piątek, 11 lipca 2014

Od Willa

- Czy te zjawy mi coś zrobią? - spytał chłopiec zlęknionym głosem. Zwichrzyłem mu czuprynę.
- Nie martw się Steven, nie tkną cię, jeśli nie masz czegoś poważnego na sumieniu.
Zadrżał cicho.
- Chyba mam.
- Tak, a co? - przyjrzałem mu się uważnie. Zbliżaliśmy się do bramy, a on denerwował się coraz bardziej.
- Nooo... Nie powiesz nikomu?
Nie powiedziałem mu, że raczej nie będzie już po co komu mówić, bo byłoby to dosyć chamskie. Za to przyrzekłem solennie, że nie powiem.

- No więc... Ukradłem ciotce Marge pasek i schowałem go u siebie pod łóżkiem, aby przestała mnie bić - powiedział wstydliwie i wbił wzrok w buty, a potem zapewnił solennie - Ja jestem dobrym chłopcem i nie schowałbym normalnie tego paska, bo wiem, że czasem zdawało mi się palnąć jakieś głupstwo... Ale strasznie bolało, już nie dałem rady! - wyznał płaczliwie.
Spojrzałem na niego ze smutkiem. Tak było mi go żal. Zginął pod kołami samochodu, gdy uciekał przed swoim pijanym ojcem. Westchnąłem. Może dobrze, że umarł. Przynajmniej skróciło mu to cierpienia...
  Nagle jedna ze zjaw nadleciała w moją stronę, próbując wyssać ze mnie brudne wspomnienia. Fakt, miałem wiele z nimi wspólnego.

http://i2.pinger.pl/pgr214/db12089d002ce6a0513e23e1

Uderzyłem ją w zakapturzoną twarz, a ona posłusznie odleciała. Ostatnio strasznie świrowały...
Chłopca pożegnałem pod bramą.
- Nie martw się. Pójdziesz tą ścieżką, aż do drugiej części nieba. Tam.. zapadnie wyrok w twojej sprawie. Lecz jestem pewny, że trafisz do tego sławnego raju... Nie wiem czy istnieje naprawdę, nigdy tam nie byłem. Ale trzeba zdać się na słowa starszych.
- A jeśli... trafię do piekła? - pisnął.
- To diabli będą cię kuć widłami - zażartowałem, a potem puściłem do niego oko - Nie trafisz. Jesteś bardzo grzecznym chłopcem, a... em... Stwórca na pewno nie weźmie ci za złe, że się broniłeś. W najgorszym przypadku trafisz do Czyśćca, ale to już w naprawdę najgorszym.
Steven wyraźnie podniesiony na duchu objął mnie.
- Dziękuje ci... Jesteś dla mnie prawdziwym i jedynym przyjacielem w moim życiu.
Do oczu cisnęły mi się łzy. Tak szkoda było mi chłopaka... Jednak sucho pożegnałem się z nim i odszedłem słysząc skrzypnięcie bram....

- Joe... Joe... Joe!!
Roztargniony zlokalizowałem źródło hałasu. To była Cassie. Minął już tydzień odkąd Cinna z nią zerwał, a wcale nie wyglądała dobrze. Jej zaczerwienione oczy świadczyły o tym, ze często płakała. Współczułem jej naprawdę, zwłaszcza, że widywali się tutaj. Alfa nie miał wyboru i musiał tu wpadać. Doskonale znałem ten ból... Widziałem to w jej oczach. Starała się go unikać, ale bywały momenty, gdy nie dawała rady. On starał się do niej mówić... Witał ją... Żegnał. Ale ona zupełnie go olewała. Wczoraj siedziałem naprzeciwko niej, gdy Elise wraz z Cinną rozmawiali ze sobą szeptem przez dłuższą chwilę. Widziałem ten niemiłosierny ból w jej oczach... i jego. Ale chyba Cassie go u Cinny nie widziała, bo popadała coraz w większą depresję tkwiąc w przekonaniu, że istotnie znudził się nią i lepiej mu z tą atrakcyjną i seksowną wampirzycą.
  Tak. Jeśli tu ktoś zasługiwał na współczucie to właśnie ona.
- Co mówiłaś? - spytałem unosząc brwi.
- Pytałam, czy chcesz może masło orzechowe... - odparła, jednak będąc daleko myślami.
- Nie dzięki - mruknąłem. Zdecydowany podszedłem do niej i powiedziałem.
- Idź się ubierz i ogarnij. Wychodzimy.
- Gdzie? - spytała roztargnionym tonem, a potem mruknęła - Nie mam ochoty Joe.
- Czekam - urwałem bezdyskusyjnie - Masz pięć minut.
Chciałem to też zaproponować Elise, ale świetnie bawiła się w towarzystwie swojego kółka różańcowego. Wiedziałem, że banda nie prędko wyjdzie i będzie bezpieczna. Więc czekałem tylko na Cass.



























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz