sobota, 12 lipca 2014

Od Willa

  Naprawdę byłem wściekły, gdy dowiedziałem się, że jakaś pijawka pogryza Elise. Moje zmartwienie wzrosło. Cały czas rozpamiętywałem scenę z uliczki. Nie widziałem twarzy byłego Cassie... Zastanawiałem się czy on może faktycznie chciał wrócić do tej pijawki... Jednak przecież widziałem jak patrzył na Cassandrę. Kochał ją i może nadal kocha...
  Gdy Elise się do mnie przytuliła,  poczułem, że robi to naprawdę. Nie dlatego, że chciała objąć przewagę w naszej mini grze kto kogo więcej pocałuje/ przytuli (5:3 dla mnie). Ani z żadnych błahych powodów. Westchnąłem cicho i oparłem policzek o jej głowę. Podniosła głowę i coś mnie wzięło, że ją pocałowałem.
O dziwo nie odepchnęła mnie, ale też pocałowała.Nie wiem ile to trwało, ale jak to skończyliśmy, nikt się nie odezwał. Elise nadal oparta ode mnie wyszeptała.
- Coraz więcej kłopotów. A wszystko przez te cholerne pijawki! Jednej się boje, druga pieprzy życie mojej siostrze i ta sama poturbowała mi przyjaciela. Nie wiem już co robić.
- Ja też się martwię. O Cassie głównie. Ciebie nie spuszczę z oka i cię wybronię... Ale ona... To coś więcej niż ból fizyczny.
- Ale co się stało? - Elise uniosła wzrok.
- Mm.... Dziś zabrałem ją trochę na miasto, żeby się rozerwała. No i poprawiłem jej humor.... Do czasu. Podejrzewam, że na sali zobaczyła mizdrzących się: pijawkę i jej byłego. Poszła za nimi.... Ja ją dogoniłem i....
- Co?
- Zobaczyłem, jak pijawka robi mu laskę -  odpowiedziałem markotnie.
- Jak to? I Cinna się na to zgodził?
- Nie widziałem jego twarzy, ale widziałem... no cóż chyba mu się podobało, jak mu to robiła.
Elise gwałtownie wstała i zaczęła się przechadzać do pokoju. Bailey łaził za nią i próbował zwrócić na siebie uwagę, a gdy go zignorowała doczepił się do mnie. Zamyślony podniosłem małego z ziemi i zacząłem się z nim drażnić.
- Ja już nic nie rozumiem. Cinna chcę ochronić moją siostrę... Ale w takim razie po co pozwala pijawce robić sobie loda?! Tego nie rozumiem.
- Może chce aby mu zaufała? - mruknąłem. To rozwiązanie też byłoby możliwe, a nawet bardzo, jednak w tej sytuacji wolałem stawiać na najgorsze.
- No dobrze... Może się z nią całować... Ale żeby aż tak....?
Nie odpowiedziałem patrząc się w szare niebo za oknem. Wszystko było strasznie skomplikowane. Może nawet łatwiej by było do końca poświęcić się przeprowadzaniu ludzi w zaświaty? Ale tu mi się podobało i trochę przywiązałem się do pewnej, małej istotki.
- Gdzie jest teraz Cassie? - spytała Elise.
- Na górze - odparłem głaszcząc Bailey'a.
- Może pójdę z nią porozmawiać...
- Nie. Lepiej nie. Cass potrzebuje teraz spokoju, aby przemyśleć sobie to wszystko i popłakać. Może jej to trochę ulży.
- Hm... No dobrze, niech będzie.
Elise znów usiadła koło mnie. Włączyła telewizor i położyła się opierając mi głowę na kolanach. Bailey ciągnął ją za włosy, ale ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi. W telewizji leciały powtórki z National Geografic Chanel, ale ani ja, ani ona nie byliśmy nimi zainteresowani. Nawet nie wiem, kiedy zamiast głaskać szczeniaka, bawiłem się włosami Elise. Zamknęła oczy, wyraźnie czując, że to robię, ale nie zaprotestowała. Obracałem jej warkocz w palcach, gdy nagle do środka weszły dwa wilkołaki. Elise natychmiast się podźwignęła. Poprawiła sobie sweter i włosy, po czym zapytała.
- Gus? Zed? O co chodzi?
- No wiesz El... Nie wiemy czy cię to zainteresuje, ale...
- No co mówcie!
- Padł kolejny atak.
Pobladła.
- Na kogo? - wyszeptała patrząc to na jednego, to na drugiego, chociaż w jej oczach dostrzegłem, że wie już o kogo chodzi.
- Zaatakowali Damona. Cinna jest wściekły na Victorię, jednak ta już chyba nie panuje nad swoją grupą. Było pięciu na jednego. Zmierzali w stronę... twojego domu. Po tym co Damon nam przekazał chcieli Cass... i dodatkowo ciebie, jednak ktoś im przekazał, że jesteś dobrze przez kogoś chroniona - tu skinął na mnie.
Elise patrzyła na nich otępiałym wzrokiem. Widziałem w jej oczach łzy, które starała się powstrzymać.
- Kiedy to się skończy? - wyszeptała - Najpierw Paul, teraz Damon... Kogo następnego zaatakują?
Nikt nie odpowiedział. Wstałem i rzuciłem.
- Pewnie chcesz odwiedzić Damona, a przy okazji Paula?
Skinęła głową.
- W takim razie chodź podwiozę cię.
Do szpitala zmierzaliśmy w milczeniu. Elise była zbyt roztrzęsiona by prowadzić, dlatego ja usiadłem za kółkiem. Nawet nieźle mi szło, choć nie miałem prawka. Zerknąłem na El. Miałem nadzieję, że wizyta  przyniesie jej  jakąś ulgę...


































 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz