czwartek, 17 lipca 2014

Od Willa

 - Nie powiedziałeś mi, że stracę moce i zajęcie - odparłem sucho patrząc na niego.
Lee jęknął.
- Will, mówiłem ci! Te księgi, które wertowałem w poszukiwaniu odpowiedzi na twoje pytanie "Czemu chce ją zabić?" były napisane kilkaset lat przed ustanowieniem nowego prawa, które mówi wyraźnie, że jeśli wyznasz miłość śmiertelniczce, grozi ci banicja. I tak Tanatos postawił cię przed wyborem. Jesteś dla niego wyjątkowy... ale złamałeś prawo. Myślałem, że o tym wiesz.
- Wiedziałem - warknąłem - Ale nie myślałem, że tak naprawdę będzie... No i zapomniałem o tym wtedy.
- Zapomniałeś - prychnął - Bez urazy, ale tu popieram Cho. Przez kobitkę... może ładną... ale która zmieni się w proch za parędziesiąt lat wyrzekłeś się stanowiska, które utrzymywałbyś przez następne kilkaset....
Zmrużyłem oczy.
- Byłeś kiedykolwiek zakochany? - spytałem zły.
Pokręcił powoli głową.
- Will, jesteś zbyt emocjonalny. Działaś pod wpływem chwili. A potem są tego efekty. Ja się tylko zabawiam.
Przewróciłem oczami.
- Tydzień temu np. dorwałem fajną dziewuszkę... Trochę byłem na haju i wyszło gorzej niż miało... Ale było spoko. Mam lekkie wyrzuty sumienia.... Ale co tam!
Westchnąłem cicho.
- Traktujesz kobiety przedmiotowo.
Prychnął.
- Ja traktuje? JA?! Mam ci przypomnieć co TY robiłeś rok temu? Jak ci się jakaś spodobała, to wystarczy, że się do niej uśmiechnąłeś, a miękła i pozwalała ci z robić ze sobą co chciałeś. Pamiętasz? Jedna to nawet zahaczyła się kolczykiem o twojego.... - ryknął śmiechem, a ja spojrzałem na niego zażenowany i burknąłem.
- To było dawno.... I nie prawda.
Lee nadał rył ze śmiechu. Patrząc na niego z politowaniem, trzepnąłem go zdrowo w plecy. Zakrztusił się i po chwili wrócił do siebie uśmiechając się nadal szeroko.
- Ale były wtedy jaja... Pamiętam jak wbiłem wtedy a ty się szarpałeś wyjąc z bólu....
- LEE! - warknąłem - Uspokój się! Miałem wtedy piętnaście lat!! Piętnaście!
Rechotał dalej, a potem znów zaczął rżąc jeszcze głośniej.
- Albo uwiodłeś tą czarnulkę.... Hmm... Caroline? Chyba tak. Kazała ci się przykuć do balkonu, przy temperaturze -20 i gdy robiła ci lodzika przymarzły jej usta.... I tak zastała was ta starsza pani, właścicielka kamienicy przynosząc "domowe pulpeciki". HAAHAHAHAHHAH!!!! Ej, albo wtedy kiedy się zabawiałeś z pięcioma naraz i nie nadążałeś. HAHAHHAHAHAHAHAHH!!!!
- LEE!!!! -wrzasnąłem z furią, ale on tylko rechotał jeszcze bardziej. Westchnąłem i przewróciłem oczami.
- To było dawno. Baaaardzo, baardzo dawno. Teraz się zmieniłem. Nie kręci mnie seks masowy.... albo takie puste sztuczki.
Przyglądnął mi się ciekawie.
- Fakt. "Zmieniłeś się". A pieprzyłeś już obiekt, przez który spędzałem w bibliotece kilka godzin dziennie...?
Spojrzałem na niego powtórnie zażenowany.
- Ech Lee... Tylko jedno ci w głowie.
- NIE?! - parsknął szaleńczym śmiechem - Serio?!
- Serio - odparłem już powoli wyprowadzany z równowagi.
- No to nieźle pojechałeś. Stary, nie żyjemy w średniowieczu! Teraz są takie czasy, że zawsze zaczyna się od seksu! Mój stary, dobry śp. znajomy opowiadał mi jak nie współżył z żoną do ślubu, po "chrześcijańsku", a potem podniósł jej kiece... i zgadnij co zobaczył.
- Nie wiem - mruknąłem bez entuzjazmu czując na sobie pożądliwy i nieśmiały wzrok barmanki i bawiąc się kieliszkiem.
- Huja Will huja. Najprawdziwszego, niegolonego, wielkiego...
- Oszczędź mi szczegółów - mruknąłem z odrazą wpatrując się w szklankę.
Lee kontynuował już "bez szczegółów".
- No i ten no... Załamał się przecież biedaczek. Wziął z nią rozwód, a ona ogoliła go co do złamanego grosza. No i rzucił się z mostu... no... a porządny był, porządny.
Westchnąłem cicho. Dziś nie miałem nastroju do żartów i śmiechu. Tkwiłem tym razem w bladej dupie i nie wiedziałem co z tym fantem zrobić.
- Słuchaj Lee... Po jaką cholerę jest ten cały nakaz odnośnie wyznawania miłości?
Lee przełknął łyk i powiedział powoli.
- Stary. Pomyśl. Przecież jak zrobisz lasce bękarta, to będą same problemy! Nie wiadomo co to się urodzi. Ty ODBIERASZ życie, nie DAJESZ. A przynajmniej to robiłeś - mruknął zmartwiony i spojrzał na mnie. Gdy już otwierał usta do gadki - szmatki "Nadal cię nie rozumiem", ja zapytałem szybko.
- No dobrze... Ale wielokrotnie pieprzyłem "przeurocze" panie, jak sam zechciałeś zauważyć i "wyznawałem" im miłość. Więc czemu akurat teraz zostałem pozbawiony przywileju śmierci? - mruknąłem.
Lee spojrzał na mnie z politowaniem.
- Ty naprawdę mało wiesz o naszym świecie.
Wzruszyłem ramionami.
- Jakoś mnie to zbytnio nie interesowało.
Lee zaczął cierpliwie tłumaczyć.
- Posłuchaj Williamie Joness. Możesz spłodzić dziecko tylko jeśli kochasz kobietę, której go robisz. Kochasz naprawdę. Jednak tu nie chodzi o puste, nic nie znaczące słowa, tylko naprawdę szczerze. Proste - nie możesz mieć bachora jeśli nie kochasz babki. I tu nie chodzi tylko o słowa. Wystarczy, że pomyślisz w pewnym momencie, jak bardzo kochasz obiekt swoich westchnień i stanie się to samo. No... więc wiesz jak jest.
Westchnąłem cicho.
- I po co ja zmarnowałem kasę na te wszystkie gumki?
Parsknął śmiechem.
- Oj Will Will.... Pędź już do swojej panny, bo się zacznie niepokoić.
Zerwałem się szybko.
- Masz rację... Matko siedzę tu już z tobą kretynie trzy godziny.
- Kretyn, nie kretyn ale kumpel doskonały, nieprawdaż.
- Tak, tak - mruknąłem nieprzytomnie. Na odchodne rzuciłem mu.
- Nara najlepszy kumplu.... i kretynie.
Idąc przez las, zmieniłem się w ponuraka. Tą z wielu mocy które mi odebrano, mogłem zatrzymać. Pobiegłem prosto pod drzwi domu Elise. Zadrapałem w nie, a po chwili pojawiła się w nich sama właścicielka rozglądając się podejrzliwe wkoło. Potem jej  wzrok padł na mnie.
- Och... piesku - powiedziała pieszczotliwie i podrapała mnie po głowie - Co tu robisz? Wchodź - odsunęła mi się, a ja wsunąłem się do środka ocierając się sierścią o jej biodro. Spojrzała mi w oczy, a potem uśmiechnęła się lekko.
- Wiesz... mój chłopak ma takie same oczy jak ty.  Są naprawdę piękne..
Zmieniłem się ku jej zdumieniu i chwyciłem ją w ramiona.
- Cieszę się, że ci się podobają - wymruczałem jej wstrząśniętej do ucha - I podoba mi się też jak mnie nazywasz.
- Will!! - powiedziała ze śmiechem - Ilu jeszcze rzeczy o tobie nie wiem?
Uśmiechnąłem się łobuziersko.
- Nie wiem. Ale mogę ci zdradzić, że mam wytatuowanego smoka walijskiego w pewnym miejscu.
Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Serio?
Zaśmiałem się.
- Yhm. Nawaliłem się kiedyś z Lee no i... tak jakoś wyszło - mruknąłem.
- Muszę poznać tego twojego Lee - wymamrotała - Niezły z niego kabareciarz.
Zaśmiałem się. O 2.30 w nocy Elise poszła do pokoju, żegnając mnie wyjątkowo długim i słodkim pocałunkiem. Wydawało się, że wszystko było takie piękne. Jednak nie było. Musiałem rozwikłać sprawę kim naprawdę sam jestem... i co zrobić z zabójczo szybko rozwijającymi się mocami Elise... a na dodatek co kombinuje Klaus z Victorią. To było coraz bardziej frustrujące....





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz