środa, 16 lipca 2014

Od Willa

  Byłem zły na Elise, że się mnie chwyciła. W każdej chwili mogłem ją chcieć zabić. Jednak było za późno, by się wracać, a w środku ciemnego lasu zostawić jej też nie mogłem. Więc podążyłem prosto do jeepa. Gdy go zobaczyła, otworzyły jej się szeroko oczy.
-Skąd go masz?
Wzruszyłem ramionami.
- Wygrałem w bilard.
- Odkąd ty grasz w bilard? - przyjrzała mi się podejrzliwie.
- Odtąd kiedy twoje kółko różańcowe zwolniło mnie z większości obowiązków, księżniczko - mrugnąłem do niej - Wsiadaj.
Elise wsunęła się do środka i rozglądała się po wnętrzu.
Ruszyłem przed siebie. Jechaliśmy autostradą do New Jersey. Skręciłem w prawo po jakieś godzinie. Gdy jechaliśmy zwykłą drogą, zawładnęła mną znana siła. Zjechałem na poboczne i powiedziałem nienaturalnym głosem.
- Coś nawaliło. Sprawdzę o co chodzi.
Podniosłem maskę auta i pogrzebałem w niej chwilę.
- Niestety - rzekłem krótko - wysiadł silnik.
Elise jęknęła cicho i wysiadła z samochodu. Uniosłem brwi i oświadczyłem.
- Niech spoczywa w pokoju.
- Nie pojedzie?
- Chyba że go popchamy.
- Że też musiałeś wygrać takiego rzęcha - mruknęła cicho, a ja roześmiałem się nie swoim śmiechem. Na szczęście El nie zauważyła co się ze mną dzieje.  Próbowałem nad sobą zapanować, jednak nie udawało mi się.
- Gdzie masz komórkę? - spytałem.
- Zostawiłam w pokoju - powiedziała cicho - A ty?
- Wysiadła bateria - odparłem niewzruszony, wiedząc dobrze, że telefon ładowałem niedawno. Moja mała cząstka mnie była wściekła i wytrącona z równowagi, jednak nie mogłem nic poradzić.
Ogarnąłem wzrokiem horyzont.
- Mamy dwie możliwości. Albo złapać okazję, albo przejść się do następnego zjazdu i poszukać telefonu.
Elise milczała chwilę, a potem kopnęła wściekła przednie kolo jeepa.
- Przy następnym zjeździe jest chyba motel - odparła szczekając zębami, bo zrobiło się naprawdę zimno. - P-p-p-popilnuj samochodu.
Uśmiechnąłem się leciutko, ale bez rozbawienia.
- Nie spuszczę cię z oka księżniczko. Jeszcze za rogiem będzie czaił się Isaac.
- B-b-b-bardzo śmieszne - wyszczekała zębami mierząc mnie wzrokiem, a potem dodała stanowczo - Nie idę z tobą do żadnego motelu! - rzekła stanowczo, jednak pewien cień w jej twarzy mówił coś innego.
- Sądzisz, że my plus uśpiony motel to zbyt ryzykowna kombinacja?
Jej mina świadczyła o tym, że tak właśnie sądziła.
Oparłem się o jeepa.
- Możemy tu tak siedzieć i dalej debatować- spojrzałem na zasnute chmurami niebo - ale ta burza i tak zaraz nas pogoni.
Tak jakby matka natura postanowiła potwierdzić moje słowa, niebo rozwarło się i lunął deszcz ze śniegiem.
Elise zmierzyła mnie wzrokiem i westchnęła cicho.
- Nie możesz nas teleportować?
- Mam za mało mocy- znowu kłamstwo. Nie wiedziałem jaki to ma sens i robiłem się coraz bardziej rozgniewany.
  Dwadzieścia minut później przemoknięci do suchej nitki stanęliśmy przed wejściem do taniego motelu. Gdy brnęliśmy przez ulewę, Elise nie odzywała się do mnie szczekając zębami.
  Gdy weszliśmy, zadźwięczał dzwonek nad drzwiami i recepcjonista wstał gwałtownie, strzepując z kolan okruchy chrupek.
- Jaki ma być pokój? - spytał, oblizując palce z pomarańczowego śluzu. - Państwo azem?
- M-m-m-musimy skorzystać z telefonu - "wyszczekała" zębami.  Nie wiedziałem po kogo chce zadzwonić, jednak nieznana siła od razu podjęła decyzję. Wpłynąłem na umysł recepcjonisty i skłamał.
- Nic z tego. Pozrywało kable. Burza.
- J-j-j-jak to: p-p-p-pozrywało  kable? Ma pan komórkę?
Recepcjonista spojrzał na mnie.
- Chcemy pokój dla niepalących - powiedziałem powoli.
Elise spiorunowała mnie wzrokiem. Wiedziałem, że wolałaby by jechać ze mną samochodem, a nie nocować w jednym pokoju.
- Odbiło ci? - powiedziała bezgłośnie.
Recepcjonista postukał w klawiaturę.
- Wszystko wskazuje, że mamy... Chwila. Bingo! Apartament dla niepalących.
- Bierzemy - odparłem i uśmiechnąłem się lekko do naburmuszonej Elise.
  W tym momencie mrugnęły lampy pod sufitem i recepcja pogrążyła się w ciemności. Chwilę staliśmy bez ruchu, aż wreszcie recepcjonista pogmerał koło siebie i zapalił potężną latarkę.
- Należałem do skautów - poinformował nas. - W młodości. "Czuwaj!".
- W-w-w-więc chyba ma pan komórkę? - spytała Elise.
- Miałem. Dopóki było mnie stać na rachunki. - Wzruszył ramionami. - A mama jest strasznie skąpa.
Elise spojrzała na niego dziwnie. Stłumiłem śmiech. Fakt gość miał koło czterdziestki.
- Jak chcecie płacić? - spytał.
- Gotówką - odpowiedziałem.
Kiwając głową, zachichotał.
- To u nas powszechna forma płatności. - Pochylił się i dodał konfidencjonalnym tonem: - Ludzie nieraz chcą ukryć, co robią poza pracą, wiecie, o co chodzi...
- To szaleństwo - szepnęła cicho El.
- Pewnie. - Uśmiechnąłem się lekko - Szaleję za tobą. Ile za tę latarkę? - spytałem recepcjonisty.
Facet pogrzebał pod kontuarem.
- Mam coś lepszego: świecie typu survival. - Podsunął je nam, zapalając jedną. - Są darmowe, nie płacicie ekstra. Jedną postawcie w łazience, a drugą koło łóżka, światło będzie jak od lampy. Dorzucę wam zapałki. Nawet jak się to nie przyda, zostanie miła pamiątka.
- Dzięki. - Ująłem Elise pod łokieć i poprowadziłem w głąb korytarza.
  Gdy weszliśmy do sto szóstki, zaryglowałem drzwi. Płonącą świecę postawiłem na nocnym stoliku i odpaliłem od niej drugą. Zdjąłem czapkę i otrzepałem mokre włosy.
- Weź prysznic - zwróciłem się do El, zaglądając do łazienki. - Jest mydło i dwa ręczniki.
Elise bez słowa poszła do łazienki.  Gdy ona brała prysznic, ja kłóciłem się gorączkowo z tą siłą. Teraz coś mi kazało tam wejść i utopić ją w tej wodzie... Druga część mi tego zabraniała.  Po parunastu minutach, gdy ogromnym trudem udało mi się powstrzymać przed tym czynem, Elise wyszeptała przez drzwi.
- Will?
- Skończyłaś?
- Zdmuchnij świecę.
- Załatwione - odszepnąłem.S
Zaśmiałem się cicho. Elise zdmuchnęła swoją świece i wyszła z łazienki - w ciemność.
- Ciuchy mi przemokły, nie mam co na siebie włożyć - mruknęła.
I widziałem to doskonale. Mimo iż świecie były zdmuchnięte, a w koło panował potworny mrok, ja i tak doskonale widziałem w ciemności.  Zerknąłem na jej majtki i koszulkę i z lekkim uśmiechem odwróciłem wzrok. 
 Potem ja szybko wziąłem prysznic. Choć nie potrzebowałem się myć, tak jak kupować ciuchów - moje ciało było niezdatne na bród i gdy tylko ja sobie zażyczyłem, by było po prostu czyste, to takie było. Jednak dla świętego spokoju to zrobiłem.
   Koszulka przemokła mi doszczętnie, za to jeansy jakoś się trzymały. Gdy podszedłem do Elise i wziąłem ją na ręce, bo siedziała na podłodze, bez słowa patrzyła się na mój tatuaż i cały tors. Teraz ten impuls znów kazał mi ją udusić... Jednak znów go powstrzymałem. Lepiej sobie radziłem, jak  była blisko mnie.
- Po której stronie chcesz spać?  -spytałem z chytrym uśmieszkiem.
- Yyy....
- Zdenerwowana? - spytałem rozbawiona.
- Nie - odparła obojętnie.
 - Fatalny z ciebie kłamczuch - powiedziałem z uśmiechem. - Najgorszy jego go znam.
Wzięła się pod boki komunikując: "Słucham" gdy tylko posadziłem ją na brzegu łóżka.
Pochyliłem się, aby sięgnąć bo jakiś bibelot który spadł z łóżka i wtedy stało się coś dziwnego. Elise wyciągnęła rękę i dotknęła brzegu mojego tatuażu. Zesztywniałem, a potem zobaczyłem jak przewraca białkami.
 Zakląłem cicho. Słyszałem, że śmiertelnicy którzy dotkną takiego tatuażu mogą zobaczyć wizję... - cząstkę życia tego, który nosi ten tatuaż. Byłem coraz bardziej rozgniewany. Po jakie licho go dotykała?!
 Po dziesięciu minutach "wróciła". Zsunęła palec z mojego tatuażu i połączenie się zerwało. Coraz bardziej zły unieruchomiłem jej ręce.
- Nie powinnaś była tego robić - starałem się opanować gniew - Co zobaczyłaś.
Walnęła mnie kolanem w żebro.
- Puszczaj!!
Usiadłem na niej, tak że nie mogła poruszać nogami. Z rękami przypartymi do łóżka, bezskutecznie próbowała mi się wyrwać.
- Puść, bo zacznę krzyczeć!!
- Przecież krzyczysz. A robienie zamieszania nic ci tutaj nie da. To zwykły burdel, a nie motel - uśmiechnąłem, a w jej oczach zobaczyłem, że robię to jakbym miał ją zaraz zabić. - Elise, masz jeszcze szansę! Co widziałaś?
Tłumiła płacz. Patrząc na mnie krzyknęła.
- Rzygać mi się chce! - zawołała. - Kim jesteś?! Kim NAPRAWDĘ jesteś?!
Ponuro wykrzywiłem usta.
- Ciepło, ciepło...
- Chcesz mnie zabić!!!
Twarz mi nawet nie drgnęła, ale oczy skamieniały.
- Jeep wcale się nie zepsuł, prawda? - zapytała. - Kłamco! Przyprowadziłeś mnie tu, żeby mnie wykończyć. Jak mówił Lee! No więc na co czekasz? - wypluwała słowa, próbując zagłuszyć zgrozę. - Planowałeś to od samego początku?! Zabijesz mnie?! - Wbiła we mnie wzrok z ogromną nienawiścią.
- Brzmi kusząco - szepnąłem cicho.
Wkręcała się pode mną. Próbowała obracać  się na boki. I w końcu stwierdziła, że nie warto tracić energii i się uspokoiła. Popatrzyłem jej prosto twarz. Czułem, jak oczy emanują mi zielenią.
- Założę się, że jesteś w siódmym niebie - powiedziała.
- Oj, bo jeszcze wygrasz.
Słyszałem jak łomocze jej serce.
- Załatw to! Od razu!
- Mam cię zabić? - spytałem.
Kiwnęła głową.
- Ale najpierw powiedz mi dlaczego? Dlaczego akurat ja?
- Bo spotkałaś mnie w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie - szepnąłem.
- I tyle? Nie dodasz nic więcej?!
- Na razie nie.
- Co to ma znaczyć? - znów podniosła głos. - Czy reszty się dowiem, jak w końcu się przełamiesz i będzie po wszystkim?
- Nie muszę się przełamywać - zimna furia zaczęła mnie powoli opuszczać i dodałem łagodne - Gdybym pięć minut temu chciał cię zamordować, to już byś nie żyła.
Przełknęła ślinę i popatrzyła na mnię.
- A ten cały Lee i Cho? - spytała, dysząc. - Są tacy jak ty, prawda? Jesteś.... śmiercią - głos załamał jej się przy ostatnim słowie.
  Westchnąłem cicho. Zelżyłem uścisk.
- Wysłuchasz mnie, jeśli cię puszczę?
- Nawet jak ucieknę, to mnie tu przywleczesz!
- No właśnie... Więc po co robić sceny?
- Ta Cho... którą całowałeś.... To twoja dziewczyna?
Pokręciłem głową.
- Jest we mnie zakochana, ale ja nigdy nie odwzajemniłem i nie odwzajemnię jej uczucia - odparłem sucho puszczając powoli Elise.
Gdy tylko odzyskała swobodę, zaczęła mnie tłuc pięściami.
Niewzruszony czekałem.
- Już? - spytałem gdy wyczerpana opadła na lóżko.
- Nic... Nie czujesz?!
- Blokuję cię - odparłem spokojnie.
- Więc czemu... wtedy... nie blokowałeś Victorii.
- Nie miałem mocy.
- A teraz masz - szepnęła.
Pokiwałem głową.
- Okłamałeś mnie... Po co to wszystko?
Westchnąłem.
- Wytłumaczę ci wszystko potem, jednak teraz zbierajmy się... - odparłem.
Potem Elise opowiedziała mi o Victorii i Klausie. Zaniepokojony zagryzłem wargę.
- Muszę to zbadać. A teraz poczekaj tu. Wezmę tylko samochód i przeteleportuję nas do domu mojej matki.
Skinęła głową, a je teleportowałem się do auta.
Dziś wydarzyło się stanowczo za dużo... Miałem nadzieję, że Elise nie znienawidzi mnie do reszty... Chciałem jej wszystko wytłumaczyć, choć wiedziałem, że może spotkać mnie kara. Trudno... Trzeba zaryzykować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz