niedziela, 29 czerwca 2014

Od Kai

 Dni mijały dość monotonie, aż wreszcie nadszedł dzień spotkania z moim "bohaterem". Zadzwoniłam po Irę. Ubrałam się w moje nowe i stylowe ciuchy i powędrowałam do parku. Czekała już na mnie na ławce. Spojrzałam na nią oniemiała. Różnica aż biła po oczach. Wyraźnie rozkwitła. Nie była już tak zmęczona wszystkim i wyczerpana. Zamiast brudnych łachmanów miała normalne ubrania. A w jej oczach nie dostrzegłam udręki... tylko nadzieję.
- Cześć Ira - przywitałam się z nią siadając.
- Cześć Kaja. Długo cię nie widziałam!
Zaczęła opowiadać o swoim nowym, wspaniałym życiu. Byłam pod wrażeniem. Aron naprawdę przeszedł samego siebie. Nie dość, że mieli nowy, wspaniały dom, to nie musieli płacić za wynajem, tylko po prostu dbać o ten dom. Jedzenie i ubrania też załatwiali sobie sami, ale byli ogromnie szczęśliwi. Ira zaczęła chodzić z Andrijem...
- Ivan ciągle gdzieś znika - odpowiedziała na końcu, na moje nieme pytanie  - A jak wraca to pyta o ciebie... Czy cię któreś z nas nie widziało. Jest trochę skrępowany zaistniałą sytuacją. To porządny chłopak, nie lubi na nikim żerować.
- Ależ nie żeruje! - powiedziałam wzburzona.
- Jemu to powiedz - powiedziała ponuro Ira, a potem się rozchmurzyła i uśmiechnęła - No to kiedy masz to spotkanie z tym przystojniakiem?
Zarumieniłam się lekko. Zgodziłam się na spotkanie ze swoim wybawicielem, ponieważ chciałam mu podziękować, nic więcej. Ale Ira jak zwykle musiała dopatrywać się w tym niemych kontekstów.
- Ira, proszę cię... Czy ty zawsze musisz robić z tego grubszą aferę?
- Ale przecież widać, że ty i on...
- Ira, to że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce od herbaty, to nie znaczy, że inni są tak samo upośledzeni - fuknęłam wstając i kierując się ku wyjścia z parku. Miałam jeszcze godzinę do spotkania - chciałam ja spędzić z Irą, no ale cóż...
- Hej, mała, czekaj! - zawołała za mną.
Przeprosiła mnie, a ja przestałam się foszyć. Potrzebowałam jej towarzystwa...
Resztę czasu przespacerowałyśmy po sklepach. Obie nadal obawiałyśmy się, o to, że ściągną nas do domu dziecka z powrotem... Aron postanowił jednak mnie prawnie nie adoptować, bo wiedział jacy ludzie sterują tym ośrodkiem - musiałabym tam wrócić, a nie wiadomo czy trafiłabym do Arona z powrotem przed osiemnastką.
 Dziesięć minut przed siedemnastą rozstałam się z Irą. Życzyła mi szczęścia. Sama miała czuwać gdzieś w pobliżu kawiarni, w której umówiłam się z tym mężczyzną... Ech... Nawet nie znałam jego imienia!
 Lekko sfrustrowana zajęłam miejsce we wspomnianej kawiarni. Po przeglądnięciu menu zamówiłam lody o egzotycznym smaku i czekałam.
 Nie minęła chwila, a z wewnątrz kawiarni wyłonił się on... Ja siedziałam na zewnątrz... Może on na mnie czekał w środku?
- Czekałem na ciebie w środku - błysnął zębami, a coś w sercu zatukło mi się mocno - Można?
Gapiłam się na niego z otwartymi ustami. Rozbawiony obserwował mnie. Po chwili przywołałam się do rozsądku. Chrząknęłam i spłonęłam rumieńcem.
- Proszę, proszę...
Na początku zapadła dość niezręczna cisza. A potem zaczęliśmy się dobrze dogadywać.
- Dziękuje ci, za to, że wtedy... - zaczęłam.
- Nie ma sprawy. Przyjechałem po swoją siostrę i....
Zarumieniłam się lekko.
- Wiem, że myślisz, że jestem głupią, nic nie wartą dziwką, ale...
-A kto tak powiedział? - przerwał mi łagodnie - Nie oceniam ludzi po wyglądzie i po zawodzie który wykonują.
Zarumieniłam się po raz wtóry. 
- Wybacz... - zaczęłam.
- Nic się nie stało. A teraz wcinaj te lody, bo ci się roztopią.
Faktycznie, kelnerka dawno je już podała, ale nie tknęłam ich w ogóle.
- A tak w ogóle to pamiętasz moje imię? - zapytał, gdy zaczęłam jeść.
Pokręciłam powoli głową. Roześmiał się.
- Jestem Matt. Miło mi panią poznać, pani Kaju.
Zaśmiałam się cicho.
Reszta spotkania upłynęła nawet przyjemnie. Nie wiedząc co robię, umówiłam się z nim na kolejne. Czy to była randka...? Co ja wyprawiałam! Przecież był ode mnie grubo straszy...
 Jednak idąc ciemną ulicą, to przestało mieć dla mnie istotne znaczenie. Nie wiadomo skąd pojawił się Kamil. Pogłaskałam go czule i ruszyłam z nim do domu.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz