-Co się tak martwisz?
-Nie... Nie martwie się. Jestem... To nic takiego.
-Tak. Oczywiście, tylko znam Cię już za długo Jer żebyś wciskał mi kit, że wszystko dobrze.
-Wiesz... -Zamyślił sie i jakby dostał olśnienia i mówi.-Strata siostry trochę...e... boli.
-Tak. Ale jesteś zdenerwowany ze względu na jej śmierć?
-Nie, Johna. Naprawdę, to nic takiego. Drobiazg.
-Mhm... Wiesz co?Mimo wszystko muszę iść na te studia...
Jeremy rzucił mi zaskoczony, ale i piorunujący wzrok.
-Nie ma mowy.
-Właśnie, że jest mowa. Jer, to że ty pracujesz, to nie wystarczy. I tak zostało ci kilkanaście lat życia. Muszę myśleć o sobie. O swoim wykształceniu, nie myśl, że będę siedziała w domu jak stara...
-Dobra, dobra... Pogadamy o tym potem.
-Nie, nie potem. Nie teraz. Ja się nie pytam o zgodę, ja to oświadczam. Żeby nie było zaskoczenia.
-A na co chcesz w ogóle iść?
-Nie powiem tego.
-Mów.
-Nie. Jer, patrz na drogę a nie na mnie.
-Mam podzielną uwagę. -Uśmiechnął sie.
-Tak, rzeczywiście śmierć siostry tobą ruszyła bardzo... -Zerknęłam na niego z uśmiechem a on westchnął.
-A puścić kierownicę?
-Oszalałeś.
-Na twoim punkcie, tak.
Puścił kierownicę a ja nie wzruszona wpatrywałam się w ulicę z rozbawieniem. Jeremy nie miał zamiaru łapać kierownicy, widziałam to po jego minie. Przewróciłam oczami i roześmiałam się.
-Jesteś nienormalny...-Mruknęłam pod nosem.
Złapałam ręką kierownicę.
-No, prowadź tak. -Zaśmiał się.
-Nie szczerz się tak, tylko łap tą kierownicę.
Pocałował mnie i złapał ją. Przewróciłam oczami znów i rzuciłam byle jaki komentarz a Jera widać to rozbawiło.
-Kocham Cię... ale czasem zachowujesz się jak dziecko..
-W łóżku też?-Błysnął zębami.
-No w łóżku nie.
Znów usłyszałam jak się śmieje.
-Jestem aż tak zabawna?
-Czasem tylko.
Odwróciłam wzrok w stronę szyby. Jeszcze długa droga do domu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz