wtorek, 15 lipca 2014

Od Cassandry

Stałyśmy z Sam przed naszym ulubionym lokalem. Drzwi bistra Enzo uchyliły się zapraszając zapachami ulatniającymi się ze środka.
- Mmmm - wymruczała - Choć, nie ociągaj się.
Czułam promienie słońca na twarzy, kiedy szłyśmy przez parking, i wtedy właśnie go zobaczyłam. Biały volkswagen kabriolet z kartką "Do sprzedania" przylepioną do okna i ceną tysiąc dolarów do negocjacji.
- Ślinisz się - oznajmiła Sam, zamykając moją żuchwę palcem.
Westchnęłam cicho. Nie miałam jeszcze prawda jazdy, to nie znaczy, że nie zamierzałam zrobić. A potem... Już widziałam się w takim białym cudeńku.
- Nie masz tysiąca dolarów do pożyczenia? -spytałam.
- Nie mam pięciu do pożyczenia. Moja świnka skarbonka została oficjalnie anorektyczną.
Znów westchnęłam tęsknie w stronę kabrioletu.
- Potrzebuję pieniędzy. Potrzebuję pracy. - Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie znów siebie za kierownicą tego samochodu, ze spuszczonym dachem i wiatrem rozwiewającym mi włosy. Gdybym miała kabriolet, nie musiałabym już więcej prosić nikogo o podwiezienie... Mogłabym pojechać dokąd i kiedy bym chciała.
- Aha, ale praca oznacza, że zasadniczo musisz pracować.Chodzi mi o to, czy jesteś pewna, że chcesz zmarnować całe lato, pracując gdzieś za nędzne pieniądze. Możesz nie wyrobić, albo coś w tym rodzaju.
   Wygrzebałam z plecaka skrawek papieru i nabazgrałam numer telefonu podany na samochodzie. Może przekonam właściciela, żeby spuścił z dwieście dolarów. Tymczasem dodałam przejrzenie ogłoszeń o pracy dorywczej do listy rzeczy zrobienia po południu. Praca oznaczałaby wprawdzie czas bez Cinny, ale również własny środek transportu. Bardzo kochałam Cinnę, on jednak zawsze sprawiał wrażenie takiego zajętego... czymś. Co sprawiało, że nie mogłam liczyć na dostępność jego samochodu.
  W Enzo Sam i ja zamówiłyśmy mrożone kawy i pikantne sałatki z orzechami pekan, po czym usiadłyśmy z tym wszystkim przy stoliku. Przez kilka ostatnich tygodni lokal przeszedł gruntowany remont, żeby dorównać kroku dwudziestemu pierwszemu wiekowi.  Bardzo podobało mi się nowe wnętrze, choć było trochę... ekstrawaganckie.
Gdy Sam wcinała, opowiadając jaki Paul jest seksowny i ostry w łóżku, oraz, że w ogóle nie chciał dawać jej spokoju, ja zakrztusiłam się orzeszkami. Gdy wreszcie skończyła, mruknęłam.
- Martwię się trochę o Elise. Niby jest u Gus'a... Ale jakoś nie mogę uwierzyć, że z samej woli. No i po co tam siedzi, jak ma własny dom? Czyżby postanowiła się odizolować od Joego? A co jeśli... Gus ją więzi? - spytałam z przestrachem. Trochę przesadzałam, ale nigdy nic nie wiadomo.
Sam parsknęła tymi swoimi orzeszkami, a ja spojrzałam na nią pytająco.
- Cass, spokojnie, Sierściuch Gucio nigdy by nie zrobił twojej siostrze nic złego. On ją uwielbia, przez wielkie U. Czasem zastanawiam się, czy się w niej nie buja.
Przewróciłam oczami.
- Sam, zaczynasz naprawdę przesadzać...
Wzruszyła ramionami i filuternie ugryzła jednego orzeszka. Nagle koło nas przeszedł dosyć przystojny chłopak, w naszym wieku. Umięśniony blondyn mrugnął do Sam. Odpowiedziała mu, a on skierował się do stolika niedaleko nie spuszczając z niej wzroku. Gdy Sam już wstawała, niby by odnieść półpełną miskę, choć zawsze dojadała do końca, zatrzymałam ją.
- Sam - powiedziałam spokojnie - Nie jesteś już singielką i masz chłopaka.
Spojrzała na mnie przez chwilę z zawodem, a potem westchnęła i opadła na krzesło.
- Czasem żałuję - mruknęła, a gdy spojrzałam na nią karcącą wytłumaczyła szybko - To znaczy tylko w takich momentach.
Przewróciłam oczami. Oj ta Sam...
- Kiedy spotykasz się z Cinną? - zmieniła temat.
- Dziś wieczorem - odparłam radośnie. umysł podsuwał mi różne pikantne obrazy, których raczej nie chciałabym nikomu pokazywać. Spłonęłam rumieńcem i wbiłam wzrok w własne palce.
Resztę czasu spędziłam rozmyślając o Elise i o tym, co robi u Augsta. Coś tu się nie zgadzało... Zupełnie nie zgadzało...

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz