niedziela, 29 czerwca 2014

Od Jeremiego

 Miałem prawdziwe urwanie głowy z tymi bliźniaczkami! Nie dość, że chciałem mieć syna, to pojawiła się dziewczynka... a nawet dwie! Jednak obie pokochałem od razu tak mocno, że szybko zapomniałem o moim początkowym żalu...
Teraz szedłem zamyślony pchając wózek. Eli i Cassie wyrywały sobie maskotkę. Eli po chwili jak zawsze wygrała. Martwiłem się lekko stanem Cassie... Niestety, nie tylko ja widziałem, że była bardzo słaba, drobna i krucha, a na dodatek chorowita. Martwiłem się o nią, jednak na razie było dobrze.
 Zmierzaliśmy  właśnie po mamę. Nadal nie mogłem przetrawić tych jej studiów, ale w końcu ustąpiłem, wiecznie torturowany tym samym argumentem - umrzesz młodo. Już mi się rzygać chciało, jak tego słuchałem! "Umrzesz młodo, umrzesz młodo". Denerwowało mnie to, jak Kate i Johna tak do mnie mówiły, a zwłaszcza Johna. Czasem miałem wrażenie, że myśli o mnie tak, jakbym miał za parę, a nie za paręnaście lat wykorkować.
  Teraz jednak zapomniałem o tym dość szybko, bo małe znowu zaczęły się ze sobą kłócić, o tego samego miśka.
- Ej, ej - mruknąłem - Jesteście siostrami, a ze sobą walczycie. Nie wstyd wam?
Tak jakby na moment jedna i druga coś zrozumiały, jednak po chwili znów zaczęło się to samo. Z westchnięciem zabrałem im tego miśka.
- Źły tatek! - powiedziała buntowniczo Elise. Zaśmiałem się cicho.
- Eli, zaraz spotkasz mamę, to się jej poskarżysz.
- Pośkajzę! - przytaknęła mi. Uśmiechnąłem się lekko. Była strasznie podobna do Johny. Ten sam charakter i wygląd. No, może oczy moje... Ale poza tym cała Jen. Zerknąłem na Cassie. Leżała spokojnie bawiąc się swoją mini - bluzeczką. Ona była mieszanką obydwu nas, z tym że niektóre jej miny zabójczo przypominały moje, co mnie niezmiernie bawiło. Jej charakter jednak był spokojny i cichy, a ona sama bardzo skryta i tajemnicza. Zastanawiałem się, na kogo wyrośnie....
  Przerwałem jednak rozmyślania, bo o to przede mną wyrosła uczelnia. Oparłem się o mur. Małe bardzo chciały "rozprostować kości" więc wyjąłem jedną i drugą. Potrafiły same zrobić parę kroków - rosły dosyć szybko. Jednak teraz trzymały się z dwóch stron moich nóg łypiąc podejrzliwie na każdego. Zaśmiałem się lekko. Tłum studencików i studentek wysypał się z bramy. Każdy chyba patrzył na nas ciekawie, a dziewczyny to już w ogóle koncentrowały uwagę na mnie, jednak niezbyt mnie to obchodziło. Elise domagała się lepszego widoku, więc wziąłem ją na ręce, a ona zaczęła się ciekawie rozglądać. Cassie została w cieniu, chowając się za moją nogą.
  Nagle pojawiła się Jen w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Niósł jej torbę, ale gdy zauważył, że zmierza w moją stronę, oddał jej ją wcale się nie spiesząc. Uniosłem brwi, jednak nic nie powiedziałem. Johna pocałowała mnie w usta, po czym przywitała się z każdą z bliźniaczek.
- Tatek źły - powiedziała jej na ucho Eli - Ziablał misia! Ziablał! - rozstawiła buntowniczo rączki, a oboje się roześmialiśmy.
- To cześć Johanna - powiedział ten chłopak głośno. Skinęła mu głową. On trochę niepewnie odszedł.
- Widzę, że szybko nawiązujesz nowe znajomości - powiedziałem złośliwie.
Johna przewróciła oczami.
- Przeszkadza ci to? - zapytała ze śmiechem.
Spojrzałem na nią badawczo. Po tym, jak wilkołaki majstrowali przy jej umyśle, jej stan zasadniczo odbiegał od normalnego. Na szczęście Kate poradziła sobie z tym i teraz prawie nikt o tym nie pamiętał. Prawie - bo ja sam nigdy nie mogłem zapomnieć jej twarzy, gdy niosłem ją na rękach.
  Po paru minutach skierowaliśmy się do domu. I wtedy dostałem zabójczego sms'a od Lacey
 Christian padł - teraz kolej na mnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz