niedziela, 13 lipca 2014

Od Cassandry

  Nareszcie dziś wychodziłam! Nie mogłam się doczekać powrotu do domu. Jednak nie mogłam tak wyjść bez niczego ze szpitala... Sam pomogła mi się spakować - jej Paul też wychodził za parę dni. Potem na korytarzu znalazłam doktora Raily'ego.
- Raily... Mam prośbę - mruknęłam.
Uśmiechnął się.
- No mów Cass.
Raily był młody, przystojny i tryskał życiem, dlatego też nie trudno było mi się z nim zżyć.
- Chciałabym... zobaczyć Cinnę.
Przygryzł wargę.
- Wiesz, że nie mogę cię tam wpuścić...
- Ale dla mnie zrobisz wyjątek - dokończyłam.
Zaśmiał się.
- No dobrze...  Zresztą Cinna czuje się już dużo lepiej, więc... myślę, że możemy uczynić malutki wyjątek - uśmiechnął się ciepło.
Parsknęłam śmiechem, jednak już nie skomentowałam tego jego "malutkiego wyjątku". Gdy szłam za Raily'm, narastało we mnie podniecenie i opanowywała radość, jednak rosła też obawa... obawa, że Cinna nie będzie chciał mnie widzieć i ze mną porozmawiać.
  Gdy weszłam do środka, Raily się ulotnił. Przy łóżku Cinny krzątała się pielęgniarka. Widząc mnie, uniosła brew z dezaprobatą, jednak posłusznie wyszła wołana przez Riley'a. Zerknęłam na nią spod przymrużonych powiek. Była młoda i atrakcyjna, a sądząc po spojrzeniu, które posłała Cinnie, bardzo jej się spodobał.
 Zgrzytnęłam zębami, jednak zignorowałam ją i powoli podeszłam do łóżka ukochanego. Cinna spał oddychając spokojnie i miarowo. Gdy usiadłam na niebieskim krześle, serce gwałtownie mi zadrżało. Widziałam jak Victoria katowała go z daleka... Jednak nie myślałam, że wygląda to tak poważnie. Na jego twarzy było mnóstwo zacięć. Z niektórych powstały blizny, na skutek szybkiego gojenia się ran u wilkołaków. Inne niestety nadal skrywały swój wygląd pod plastrami i bandażami.
Spojrzałam znów na jego twarz. Mimo zranień, nadal była piękna... najpiękniejsza na świecie.

 http://media.giphy.com/media/N678v8X5WeeuQ/giphy.gif
Odchyliłam lekko kołdrę i dostałam kolejnego wstrząsu. Łzy potoczyły mi się po policzkach. To wszystko przeze mnie... Cinna nie oberwałby tak, gdybym nie zaczęła się drzeć jak wariatka. Nie mogłam patrzyć na jego tors. Opatrunki były nałożone jeden na drugim, a i tak wystawały czerwone rozcięcia. Pomyślałam z ogromną nienawiścią o tej rudej pindzie. Jak ja jej nienawidziłam!!
  Nagle Cinna wymamrotał moje imienia. Otarłam łzy i uśmiechnęłam się przez nie. Pochyliłam się nad nim i szepnęłam głaszcząc go po bujnych, ciemnych włosach.
- Jestem tu skarbie...
Po czym pocałowałam go ostrożnie w tak dobrze znane mi słodkie usta.
Gdy wracałam na swoje miejsce i złapałam go za rękę, ocknął się. Przez chwilę wpatrywał się w sufit z niewyobrażalnym cierpieniem w oczach, a potem powoli popatrzył na mnie.
- Cass... A więc mi się nie śniłaś...
Nie mogłam powstrzymać wybuchu płaczu. Skuliłam się u jego boku, a on głaskał mnie spokojnie po włosach.
- Nie płacz kochanie. To ja tu powinienem płakać i błagać cię o przebaczanie.
Natychmiast się od niego oderwałam i spojrzałam w niego czerwonymi oczami królika.
- Co ty pieprzysz Cinna...?!
- Tak bardzo cię przepraszam - wyszeptał z ogromnym bólem - Tak bardzo...
- Za co?! - spytałam zdumiona - To wszystko moja wina. Mogłeś sobie żyć spokojnie... jako przywódca grupy. Co prawda singiel, ale znalazłbyś kiedyś jakąś dziewczynę. A Victoria nie zaczęłaby się na tobie mścić.
Teraz to Cinna popatrzył na mnie zdumiony.
- Cassie, ja dałem się omotać! Myślałem, że zrywam z tobą z słusznej sprawy... Chciałem cię trzymać od tego wszystkiego z daleka. A potem sam wpadłem w jej macki. Na początku nie powstrzymywałem tego, bo chciałem, żeby z powrotem mi zaufała... Ale potem gdy już zorientowałem się, w jaką to zmierza stronę... Nie dałem rady tego powstrzymać. I krzywdziłem cię coraz bardziej... Na twoich oczach zabawiałem się z nią...
- Bo omotała ci umysł! - krzyknęłam wzburzona tym, że bierze na siebie winę, jednak Cinna coraz bardziej zdenerwowany kontynuował.
- Krzywdziłem cię bezustannie. Wiedziałem, że nas śledzisz. Victoria też wiedziała. Dlatego w tej uliczce... Zrobiła mi loda, żeby zranić cię jeszcze bardziej, a wtedy po raz pierwszy nie mogłem tego opanować - dodał z wielką odrazą do samego siebie. Otworzyłam szerzej oczy. Chciałam coś powiedzieć, ale on mówił dalej coraz bardziej wzburzony.
- Sam zawlokłem cię do tej bazy i pozwoliłem żebyś cierpiała. Czasami odzyskiwałem przytomność... Chciałem ją... zabić. Raz prawie mi się udało, ale Isaac... dawniej mój przyjaciel, teraz podstępna szuja... przeszkodził mi w tym. I znowu było to samo. Wtedy... pozwoliłem się skatować, tam, na twoich oczach, bo odzyskałem przytomność. Coś się stało i Victoria nie mogła nade mną zapanować. Już nie. Dlatego biła mnie do nieprzytomności. Czy mogłem ją powstrzymać? Z łatwością. Ale uznałem, że to idealna kara dla takiego skończonego skurwysyna jak ja.
- Przestań, przestań, przestań! - mówiłam jak w gorączce. Gdy znów chciał coś powiedzieć pochyliłam się nad nim i pocałowałam go gorąco. Pisk maszyn  gwałtownie przyspieszył. Zaśmiałam się przez łzy.
- Widzisz jak na mnie działasz? - mruknął cicho, a potem dodał - Jednak nie pozwolę, abyś dalej cierpiała przy mnie.
- O nie... Jesteś we mnie wpojony! - powiedziałam buntowniczo.
- Wolę zginąć... wolę zginąć niż cię skrzywdzić.
- Cinna, ty kretynie! Skrzywdzisz mnie odsuwając mnie od siebie!
Niestety, nie usłyszałam jego odpowiedzi, bo weszła ta dziunia - pielęgniarka. Kazała mi wyjść, a ja pocałowałam szybko Cinnę. Choć oczy miał smutne, gdy znikałam w drzwiach mogłabym przysiąść, że dostrzegłam tam błysk rozbawienia.
 Z westchnięciem ruszyłam korytarzem. Czas zabrać rzeczy i ruszyć do domu... Nareszcie.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz