środa, 18 czerwca 2014

Od Johanny



-Czemu mi nie powiesz?
-Ale czego, Johanna?
-Co ukrywasz przede mną.
-Nic nie ukrywam.-Zapewnił mnie Jeremy.
-Tak. Myślisz, że jestem głupia, i nie widzę kiedy mnie okłamujesz? Ale dobra, jeśli ci z tym wygodnie... proszę bardzo.
   Do pokoju wparowała Kate z grupą dziewczyn a za nimi (jak się domyśliłam) kumple Jera. Nawet nie zdążyliśmy się zorientować kto wparował do pokoju, oprócz Kate i Ivy. Mnie zwinęły dziewczyny, a Jer'a? Jeremy został zabrany przez sześciu chłopaków. Zaciągnęło mnie do samochodu osiem dziewczyn całe podekscytowane. Nie wiedziałam o co chodzi. Po chwili zaczęłam analizować twarze dziewczyn. cztery poszły do drugiego srebrnego samochodu wyścigowego, jak mi się zdawało, a ja zostałam z Kate,Ivy,Deiną i Agathą. Teraz wiedziałam kto znajduje się w samochodzie ze mną, ale nie zdążyłam rozpoznać dziewczyn jadących z tyłu.
-Co taka zdezorientowana?-Błysnęła zębami Deina.
-Bo... Nie wiem po co to wszystko?
-My, zabieramy cię po suknię na ślub, o ile jeszcze o nim pamiętasz. A chłopacy zgarnęli Jera.
-A w ogóle ślub jest przygotowany? Bo jest już jutro.
-Jest wszystko przygotowane.A ilość gości... Mega mega duża. To wszystko zasługa moja i Kate. -Mówi Deina.-Ze 120 gości, może więcej.
-Cooooo?Mogłam się tego spodziewać po takiej organizacji ślubu przez was...
-A co? To źle?
-Nie... Ale gdzie ma być śl...
-W przepięknym miejscu. Nie w żadnym kościele. Potem przeniesiemy się do twojego nowego domu na imprezę. O, sorry. Waszego.
-Jaki NASZ dom? O co chodzi?
-Prezent. Dom jest naprawdę wielki, pomieściłby nawet stado słoni. A dla ciebie załatwiłam miejsce na studia, bo mnie prosiłaś.
-Dzięki. Ale nie wiem, kiedy zacznę...
-Jak urodzisz. Wtedy będzie idealny czas na to, by zacząć. Po dwóch tygodniach zaczniesz, to moja rada. Dzieciakami zajmę się ja albo Kate. To już mamy obgadane.
-Jeremy nie jest za tymi studiami..
-To trudny kierunek, ale dasz radę. Zawsze w szkole miałaś średnią 5.20 i czym się martwisz?
-Kryminologia jest trudna, racja... Ale ty też masz swoje racje...
-No, widzisz? Dobra idziemy po tą suknie...
Wysiadłyśmy z samochodu a Kate poprowadziła mnie przed siebie. Znając ją, zabierze mnie do najbardziej wypasionego sklepu w mieście...

  Jeśli się potknę, to spalę się ze wstydu.Co jak się potknę? Matko, nie chcę o tym myśleć. Proszę, niech ktoś mnie trzyma... Czuję, jak miękną mi nogi... Na pewno się przewrócę. -Patrzyłam w lustro widząc siebie w białej sukni, która dopasowała się do mojej figury idealnie. Nawet byłam z tego zadowolona, bo nie wyglądałam jakbym była w ciąży. Mojego brzucha nie było widać, to najbardziej mnie cieszyło. Nie wiedziałam, gdzie bierzemy ślub, miałam zakryte oczy kiedy byłam tu prowadzona. Do pomieszczenia wszedł ktoś, a za nim Kate. Mężczyzna wyglądający bardzo młodo, ale widać było, że jest jakoś po czterdziestce.
-Wiesz kto to?-Spytała Kate niepewnie.
-Tak...-Powiedziałam zaskoczona.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, a dokładniej, mój ojciec. Pamiętam go tylko z czasu, kiedy miałam sześć lat. Nie miał siwych włosów, miał czarne. Był wysoki, lekko umięśniony i przystojny.
   Przegadałam z nim chwilę, a potem nadszedł czas żebym wyszła. Miałam jeszcze pięć minut. Za dziesięć lub piętnaście, będę żoną Jera. Cieszyłam się, ale nadal miałam problem ze zrozumieniem go. Dlaczego mnie okłamał?Mniejsza z tym...
-Nie pozwól mi się wywalić.
-Postaram się. Jesteś niezdarna po matce.-Uśmiechnął się lekko ale na wspomnienie o niej, lekko posmutniał.
-Dlaczego nas zostawiłeś?
-Dostałem takie polecenie. Nie mogę być dłużej z kimś, niż sześć lat po urodzeniu dziecka.
-Kim ty jesteś tak właściwie?
-Tego nie mogę ci powiedzieć. Kiedyś się dowiesz.
-Kate mówiła, że to nie ty decydujesz o tym, kiedy mnie zostawiasz, a kiedy jesteś. Mówiła, że jesteś z góry. Czy to znaczy...
-Johanna, skończ temat. Gdybyś wiedziała, kim jestem, miałabyś kłopoty.
-I tak już je mam.
-To znaczy?
-Nie wiem, ale czuję, że coś jest nie tak.-Zmieniłam szybko temat- Ja upadnę... nie będę mogła się skupić... tam przed...-Przerwał mi ojciec
-Pomyśl sobie, że nikogo tam nie ma. To tylko próba... Jesteś tylko ty i Jeremy.
-Skąd znasz jego imię, nikt ci o tym chyba nie mówił?
-Nie znam, ale wiem więcej na temat aniołów, niż ci się wydaje.-Mrugnął do mnie z uśmiechem.

   Kiedy stałam przed ołtarzem starałam się utrzymać wzrok tylko na Jeremym. Ale to co mówił mój ojciec... No właśnie.. To się przyda. Zamknęłam oczy i wymazałam wszystkich. Wszystkich, oprócz Jera. Kiedy otworzyłam oczy, naprawdę nikogo nie było. Moja wyobraźnia działa naprawdę zaskakująco, sama siebie zaskakuję. Teraz stres zniknął, całe poddenerwowanie, byłam spokojna. Zaczęłam się zastanawiać, czy jest tu Seth. To w końcu mój przyjaciel, ale na pewno boli go widok tego, jak biorę właśnie ślub. Przeżył podobno już dawno wpojenie, a więc na pewno coś by poczuł. Jednak... Nikogo nigdy nie pokochałam tak jak Jera. No... po prostu to co do niego czuję, jest inne... Wyłączyłam się tylko na kilka sekund, i wróciłam do rzeczywistości. Nadal utrzymywałam w wyobraźni to, że nikogo tu nie ma. Jest tylko Jeremy i ja. I tak ma zostać do końca tego wszystkiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz