poniedziałek, 30 czerwca 2014

Od Kai

 Leżałam wtulona w psa i słuchałam bicia jego serca. Uspokajało mnie to bardzo, tym bardziej, że nie mogłam zasnąć, choć dochodziła trzecia w nocy. Głaskałam husky'ego po lśniącym futerku i myślałam o Mattcie. Nie poznawałam siebie! Był grubo ode mnie starszy - nie pytałam o wiek, ale też nie byłam ślepa - a ja wciąż o nim myślałam. Chyba kompletnie oszalałam...
  I wtedy Kamil zaczął wariować. Wyrwał się z moich objęć drapiąc mnie. Nie zwróciłam na to uwagi, tylko obserwowałam jego. Zastrzygł uszami, a potem zeskoczył z łóżka i podbiegł drzwi. Zaczął skuczyć i piszczeć. Potem pobiegł do okna, oparł się przednimi łapami o parapet i szczekał. Nie potrzebowałam wiele czasu, żeby zrozumieć, że coś się stało. Szybko się ubrałam, zagarnęłam włosy i wypuściłam go.
  Na dole Aron jeszcze oglądał telewizor. Podawali wiadomości o jakieś dziewczynie, która skoczyła z mostu. Aron spojrzał na nas pytająco, jednak Kamil już wybiegł na zewnątrz.
- Poczekaj! - zawołałam za nim, jednak on cały czas biegł. Zrobiłam to samo. Już po paru minutach obfitego biegu, byłam wyczerpana. Oddychałam ciężko, jednak nie zwalniałam. Wreszcie złapałam jakiś autobus i wtoczyłam się do niego ze zniecierpliwionym Kamilem. Na jakimś przystanku, przecisnął się między ludźmi i wypadł. Zrobiłam to samo, po czym odnalazłam jego sylwetkę w ciemności. Zaczął biec w kierunku jakieś grupy osób. Przestraszyłam się lekko, bo nie zrozumiałam o co mu chodzi. A potem trącił jakiegoś postawnego, najstarszego chłopaka.
- Patrzcie, piesio przyszedł - powiedział lekko wstawiony, a reszta zarechotała.
Kamil popchnął go w nogę i pobiegł w kierunku oddalonego o paręnaście metrów mostu. Grupa spojrzała po sobie, po czym wszyscy pobiegli za nim. Ja przysiadłam na murku. Musiałam odpocząć... Po dwóch minutach wstałam i pobiegłam na most. Gdy tam dotarłam, jakiś chłopak  dzwonił po pogotowie.
- Patrzcie! - zawołała jakaś dziewczyna, pokazując coś innym w rzece. Wychyliłam się za barierkę i oniemiała zobaczyłam, jak Kamil wyciąga za ubranie dziewczynę. Zbiegłam na dół i stanęłam na brzegu.
- Brawo piesku! - krzyknęłam - Dacie radę, dalej!
Ten najstarszy chłopak i Kamil, wyraźnie zmęczony dotarli do brzegu z nieprzytomną dziewczyną. Usłyszałam alarm pogotowia i zdałam sobie sprawę, że to nie byle jaka dziewczyna... tylko Nadia. Zdusiłam okrzyk, ale w tej właśnie chwili, gdy z mostu zbiegali ludzie, Kamil wbił mi się zębami w rękę i gwałtownie pociągnął mnie za drzewa. Nie oponowałam. Przycupnęłam z nim za drzewem i obserwowałam scenę. Ratownicy już podnieśli Nadię na nosze, a kobieta w okularach z mikrofonem - chyba dziennikarka - rozmawiała z tym chłopakiem.
- Uratowaliście ją?!
- No... Ehm... Zobaczyliśmy ciemniejącą plamkę w wodzie i...
- Zareagowaliście?! To cudowne, naprawdę zasługujecie na miano bohaterów!
- I był... też pies... - dodał cicho chłopak.
- Jaki pies? - spytała ożywiona dziennikarka, lecz w tej właśnie chwili, jakiś policjant przepchnął się tak, że ona i ten chłopak zostali rozdzieleni.
 Zerknęłam na Kamila. Zastanawiałam się, czemu nie chciał się ujawnić... Ogólnie zastanawiałem się nad jego stanem psychicznym. To nie mógł być zwykły pies... Z pewnością nie!
 Jednak zanim zdążyłam poważnie całą sprawę przemyśleć, Kamil znów mnie pociągnął patrząc na karetkę. Nie musiałam być Sherlockiem, żeby domyśleć się, że chce odwiedzić Nadię w szpitalu... Ja nie oponowałam, w końcu dość lubiłam tą dziewczynę, która była bardzo ważna dla mojego zmarłego brata...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz