ukrywanych przez kobiety części anatomicznych, zwłaszcza gdy moja własna narzeczona spała po drugiej stronie domu. Złapałem La za nadgarstki i rozbawiony zacząłem szeptać.
- Wstawaj kiciu. Już piękny poranek.
Nie przewidziałem tego co się stało potem. Lacey wymamrotała "Chris" a następnie złapała mnie za bluzę i przewracając się na plecy pocałowała mnie. W jednej chwili odepchnąłem ją lekko, acz stanowczo i otarłem z lekkim obrzydzeniem usta. Trzepnąłem ją w głowę.
- Lacey wstawaj! - krzyknąłem nadal rozbawiony.
Dziewczyna otworzyła niepewnie oczy i spojrzała na mnie, a potem pisnęła i zakryła się pościelą.
- Głupek! - wydarła się na mnie.
- Naprawdę twoje pośladki które tak reprezentujesz są przepiękne - powiedziałem z sarkazmem, a w oczach jarzył mi się ognik złośliwości. Widząc jej zgubioną minę roześmiałem się.
- Nieźle sobie poradziłaś z Chrisem - mruknąłem i opadłem na fotel obserwując ją rozbawiony.
- Ale... - zaczęła zagubiona, a potem rozchyliła szerzej usta i rozszerzyła oczy - Niemożliwe...
I nagle w drzwiach stanęła zwabiona hałasem, w mojej własnej koszulce który ledwo zakrywał jej uda - Johna. Na początku nie mogła zrozumieć o co chodzi, a potem uniosła brwi.
- Jer...? - zaczęła patrząc to na mnie to na Lacey.
Zaśmiałem się i podszedłem do niej. Złapałem ją za rękę i powiedziałem powoli.
- Pamiętasz naszą pierwszą, uroczą noc? Gdy poderwałem cię z łatwością i zaciągnąłem do łóżka.
Johanna uniosła brwi, a w jej oczach zagrały buntownicze ogniki. Wiedziałem, że gdy tylko otworzy usta, długo nie skończy mówić. Nie myliłem się.
- Z łatwością...?! Byłam schlana! Po za tym nigdy nie miałam wcześniej do czynienia z takim bezczelnym uwodzicielem bez skrupułów! No i co teraz mi będziesz wyrzucał...?! Ślub za 2 - 3 miesiące, ja nie wiem co się dzieje z tą całą akcją z moim szefem, a ty sobie w najlepsze siedzisz z tą wredną, plastikową dziunią, bez ubrań! Gdybym nie przyszła, pewnie za parę minut zaczęłaby ci robić loda, a ty nie... nic nie wiem! No bo po co, jeśli...
Przerwałem jej potok słów pocałunkiem. Przez chwilę się opierała, a potem z westchnięciem wtuliła się we mnie i odwzajemniła mi pocałunek.
- Idziesz do pracy? - mruknęła wyczerpana, jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło. Ostatnio wiele przeszła, a to, że teraz uniosła się gniewem, było dla mnie zrozumiałe.
Skinąłem głową.
- Dziś mam do przesłuchania parę niesfornych ludzików.
- Jakich ludzików?
- Różnych - uśmiechnąłem się tajemniczo. Cmoknąłem ją w policzek, odwróciłem się i już mnie nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz