wtorek, 24 czerwca 2014

Od Johanny

   Siedziałam na dole w hotelu w dość zadbanej i wypasionej kawiarni. No przecież to Paryż, kiedy tu mieszkałam, byłam przyzwyczajona do tego wszystkiego... Do tych luksusów, a teraz bardziej mnie to wszystko irytuje, niż odpowiada. Aczkolwiek, moje mieszkanie tutaj dalej stoi puste, bo chyba od roku tu nie byłam. Spędziłam tu beznadziejne urodziny, w sumie, i tak żadnych nie spędzam i nie świętuję. Nie chcę otrzymywać prezentów, ale Jeremy zawsze mi jakiś wciśnie. Myślałam o tym, gdzie podziewa się mój brat, ten młodszy. No co ja gadam... Nie jest aż taki młodszy. Może i jest zamknięty w ciele siedmiolatka, ale jego dusza ma już ponad 300 lat. To co, że jest wampirem? Pamiętam jak wpadłam w nałóg palenia i ćpania... Pomógł mi, pozabierał wszystko i wypieprzył gdzieś, gdzie nie mogłam tego znaleźć... Ale przyznaję, że nadal korci mnie by pójść i kupić albo jedno, albo drugie. Ale trzyma mnie tylko ciąża, bardziej chce mi się zapalić. Do tego ciągnie mnie już od dłuższego czasu, przed ciążą zawsze musiałam zapieprzać po paczkę, i wypalałam zawsze trzy.
   Do dużej sali w której się znajdowałam, wszedł jakiś dwudziestoparolatek, tak na oko wyglądał młodo, może trochę starszy ode mnie. Nie zwracałam na żadnego faceta uwagi, kiedy mówiłam Jerowi, że każda dziewczyna zwraca na niego uwagę, to on mówił mi, że na mnie gapią się faceci, chociaż ja go zawsze wtedy wyśmiewałam. Jedynie na imprezach kiedyś zauważałam jak podchodzą do mnie i pytają się o drinki. Nawet pijana nigdy nie byłam w stanie iść z kimś do łóżka, a tu zjawił się Jeremy, i nie minęło dużo czasu, a leżałam w łóżku z chłopakiem którego... nawet nie za bardzo lubiłam.
Facet podszedł do mnie z poważną miną, ale lekko się uśmiechał kiedy zbadał uważnie moją twarz.
-Johanna?
-Ee... Tak? O co chodzi?
Skąd on zna moje imię, do cholery?-Pomyślałam.
-Rzeczywiście, jesteś naprawdę taka piękna jak mi mówili...
-Kto mówił...?
-No nic... Jestem Jack. Ważne jest po co tu przyszedłem. Szukam cię od dłuższego czasu...
-Ale... Nie rozumiem, po co?
-Jestem od kogoś, kto dla ciebie wiele znaczy. Ktoś z rodziny. Przejdźmy do rzeczy, dobrze?-Kiwnęłam głową.-Chodzi mi o to, że zaczęli cię szukać.
-Kto?
-No przecież wiesz... Nie mogę tu być zbyt długo, mam ci tylko powiedzieć, żebyś zmieniła hotel. Wiedzą gdzie jesteś.
-Mój były szef, tak?
-Dokładnie. Gdzie jest teraz twój mąż?
-W mieszkaniu na górze.
-To dobrze. Do póki jesteś tu z nim, nie dotkną cię, nawet się nie zbliżą. Uwierz mi, wilkołaki to łatwe do zabicia przez anioły sztuki.Nie panują nad sobą, to ułatwia dużo spraw. Ale wiedz, że musisz zmienić miejsce. Jeśli tu wejdą, każą ci iść z nimi, a ty nie możesz nic powiedzieć, bo strzelą ci w brzuch. Wiedzą, że jesteś w ciąży, ale to dla nich nie ma znaczenia. Nie obchodzi ich to. Bardziej to, że masz moce, które chcą wilki.
-Czyli co... Mogą nawet zaraz tu wejść?
-Nie wiem gdzie są, ale to prawdopodobne. Muszę iść... Trzymaj się swojego męża jak najbliżej. -Wstał, pożegnał się ze mną, i wyszedł.
Siedziałam dalej w kawiarni uważając, że to jakieś kpiny. No bez jaj, co to ma być? Wchodzi jakiś koleś którego nie znam, zna moje imię, wie o mnie wystarczająco dużo...
Poczułam po chwili mocny uścisk na ramieniu. Odwróciłam się i lekko szarpnął mnie jakiś mężczyzna. Ciepło bijące od niego, dawało mi znać, że to wilkołak.
-Idziesz ze mną.
Ja jednak stałam jak słup. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam użyć swoich mocy. Przed ciążą było wszystko normalnie, a to może przez ciążę?
-No co jest? Ruszaj się, albo strzelę...
-Jestem dla was ważna, nie zastrzelisz mnie.
-Ciebie nie, ale twoje dziecko owszem.
-Co zamierzasz ze mną zrobić?
-Poczekam, aż zdecydujesz się oddać moce. Wiem, że nikt ci ich nie może odebrać, nikt nie może cię zahipnotyzować, być oddała nam je, lub też wymazać pamięć. Jesteś po prostu nietykalna. To przez anioła stróża, ale teraz mogliśmy cię zwinąć spokojnie.
-On będzie mnie szukać.
-Ale jeśli cię znajdzie, to znajdzie ciebie już albo nie żywą, albo ledwo co żywą, a na dodatek nie będziesz w ciąży, ranna, i to poważnie.
-Nie oddam wam mocy...
-Ryzykujesz życie dziecka dla mocy?
-Nie, ale... muszę pomyśleć...
-No to pomyślisz sobie w magazynie. -Szarpnął mnie w stronę drzwi.-Masz szczęście, że nic ci nie mogę na razie zrobić poważniejszego, ale trochę poobijać cię mogę. Masz trzy dni, na myślenie.
   Bez słowa wpakowałam się do samochodu na tylne siedzenie. Wyjęłam jednym ruchem telefon z kieszeni i powoli skierowałam wzrok na wyświetlacz. Napisałam sms'a do Jer'a. Ma trzy dni, na wyrwanie mnie z tego gówna... Telefon wyciszyłam i schowałam do kieszeni kasując sms'a, by w razie czego nie odczytał go ten facet. Na końcu sms'a napisałam gdzie jadę, bo słyszałam rozmowę tego wilkołaka. Mówił - Jadę za miasto, do pierwszego magazynu od razu przy wyjeździe z Paryża. - To Było niedaleko od mojego hotelu. Jeremy będzie wiedział co ma robić, a na dodatek ma łatwo, bo wilkołak jest jeden, jak się potem okazało. Mężczyzna związał mi ręce, i gdzieś wyszedł. Oczywiście, że bez zastanowienia oddałabym moce gdyby chodziło o moje dziecko, ale mam trzy dni. Jeśli Jeremy nie zdąży na czas, wtedy będę musiała kombinowac dalej. Myślę i o dziecku, i o mocach, o tym co może się stać jeśli wilkołak dostanie moje moce. Muszę coś kombinować, jakiś plan awaryjny. Pozostało mi tylko czekać na Jeremiego... Oby zdążył, bo nie wiem, czy coś wymyślę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz